poniedziałek, 8 czerwca 2015

Epilog

3 LATA PÓŹNIEJ....

- Juliaaaaan! Pospiesz się, twój syn nie chce czekać!- wydarłam się, stojąc przy drzwiach i chwytając się za brzuch. Czekałam na Włodarczyka, który musiał akurat dziś zapodziać kluczyki.
- Już!
- Ja tu rodzę!- przypomniałam mu.
- No wiem, nie krzycz na mnie!- przybiegł z kluczykami i torbą. Nie wiem jakim cudem zaniósł mnie do samochodu, bo ważyłam chyba tonę jak nie więcej. Starałam się głęboko i miarowo oddychać. Wojtek pędził jak szybko tylko mógł do szpitala. Pomógł mi wysiąść z auta i skierowaliśmy się do środka. 
- Halo! Moja żona rodzii!!!- wydarł się głośniej niż ja.
- Ale po co pan tak krzyczy?- ze stoickim spokojem podeszła do nas pielęgniarka. 
- No niechże pani coś zrobi!- zażądał. Kobieta posadziła mnie na wózku i zawiozła na salę. Ból był nie do wytrzymania. Darłam się ile sił w płucach. Każda sekunda wydawała się mi torturą. 
- Już niedługo!- krzyknął do mnie lekarz.
- Obiecanki cacanki! Niedługo było 5 godzin temu! 
- Spokojnie skarbie- Wojtek ściskał moją dłoń.
- Spokojnie!- wkurzyłam się. Właściwie to nad sobą nie panowałam. Jeszcze nigdy nie wpadłam w taki szał. Przyciągnęłam go za koszulkę i spojrzałam groźnie.- Popatrz co ty mi zrobiłeś! Nienawidzę cię Włodarczyk! Nigdy więcej nie wpuszczę się do swojego łóżka! Żądam rozwodu! Zaraz dzwonie do prawnika!- wydzierałam się po nim, puszczając tego typu frazy przez godziny, a on to spokojnie znosił.
- Mamy go!- usłyszałam w końcu upragniony dźwięk jakim jest płacz dziecka- mojego synka.
- Już po wszystkim- uśmiechnęła się do mnie pielęgniarka. A ja z uśmiechem na ustach i łzami na policzkach, położyłam głowę na poduszce. 
- Proszę to wasz syn- po niedługim czasie, kobieta podała nam synka do rąk.
- O raju, jaki malutki- zachwycałam się.
- Mogę?- spytał nieśmiało Wojtek. Wziął swojego pierworodnego na ręce i na jego twarz wpłynął największy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałam. Nie było dla mnie piękniejszego widoku na świecie niż ten, który miałam przed sobą- wspaniałego męża z naszym dzieckiem.
- Jest cudowny- spojrzał na mnie.
- Przepraszam, ale jeszcze musimy wziąć synka na badania- pielęgniarka wzięła dziecko od siatkarza i po chwili zostaliśmy sami. Wojtek pocałował mnie, a ja chętnie odwzajemniłam pocałunek.
- Już nie chcesz mnie wykastrować?- spytał ze śmiechem, a ja po chwili do niego dołączyłam.
- Przepraszam, nie pamiętam nic z tego co powiedziałam. 
- Czyli nie chcesz rozwodu?- droczył się ze mną dalej.
- Nie- uśmiechnęłam się lekko do niego i pożyłam dłoń na jego policzku.
- Kocham was nad życie, Maja.
- My ciebie też- zapewniłam. Przetrwaliśmy. Mimo wszystko. Los niejednokrotnie chciał nas rozdzielić, ale nie pozwoliliśmy na to. Nasz związek wydawał się czymś naturalnym. Nie wiem jak mogłam kiedykolwiek być z kimś innym albo wahać się, czy być z Wojtkiem. Odnosiłam momentami wrażenie, że urodziliśmy się tylko po to, być razem.



KONIEC


---------------------------------------------------------------------
Dziękuje za blisko 70 tyś wyświetleń, za 52 obserwatorów i mnóstwo komentarzy nie sądziłam, że kiedykolwiek osiągnę taki wynik ;) Dlaczego Epilog właśnie dziś? Bo minął dokładnie rok odkąd dodałam swój pierwszy post na siatkarskim blogu :3
Trudno mi się rozstać z tym opowiadaniem i bardzo mi miło, że nie chcieliście, by sie skończyło, ale wychodzę z założenia, że jeśli miałabym pisać tasiemca i to zepsuć to lepiej skończyć to teraz ;)
Będzie mi ogromnie miło jesli zajrzycie na kolejnego bloga:
only-i-want-is-you.blogspot.com
Tym razem bohaterka to samotna, młoda matka, która od życia dostaje same baty. Nie jest tym kim by chciała być, nie robi wielkiej kariery, nie pojedzie nagle do Spały, a ledwo wiąże koniec z końcem.
Pierwszy raz tutaj i ostatni proszę o komentarz, każdego kto to przeczyta ;) Może być nawet emotikonka ;)
Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy
Całuję <3 ( odpowiadając na komenatarz Wasz NIEZMIENNY <3)
Lemurek79

sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział 31

   Spoglądałam za oddalającym się Wojtkiem z rosnącym niepokojem. Bardzo chciałam go zatrzymać. Jednak wewnętrzny strach, a raczej ogromne przerażenie sparaliżowało, całe moje ciało. Stałam jak słup soli i w myślach wyzywałam siebie od kretynek. W głębi duszy czułam, że to wszystko nie wyjdzie nam na dobre. Jedyny gest na jaki było mnie stać, to otoczenie się ramionami.
- Maja, co się dzieje?- spytała zdezorientowana Ola. Chciała dotknąć mojego ramienia, ale odsunęłam się, nim jej ręka zdołała się za bardzo zbliżyć. To wywołało jeszcze większe zdziwienie. Nie mogłam się przemóc. Ledwo zagojone rany, zostały rozdrapane.
Wszyscy zgromadzeni wymieniali pytające spojrzenia. Nagle zapragnęłam stamtąd uciec, znaleźć się w bezpiecznych czterech ścianach, wtulona w przyjmującego. Dopadł mnie ogromny smutek, nieco mniejszy jak ten po TYM zdarzeniu. Rozglądnęłam się za drogą ucieczki. Serce zaczęło bić w niemiłosiernie szybkim tempie. Musiałam nabierać raz po raz coraz więcej powietrza. Płuca miały wystarczającą ilość tlenu, ale mózg oszukiwał ciało, wmawiając, że nie ma go wcale.
- Majka! Powiesz wreszcie o co chodzi? Od jakiegoś czasu jesteś bardzo dziwna, a teraz to wszystko!...- zaczęła gestykulować.- Ja już zaczynam się bać! Szczerze mówiąc w obecnej chwili jestem przerażona!
Ja też byłam. Najbardziej z nich wszystkich. Blondynka chwyciła mnie mocno i stanowczo za dłoń, uniemożliwiając mi cofnięcie się. Fakt, że byłam w samym centrum zdarzeń tylko pogarszał mój stan. Już nie słyszałam wyraźnie tego co się do mnie mówi. Już prawie nie widziałam tych wszystkich ludzi, którzy szeptali domysły między sobą.
Kolejne sekundy- coraz szybsze nabieranie powietrza. Nie byłam pewna, czy można by to nazwać oddychaniem, a może raczej gwałtowanie łapanie tlenu w usta. Wiedziałam, że już nie powstrzymam napadu paniki. Sekret tkwił w szybkim uspokojeniu oddechu, przez zrelaksowanie się w poczuciu bezpieczeństwa. Nie czułam się ani trochę spokojna, zrelaksowana, czy bezpieczna. Byłam w stanie myśleć tylko o tym, że Wojtek go goni, a może już go złapał. A jeśli go złapał, to czy nic mu nie jest. Czułam dotkliwe kłucie w piersi, spowodowane obawą o jego osobę.
   W końcu to się stało- upadłam. A przed upadkiem mojego ciała, uchroniły mnie czyjeś ręce. Mój organizm zapomniał jak się oddycha. Role się odwróciły- płuca domagały się tlenu, ale mózg odprawił te prośby z kwitkiem. Opadłam z sił.
Czułam się jakbym spadała w przepaść, niemającej końca. Nie było przed tym ucieczki. Nie miał mnie kto uratować. Choć sytuacja była beznadziejna, to nie był koniec. Nie mógł być. To nie był ten czas. Moje powieki odnalazły siłę, by stracić z siebie niewiadomego pochodzenia ciężar i unieść się. Od razu moje oczy zaatakowało ostre światło. Zamrugałam kilkakrotnie, by móc bez rozdrażnienia rozejrzeć się wokół. Jednak nie musiałam tego robić, by dowiedzieć się gdzie jestem. Zdawałam sobie doskonale sprawę, że znajduje się w szpitalu.
- No, dziewczyno!- usłyszałam pełen głos ulgi. Pożałowałam, że się obudziłam. Wszystko byleby uciec spod krzyżowego ognia Oli.- Chyba mamy do pogadania- oznajmiła. Podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Pójdę po lekarza- oznajmił Karol, którego dopiero teraz dostrzegłam.
- Gdzie Wojtek?- spytałam słabym głosem.
- Nie mam pojęcia- westchnęła głośno.- Próbowaliśmy się do niego dodzwonić, ale bezskutecznie.
To ponownie zaczęło się dziać. Zbyt mało powietrza....
- No! Tylko bez kolejnego napadu paniki!- w sali pojawił się lekarz. Podał mi bez słowa papierową torbę.- Jeśli pani poczuje, że nadchodzi kolejny atak, proszę w tym oddychać. Powinno pomóc we wczesnej fazie.
Pokiwałam lekko głową. Musiałam się uspokoić. Akurat w tym właśnie momencie, musiałam trzeźwo myśleć i skupić się na siatkarzu. Przez głowę przeszło mi milion obaw związanych z tym, gdzie on teraz może być, łącznie z tą, że leży nieżywy w jakimś rowie.
- Właściwie może pani jechać już do domu. Tylko liczę, że nie zostanie pani dziś sama. Pójdę po wypis.
- Powiesz nam w końcu co się dzieje?- spytała Ola, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Pokręciłam przecząco głową. Zrobiłam ostatnimi czasy tyle małych kroczków na przód, a teraz tym jednym incydentem on to wszystko zniszczył.
   W pośpiechu wyszliśmy ze szpitala. Z trzęsącymi się rękoma wykręcałam numer do Wojtka, błagając w myślach, by odebrał. Niestety, na nic zdawało się moje wydzwanianie. W dodatku kompletnie nie wiedziałam, gdzie go szukać. Podjechaliśmy pod halę i na moją prośbę przeszukaliśmy teren. Potem para uparła się, że muszę koniecznie coś zjeść i pojechaliśmy do restauracji. Jak mogłam cokolwiek przełknąć, kiedy żołądek zacisnął się z nerwów? W końcu, ku mojej uldze na wyświetlaczu telefonu zobaczyłam zdjęcie przyjmującego.
- Wojtek?! Gdzie jesteś?!
- Maja, spokojnie. Tylko się nie denerwuj...- zaczął. Wielką ulgą było móc słyszeć jego głos.
- Nic ci nie jest?! Gdzie jesteś?!
- Na komisariacie....
- Co...?- złapałam się za głowę.- Podaj adres zaraz będę po ciebie!- zadecydowałam i po uzyskaniu informacji, pobiegłam zapłacić rachunek, po czym popędziliśmy wraz z Kłosem i jego dziewczyną do auta. Droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Wpadłam jak oszalała na posterunek, żądając informacji. Policjant próbował mnie uspokoić, ale na niewiele się to zdało. Nareszcie zostałam zaprowadzona do pokoju, w którym siedział Wojtek. Od razu rzuciłam mu się na szyję, nie patrząc, że za biurkiem siedzi funkcjonariusz.
- Tak się martwiłam- przyznałam.- Nic ci nie jest?- spojrzałam na jego lekko poobijaną twarz.
- Jemu nic... To nie pani chłopak jest tu ofiarą.
- Co się stało?
- Dostał to na co zasłużył!- wkurzył się siatkarz.
- Niech pan nie mówi czegoś, czego może pan żałować. Grozi panu zarzut ciężkiego pobicia. Złamani nosa z otwartym przemieszczeniem nie jest już niewinną szarpaniną. Sprawa skończy się w sądzie, ponieważ ofiara złożyła zawiadomienie o przestępstwie.
- To nie żadna ofiara!- wściekłam się.- On mnie zgwałcił!- krzyknęłam i usłyszałam jak ktoś głośno wdycha powietrze. Dopiero w tym momencie uświadomiłam sobie, że nie przejmowałam się zamykaniem drzwi, gdy wpadłam tu jak huragan, przez co nasi przyjaciele usłyszeli wszystko.
- To bardzo poważne oskarżenie...- powiedział powoli mężczyzna.
- Ale to prawda!- łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Nie chciałam tego zgłaszać, chciałam o tym zapomnieć. Wcześniej myślałam o tym, żeby moje rany jak najszybciej się zagoiły, a teraz.... Mogłam mieć je rozszarpane, mogły się nie zabliźniać, byleby ocalić Włodarczyka. Miał kłopoty i to przeze mnie. Miał kłopoty, bo zamiast postąpić słusznie, byłam egoistką. Miał kłopoty, ponieważ nie zgłosiłam zdarzenia na policję.
   Przez następne półtorej godziny musiałam opowiadać wszystko po kolei. Pierwszy raz od czasu, kiedy mnie zgwałcono, byłam zmuszona mówić obcym ludziom sekunda po sekundzie co się ze mną działo. Przeżywałam cały ten koszmar jeszcze raz. Po wyjściu z komendy nie chciałam, by ktokolwiek mnie dotykał. Po raz kolejny czułam się brudna, niepotrzebna, jak przedmiot, jak śmieć, bezwartościowa. Byłam roztrzęsiona, tak samo jak przedtem. Włodarczyk był zdezorientowany, nie wiedział jak mi pomóc, a ja nie ułatwiałam mu zadania.
- Maja, tak mi przykro...- zaczęła Ola, ale uciszyłam ją gestem ręki.
- Nie chcę o tym rozmawiać. Chcę już wrócić do domu...

2 MIESIĄCE PÓŹNIEJ...
  Dziś miała się odbyć ostatnia rozprawa przeciwko mojemu oprawcy. Wojtek został uznany za winnego i musiał zapłacić odszkodowanie i to całkiem znaczne. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Sytuacja nie wzmocniła naszego związku, a mocno nim zachwiała. Słabliśmy z dnia na dzień. Oboje mieliśmy dość tej całej chorej sytuacji.
   Staliśmy pod salą sądową razem z adwokatem i Gosią, która zgodziła się zeznawać. Czarno widziałam ten proces. Wojtek był pewien, że sprawiedliwość w końcu zatriumfuje.
   Po incydencie meczowym na nowo musiał mnie przyzwyczajać do swojego dotyku. Ponownie mu się to udało. Nie wiedziałam skąd bierze tyle sił i cierpliwości.
   Nadszedł ten moment, kiedy weszliśmy na salę, a on siedział już tam, wpatrzony we mnie, z uśmiechem na ustach. On wiedział tak samo jak ja, że dzisiaj to dla niego skończy się dobrze. Ugięłam się pod jego palącym wzrokiem i wtuliłam się mocno w ramiona przyjmującego.
- Nic ci nie grozi- szepnął mi na ucho.
   Tak jak się spodziewałam, nic nie szło po naszej myśli. Pojawiło się dwóch świadków oskarżonego, którzy potwierdzali jego alibi. Gdybym zgodziła się na badania od razu po zdarzeniu, miałabym niezbite dowody, a tak...
-.... Sąd uniewinnia oskarżonego od dokonania zarzucanego mu czynu. Z uwagi na treść wyroku sąd postanowił uchylić środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania. Proszę usiąść.
Po przeczytaniu wyroku, Włodarczyk musiał mnie trzymać, bo prawie upadłam. Miałam rację, sprawiedliwość nie istnieje. On w dalszym ciągu pozostawał bezkarny.
- Na pewno tego tak nie zostawię!- warknął siatkarz, gdy wyszliśmy z sali.- Wniesiemy o apelację- zapewnił mnie.
- Nic to nie zmieni- powiedziałam załamanym głosem. Schowałam się za plecy przyjmującego, gdy ten potwór zbliżał się do nas.
- Jest nieziemska w łóżku co?- szepnął w stronę Wojtka, tak abyśmy tylko my to słyszeli. To podziałało na mojego chłopaka jak płachta na byka i już się na niego rzucał, ale resztkami sił go powstrzymałam.
- Zostaw go, proszę. Znowu mu się upiecze, a ja cię stracę- objęłam go rękoma i w końcu przestał stawiać opór. Pozwolił mojemu oprawcy odejść.

Miesiąc później...
   Nie potrafiłam wziąć się w garść. W dalszym ciągu byłam nękana przez duchy przeszłości. Z Wojtkiem mieliśmy swój pierwszy kryzys. Wiedziałam czego mu brakuje i wiedziałam, że nie zmuszę się, żeby mu to dać nawet jeśli to miałoby oznaczać uratowanie naszego związku. Rozpadaliśmy się, a ja nie mogłam tego poskładać. Nie było tak jak na początku. Nie było zapewnień o miłości, które tak bardzo potrzebowałam słyszeć.
- Możemy porozmawiać?- spytałam szeptem. A on skinął głową.- Wiem, że nie jest między nami ostatnio najlepiej....
- Maja...- westchnął.- Co chcesz żebym ci powiedział? Że to przetrwamy?  Że poradzimy sobie z tym? Sam siebie o to pytam codziennie. Nie umiem ci pomóc i nie wiem czy chcesz, żebym to był ja.
- To znaczy, że chcesz odejść- stwierdziłam. Nie wszystko w życiu kończy się dobrze a czasem miłość nie wystarcza.

---------------------------------------------------------------------------------------

08.06 EPILOG

Tak koniec już bardzo bliski. Epilog pojawi się 08, dlaczego dowiecie się tego dnia ;)
Tymczasem już teraz zapraszam na nowego bloga, a którym już dzisiaj pojawi się pierwszy rozdział ;) Siatkarz może nie popularny, choć może od następnego sezonu będzie bardziej znany. Zajrzyjcie i pozostawcie po sobie ślad ;)

http://only-i-want-is-you.blogspot.com/

Już ostatni raz tutaj: Do następnego <3