piątek, 14 sierpnia 2015

SIATKARSKA BIBLIOTEKA

Uwaga ;)
Z racji tego, ze już dawno o tym myślałam i korzystając z okazji, ze nie wolno mi się ruszyć z domu, założyłam Siatkarską Bibliotekę poświęconą moim i Waszym historia ;) Ma to za zadanie promowanie blogów, a także ułatwienie ich znajdywania. Mam nadzieję, że będziecie zgłaszać Wasze autorskie blogi bądź też Wasze ulubione ;) Niech Biblioteka się prędko zapełni :) Nie mogłam znaleźć spisu, który byłby aktualizowany na bieżąco więc postanowiłam coś z tym zrobić :)
http://siatkarska-biblioteka.blogspot.com/
Zapraszam ;)

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Epilog

3 LATA PÓŹNIEJ....

- Juliaaaaan! Pospiesz się, twój syn nie chce czekać!- wydarłam się, stojąc przy drzwiach i chwytając się za brzuch. Czekałam na Włodarczyka, który musiał akurat dziś zapodziać kluczyki.
- Już!
- Ja tu rodzę!- przypomniałam mu.
- No wiem, nie krzycz na mnie!- przybiegł z kluczykami i torbą. Nie wiem jakim cudem zaniósł mnie do samochodu, bo ważyłam chyba tonę jak nie więcej. Starałam się głęboko i miarowo oddychać. Wojtek pędził jak szybko tylko mógł do szpitala. Pomógł mi wysiąść z auta i skierowaliśmy się do środka. 
- Halo! Moja żona rodzii!!!- wydarł się głośniej niż ja.
- Ale po co pan tak krzyczy?- ze stoickim spokojem podeszła do nas pielęgniarka. 
- No niechże pani coś zrobi!- zażądał. Kobieta posadziła mnie na wózku i zawiozła na salę. Ból był nie do wytrzymania. Darłam się ile sił w płucach. Każda sekunda wydawała się mi torturą. 
- Już niedługo!- krzyknął do mnie lekarz.
- Obiecanki cacanki! Niedługo było 5 godzin temu! 
- Spokojnie skarbie- Wojtek ściskał moją dłoń.
- Spokojnie!- wkurzyłam się. Właściwie to nad sobą nie panowałam. Jeszcze nigdy nie wpadłam w taki szał. Przyciągnęłam go za koszulkę i spojrzałam groźnie.- Popatrz co ty mi zrobiłeś! Nienawidzę cię Włodarczyk! Nigdy więcej nie wpuszczę się do swojego łóżka! Żądam rozwodu! Zaraz dzwonie do prawnika!- wydzierałam się po nim, puszczając tego typu frazy przez godziny, a on to spokojnie znosił.
- Mamy go!- usłyszałam w końcu upragniony dźwięk jakim jest płacz dziecka- mojego synka.
- Już po wszystkim- uśmiechnęła się do mnie pielęgniarka. A ja z uśmiechem na ustach i łzami na policzkach, położyłam głowę na poduszce. 
- Proszę to wasz syn- po niedługim czasie, kobieta podała nam synka do rąk.
- O raju, jaki malutki- zachwycałam się.
- Mogę?- spytał nieśmiało Wojtek. Wziął swojego pierworodnego na ręce i na jego twarz wpłynął największy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałam. Nie było dla mnie piękniejszego widoku na świecie niż ten, który miałam przed sobą- wspaniałego męża z naszym dzieckiem.
- Jest cudowny- spojrzał na mnie.
- Przepraszam, ale jeszcze musimy wziąć synka na badania- pielęgniarka wzięła dziecko od siatkarza i po chwili zostaliśmy sami. Wojtek pocałował mnie, a ja chętnie odwzajemniłam pocałunek.
- Już nie chcesz mnie wykastrować?- spytał ze śmiechem, a ja po chwili do niego dołączyłam.
- Przepraszam, nie pamiętam nic z tego co powiedziałam. 
- Czyli nie chcesz rozwodu?- droczył się ze mną dalej.
- Nie- uśmiechnęłam się lekko do niego i pożyłam dłoń na jego policzku.
- Kocham was nad życie, Maja.
- My ciebie też- zapewniłam. Przetrwaliśmy. Mimo wszystko. Los niejednokrotnie chciał nas rozdzielić, ale nie pozwoliliśmy na to. Nasz związek wydawał się czymś naturalnym. Nie wiem jak mogłam kiedykolwiek być z kimś innym albo wahać się, czy być z Wojtkiem. Odnosiłam momentami wrażenie, że urodziliśmy się tylko po to, być razem.



KONIEC


---------------------------------------------------------------------
Dziękuje za blisko 70 tyś wyświetleń, za 52 obserwatorów i mnóstwo komentarzy nie sądziłam, że kiedykolwiek osiągnę taki wynik ;) Dlaczego Epilog właśnie dziś? Bo minął dokładnie rok odkąd dodałam swój pierwszy post na siatkarskim blogu :3
Trudno mi się rozstać z tym opowiadaniem i bardzo mi miło, że nie chcieliście, by sie skończyło, ale wychodzę z założenia, że jeśli miałabym pisać tasiemca i to zepsuć to lepiej skończyć to teraz ;)
Będzie mi ogromnie miło jesli zajrzycie na kolejnego bloga:
only-i-want-is-you.blogspot.com
Tym razem bohaterka to samotna, młoda matka, która od życia dostaje same baty. Nie jest tym kim by chciała być, nie robi wielkiej kariery, nie pojedzie nagle do Spały, a ledwo wiąże koniec z końcem.
Pierwszy raz tutaj i ostatni proszę o komentarz, każdego kto to przeczyta ;) Może być nawet emotikonka ;)
Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy
Całuję <3 ( odpowiadając na komenatarz Wasz NIEZMIENNY <3)
Lemurek79

sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział 31

   Spoglądałam za oddalającym się Wojtkiem z rosnącym niepokojem. Bardzo chciałam go zatrzymać. Jednak wewnętrzny strach, a raczej ogromne przerażenie sparaliżowało, całe moje ciało. Stałam jak słup soli i w myślach wyzywałam siebie od kretynek. W głębi duszy czułam, że to wszystko nie wyjdzie nam na dobre. Jedyny gest na jaki było mnie stać, to otoczenie się ramionami.
- Maja, co się dzieje?- spytała zdezorientowana Ola. Chciała dotknąć mojego ramienia, ale odsunęłam się, nim jej ręka zdołała się za bardzo zbliżyć. To wywołało jeszcze większe zdziwienie. Nie mogłam się przemóc. Ledwo zagojone rany, zostały rozdrapane.
Wszyscy zgromadzeni wymieniali pytające spojrzenia. Nagle zapragnęłam stamtąd uciec, znaleźć się w bezpiecznych czterech ścianach, wtulona w przyjmującego. Dopadł mnie ogromny smutek, nieco mniejszy jak ten po TYM zdarzeniu. Rozglądnęłam się za drogą ucieczki. Serce zaczęło bić w niemiłosiernie szybkim tempie. Musiałam nabierać raz po raz coraz więcej powietrza. Płuca miały wystarczającą ilość tlenu, ale mózg oszukiwał ciało, wmawiając, że nie ma go wcale.
- Majka! Powiesz wreszcie o co chodzi? Od jakiegoś czasu jesteś bardzo dziwna, a teraz to wszystko!...- zaczęła gestykulować.- Ja już zaczynam się bać! Szczerze mówiąc w obecnej chwili jestem przerażona!
Ja też byłam. Najbardziej z nich wszystkich. Blondynka chwyciła mnie mocno i stanowczo za dłoń, uniemożliwiając mi cofnięcie się. Fakt, że byłam w samym centrum zdarzeń tylko pogarszał mój stan. Już nie słyszałam wyraźnie tego co się do mnie mówi. Już prawie nie widziałam tych wszystkich ludzi, którzy szeptali domysły między sobą.
Kolejne sekundy- coraz szybsze nabieranie powietrza. Nie byłam pewna, czy można by to nazwać oddychaniem, a może raczej gwałtowanie łapanie tlenu w usta. Wiedziałam, że już nie powstrzymam napadu paniki. Sekret tkwił w szybkim uspokojeniu oddechu, przez zrelaksowanie się w poczuciu bezpieczeństwa. Nie czułam się ani trochę spokojna, zrelaksowana, czy bezpieczna. Byłam w stanie myśleć tylko o tym, że Wojtek go goni, a może już go złapał. A jeśli go złapał, to czy nic mu nie jest. Czułam dotkliwe kłucie w piersi, spowodowane obawą o jego osobę.
   W końcu to się stało- upadłam. A przed upadkiem mojego ciała, uchroniły mnie czyjeś ręce. Mój organizm zapomniał jak się oddycha. Role się odwróciły- płuca domagały się tlenu, ale mózg odprawił te prośby z kwitkiem. Opadłam z sił.
Czułam się jakbym spadała w przepaść, niemającej końca. Nie było przed tym ucieczki. Nie miał mnie kto uratować. Choć sytuacja była beznadziejna, to nie był koniec. Nie mógł być. To nie był ten czas. Moje powieki odnalazły siłę, by stracić z siebie niewiadomego pochodzenia ciężar i unieść się. Od razu moje oczy zaatakowało ostre światło. Zamrugałam kilkakrotnie, by móc bez rozdrażnienia rozejrzeć się wokół. Jednak nie musiałam tego robić, by dowiedzieć się gdzie jestem. Zdawałam sobie doskonale sprawę, że znajduje się w szpitalu.
- No, dziewczyno!- usłyszałam pełen głos ulgi. Pożałowałam, że się obudziłam. Wszystko byleby uciec spod krzyżowego ognia Oli.- Chyba mamy do pogadania- oznajmiła. Podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Pójdę po lekarza- oznajmił Karol, którego dopiero teraz dostrzegłam.
- Gdzie Wojtek?- spytałam słabym głosem.
- Nie mam pojęcia- westchnęła głośno.- Próbowaliśmy się do niego dodzwonić, ale bezskutecznie.
To ponownie zaczęło się dziać. Zbyt mało powietrza....
- No! Tylko bez kolejnego napadu paniki!- w sali pojawił się lekarz. Podał mi bez słowa papierową torbę.- Jeśli pani poczuje, że nadchodzi kolejny atak, proszę w tym oddychać. Powinno pomóc we wczesnej fazie.
Pokiwałam lekko głową. Musiałam się uspokoić. Akurat w tym właśnie momencie, musiałam trzeźwo myśleć i skupić się na siatkarzu. Przez głowę przeszło mi milion obaw związanych z tym, gdzie on teraz może być, łącznie z tą, że leży nieżywy w jakimś rowie.
- Właściwie może pani jechać już do domu. Tylko liczę, że nie zostanie pani dziś sama. Pójdę po wypis.
- Powiesz nam w końcu co się dzieje?- spytała Ola, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Pokręciłam przecząco głową. Zrobiłam ostatnimi czasy tyle małych kroczków na przód, a teraz tym jednym incydentem on to wszystko zniszczył.
   W pośpiechu wyszliśmy ze szpitala. Z trzęsącymi się rękoma wykręcałam numer do Wojtka, błagając w myślach, by odebrał. Niestety, na nic zdawało się moje wydzwanianie. W dodatku kompletnie nie wiedziałam, gdzie go szukać. Podjechaliśmy pod halę i na moją prośbę przeszukaliśmy teren. Potem para uparła się, że muszę koniecznie coś zjeść i pojechaliśmy do restauracji. Jak mogłam cokolwiek przełknąć, kiedy żołądek zacisnął się z nerwów? W końcu, ku mojej uldze na wyświetlaczu telefonu zobaczyłam zdjęcie przyjmującego.
- Wojtek?! Gdzie jesteś?!
- Maja, spokojnie. Tylko się nie denerwuj...- zaczął. Wielką ulgą było móc słyszeć jego głos.
- Nic ci nie jest?! Gdzie jesteś?!
- Na komisariacie....
- Co...?- złapałam się za głowę.- Podaj adres zaraz będę po ciebie!- zadecydowałam i po uzyskaniu informacji, pobiegłam zapłacić rachunek, po czym popędziliśmy wraz z Kłosem i jego dziewczyną do auta. Droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Wpadłam jak oszalała na posterunek, żądając informacji. Policjant próbował mnie uspokoić, ale na niewiele się to zdało. Nareszcie zostałam zaprowadzona do pokoju, w którym siedział Wojtek. Od razu rzuciłam mu się na szyję, nie patrząc, że za biurkiem siedzi funkcjonariusz.
- Tak się martwiłam- przyznałam.- Nic ci nie jest?- spojrzałam na jego lekko poobijaną twarz.
- Jemu nic... To nie pani chłopak jest tu ofiarą.
- Co się stało?
- Dostał to na co zasłużył!- wkurzył się siatkarz.
- Niech pan nie mówi czegoś, czego może pan żałować. Grozi panu zarzut ciężkiego pobicia. Złamani nosa z otwartym przemieszczeniem nie jest już niewinną szarpaniną. Sprawa skończy się w sądzie, ponieważ ofiara złożyła zawiadomienie o przestępstwie.
- To nie żadna ofiara!- wściekłam się.- On mnie zgwałcił!- krzyknęłam i usłyszałam jak ktoś głośno wdycha powietrze. Dopiero w tym momencie uświadomiłam sobie, że nie przejmowałam się zamykaniem drzwi, gdy wpadłam tu jak huragan, przez co nasi przyjaciele usłyszeli wszystko.
- To bardzo poważne oskarżenie...- powiedział powoli mężczyzna.
- Ale to prawda!- łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Nie chciałam tego zgłaszać, chciałam o tym zapomnieć. Wcześniej myślałam o tym, żeby moje rany jak najszybciej się zagoiły, a teraz.... Mogłam mieć je rozszarpane, mogły się nie zabliźniać, byleby ocalić Włodarczyka. Miał kłopoty i to przeze mnie. Miał kłopoty, bo zamiast postąpić słusznie, byłam egoistką. Miał kłopoty, ponieważ nie zgłosiłam zdarzenia na policję.
   Przez następne półtorej godziny musiałam opowiadać wszystko po kolei. Pierwszy raz od czasu, kiedy mnie zgwałcono, byłam zmuszona mówić obcym ludziom sekunda po sekundzie co się ze mną działo. Przeżywałam cały ten koszmar jeszcze raz. Po wyjściu z komendy nie chciałam, by ktokolwiek mnie dotykał. Po raz kolejny czułam się brudna, niepotrzebna, jak przedmiot, jak śmieć, bezwartościowa. Byłam roztrzęsiona, tak samo jak przedtem. Włodarczyk był zdezorientowany, nie wiedział jak mi pomóc, a ja nie ułatwiałam mu zadania.
- Maja, tak mi przykro...- zaczęła Ola, ale uciszyłam ją gestem ręki.
- Nie chcę o tym rozmawiać. Chcę już wrócić do domu...

2 MIESIĄCE PÓŹNIEJ...
  Dziś miała się odbyć ostatnia rozprawa przeciwko mojemu oprawcy. Wojtek został uznany za winnego i musiał zapłacić odszkodowanie i to całkiem znaczne. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Sytuacja nie wzmocniła naszego związku, a mocno nim zachwiała. Słabliśmy z dnia na dzień. Oboje mieliśmy dość tej całej chorej sytuacji.
   Staliśmy pod salą sądową razem z adwokatem i Gosią, która zgodziła się zeznawać. Czarno widziałam ten proces. Wojtek był pewien, że sprawiedliwość w końcu zatriumfuje.
   Po incydencie meczowym na nowo musiał mnie przyzwyczajać do swojego dotyku. Ponownie mu się to udało. Nie wiedziałam skąd bierze tyle sił i cierpliwości.
   Nadszedł ten moment, kiedy weszliśmy na salę, a on siedział już tam, wpatrzony we mnie, z uśmiechem na ustach. On wiedział tak samo jak ja, że dzisiaj to dla niego skończy się dobrze. Ugięłam się pod jego palącym wzrokiem i wtuliłam się mocno w ramiona przyjmującego.
- Nic ci nie grozi- szepnął mi na ucho.
   Tak jak się spodziewałam, nic nie szło po naszej myśli. Pojawiło się dwóch świadków oskarżonego, którzy potwierdzali jego alibi. Gdybym zgodziła się na badania od razu po zdarzeniu, miałabym niezbite dowody, a tak...
-.... Sąd uniewinnia oskarżonego od dokonania zarzucanego mu czynu. Z uwagi na treść wyroku sąd postanowił uchylić środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania. Proszę usiąść.
Po przeczytaniu wyroku, Włodarczyk musiał mnie trzymać, bo prawie upadłam. Miałam rację, sprawiedliwość nie istnieje. On w dalszym ciągu pozostawał bezkarny.
- Na pewno tego tak nie zostawię!- warknął siatkarz, gdy wyszliśmy z sali.- Wniesiemy o apelację- zapewnił mnie.
- Nic to nie zmieni- powiedziałam załamanym głosem. Schowałam się za plecy przyjmującego, gdy ten potwór zbliżał się do nas.
- Jest nieziemska w łóżku co?- szepnął w stronę Wojtka, tak abyśmy tylko my to słyszeli. To podziałało na mojego chłopaka jak płachta na byka i już się na niego rzucał, ale resztkami sił go powstrzymałam.
- Zostaw go, proszę. Znowu mu się upiecze, a ja cię stracę- objęłam go rękoma i w końcu przestał stawiać opór. Pozwolił mojemu oprawcy odejść.

Miesiąc później...
   Nie potrafiłam wziąć się w garść. W dalszym ciągu byłam nękana przez duchy przeszłości. Z Wojtkiem mieliśmy swój pierwszy kryzys. Wiedziałam czego mu brakuje i wiedziałam, że nie zmuszę się, żeby mu to dać nawet jeśli to miałoby oznaczać uratowanie naszego związku. Rozpadaliśmy się, a ja nie mogłam tego poskładać. Nie było tak jak na początku. Nie było zapewnień o miłości, które tak bardzo potrzebowałam słyszeć.
- Możemy porozmawiać?- spytałam szeptem. A on skinął głową.- Wiem, że nie jest między nami ostatnio najlepiej....
- Maja...- westchnął.- Co chcesz żebym ci powiedział? Że to przetrwamy?  Że poradzimy sobie z tym? Sam siebie o to pytam codziennie. Nie umiem ci pomóc i nie wiem czy chcesz, żebym to był ja.
- To znaczy, że chcesz odejść- stwierdziłam. Nie wszystko w życiu kończy się dobrze a czasem miłość nie wystarcza.

---------------------------------------------------------------------------------------

08.06 EPILOG

Tak koniec już bardzo bliski. Epilog pojawi się 08, dlaczego dowiecie się tego dnia ;)
Tymczasem już teraz zapraszam na nowego bloga, a którym już dzisiaj pojawi się pierwszy rozdział ;) Siatkarz może nie popularny, choć może od następnego sezonu będzie bardziej znany. Zajrzyjcie i pozostawcie po sobie ślad ;)

http://only-i-want-is-you.blogspot.com/

Już ostatni raz tutaj: Do następnego <3

sobota, 30 maja 2015

Rozdział 30

   Wracaliśmy od Oli i Karola, który lada dzień miał jechać do Spały. Zauważyli, że jestem wycofana i zdystansowana. Próbowałam zrzucić to na zmęczenie, ale była ze mnie kiepska aktorka. Jednak moje samopoczucie  uległo poprawie i śmiałam się więcej niż ostatnimi dniami. W mieszkaniu tuliłam się do Wojtka, co było moją ulubioną czynnością. Gładził mnie delikatnie ręką po policzku, a moje serce przyspieszyło. Spojrzałam w jego oczy i nie mogłam się od nich oderwać. Widziałam jak się przed czymś waha. Po chwili nasze twarze zaczęły się do siebie zbliżać. Wiedziałam, że Wojtek obawia się mojej reakcji, nie wiedząc jak daleko może się posunąć. W końcu od tak bardzo dawna poczułam jego usta na swoich. Było to delikatne muśnięcie. Potem było ostatnie głębokie spojrzenie i między nami wybuchnął ogień. Przyciągnęłam go do siebie, gwałtownie wpijając się w jego wargi. Nasze języki toczyły zacięty bój. Jak bardzo mi brakowało tych namiętnych pocałunków. Nie trwały one minuty czy dwóch, a raczej kilkadziesiąt. Zatraciliśmy się, pragnąc nawzajem swojej bliskości, robiliśmy tylko przerwę na złapanie oddechu. Wojtek włożył mi rękę pod koszulkę i to było za wiele. Oderwałam się od niego i odepchnęłam. To była moja granicą bezwzględna.
- Przepraszam- powiedział z przyspieszonym oddechem.
- W porządku- machnęłam ręką, ale już nie pozwoliłam na ponowny tak bliski kontakt tego wieczora.


- Maja, obudź się- usłyszałam tuż przy swoim uchu. Uniosłam powieki, a przed oczami zobaczyłam uśmiechniętego od ucha do ucha Wojtka. Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na zegarek.
- Julian!- jęknęłam i położyłam się z powrotem.- Jest 5:43. Daj mi spać!-rozkazałam i przykryłam się kołdrą.
- Julian?! Dobra, udam, że tego nie słyszałem- powiedział spokojnie.- Ale wstawaj, bo przepadnie nam rezerwacja.
- Mhm...- mruknęłam w odpowiedzi.
- Sama tego chciałaś- oznajmił. Po chwili byłam już niczym nie przykryta, a Włodarczyk bez najmniejszego wysiłku podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię, kierując się do łazienki.
- Wojtuś co ty robisz?!
- Teraz Wojtuś, wcześniej Julian!
- Przepraszam! Przepraszam! Tylko nie pod prysznic! Błagam!
- Znaj me dobre serce- odstawił mnie pod lustrem.- Zbieraj się szybko, nie ma czasu- pogonił mnie. Dopiero teraz dostrzegłam, że on sam jest gotowy do wyjścia. W miarę szybko udało mi się doprowadzić siebie do porządku, zważywszy na porę. Włodarczyk migiem mnie nakarmił, gdyż stwierdził, że sama jem za wolno, a potem biegiem ruszyliśmy do samochodu.
- Co ty kombinujesz?- spytałam sennie, opierając głowę o szybę i przymykając oczy.
- Coś wielkiego- puścił mi oczko, a ja wzruszyłam ramionami.
- Mam tylko nadzieję, że to nic w stylu bungee- ziewnęłam i chciałam się na moment zdrzemnąć. Już wtedy powinno mnie zastanowić, że Włodarczyk nie skomentował moich obaw. Otóż mój wspaniały chłopak wymyślił sobie skok ze spadochronem.
-  Chyba cię pogrzało!-pisnęłam, kiedy przedstawiał nas instruktorom.
- Będzie fajnie- uśmiechnął się niewinnie.
- Jeśli przeżyjemy... Nie ma mowy! Nie namówisz mnie !

**10 minut później byłam odpowiednio ubrana i lecieliśmy, by jednak wykonać ten skok. Bardzo szybko wzbiliśmy się na odpowiednią wysokość, a ja z ledwością przełykałam gulę w gardle.
- Nie do wiary, że znowu mnie namówiłeś na coś takiego.
- Gotowi?- spytał instruktor, a ja pokręciłam głową.
- Gotowi!- krzyknął Wojtek.- Na 3?- spytał, a ja wzruszyłam ramionami.
- Trzy!- krzyknęłam i skoczyłam nim moją głowę zalały kolejna armia wątpliwości. Bardzo dziwne uczucie. Spadasz jak we śnie, ale nie możesz tego powstrzymać.  Nie wiem jak Włodarczyk zdołał się znaleźć tuż obok mnie. Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Po chwili czułam jego usta na swoich. Trwało to przez krótki moment, ale wystarczający bym zapomniała o całym świecie. Pamiętałam o odpowiedniej pozycji i nawet nie wiedziałam, kiedy zaczęłam wrzeszczeć jak opętana. Nabrałam ogromnej prędkości.
- Zginę! Zginę! O, boże co ja zrobiłam!- a potem otworzyłam spadochron i sytuacja się uspokoiła. Słyszałam jak przyjmujący się śmieje i po chwili ja zaniosłam się śmiechem. Miał rację, fantastyczne uczucie, jakbym potrafiła latać. Po kilku minutach moje stopy dotykały już miękkiej, zielonej trawy.
- O, rany! To było zajebiste! Koniecznie musimy to kiedyś powtórzyć!- słyszałam zadowolonego z siebie siatkarza. Chwyciłam się mocno jego kurtki, bo czułam, że za niedługo mogę zemdleć od nadmiaru wrażeń.
- Nigdy więcej!- zmroziłam go swoim spojrzeniem.- Skoczyłam raz i mi wystarczy! I nie puszczaj mnie, bo mam nogi jak galaretki.
- Spokojnie, na dziś nie przewiduję już takich atrakcji- pocałował mnie w czubek głowy.
- A za tydzień co, hmm? Skok z klifu?- spytałam ze śmiechem.


   Nadszedł dzień naszej przeprowadzki do Lubina. Ciężko nam było zapakować się do jednego samochodu, ale Włodarczyk kierowca doskonały zawsze da radę. Rozpoczęło się od "Spokojnie, wszystko się zmieści", a skończyło na " Naprawdę jest to nam potrzebne? Może wciśniemy jakiemuś sąsiadowi?". Tak więc Wojtek pozbył się wielu rzeczy tego dnia. Sama podróż była strasznie męcząca. Zmienialiśmy się co chwila za kierownicą. Bogu dziękowałam, kiedy po kilku godzinach jazdy udało nam się dotrzeć do celu. Wojtek już wcześniej dostał klucze od klubowego mieszkania, które tylko na nas czekało. Skromnie urządzone, 3- pokojowe, na szczęście było tak czysto, że nie było się do czego przyczepić. Musieliśmy się tylko rozpakować. Aczkolwiek sił starczyło tylko na wniesieniu wszystkich rzeczy na górę, pizzy i pójściu spać. Byliśmy zbyt wyczerpani, by zrobić coś więcej.
  Rano chciałam zrobić Wojtkowi śniadanie, więc wstałam wcześniej niż on i wyruszyłam na poszukiwanie osiedlowego sklepu. To był kolejny krok naprzód. Zazwyczaj ktoś ze mną był, a samotność ograniczyłam do minimum. Jednak wracając już z siatkami, wypełnionymi zakupami, miałam wrażenie, że facet w kapturze idzie za mną celowo. Przyspieszyłam kroku , a serce zaczęło bić jak oszalałe. Zaczęłam nabierać gwałtownie powietrza. Nie, tylko nie kolejny napad paniki. Biegiem ruszyłam do klatki, a potem jak huragan wpadłam do mieszkania. Upadłam na podłogę, co natychmiast obudziło Wojtka.
- Maja, co się stało?
- Napad... napada pppaa...- nie mogłam sie wysłowić.
- No już, spokojnie. Połóż się i pomyśl o czymś przyjemnym. Jestem tutaj- przemawiał do mnie kojącym głosem, choć wiedziałam, że w środku jest spanikowany. Pojedyncza łza spłynęła mi z kącika oczu. Stwarzałam same problemy. Po chwili mały kryzys został zażegnany.- A teraz na spokojnie, co się stało?
- Chciałam ci zrobić śniadanie, poszłam do sklepu. Jak wracałam myślałam, że ten facet mnie śledzi i wiesz....- nie potrafiłam dokończyć.
- Już dobrze- przytulił mnie i pogładził po plecach.- Jestem tu i nie dam cię skrzywdzić.


  W końcu się zaczęła- Liga Światowa. Wojtek bardzo chciał pojechać na mecz Polska- Rosja. Nie robiłam żadnych problemów. I tak miałam wyrzuty, że tak się dla mnie poświęca. Na trybunach spotkałam Olę, która jako zagorzały kibic nie mogła przegapić takiej okazji. Spotkanie przebiegało po myśli naszych reprezentantów i mogliśmy się szybko cieszyć zwycięstwem 3;0. Jednak to zwycięstwo byłoby o wiele szybsze, gdyby na boisku znajdował się Włodarczyk, moim skromnym zdaniem.
   Po meczu Wojtek rozmawiał z kolegami, a ja nadrabiałam czas z przyjaciółką. Nikomu jakoś szczególnie nie spieszyło się do domu. Pod bandy nie chciałam się pchać Stanowczo za dużo ludzi i kontaktu z innymi. Dzień należał do udanych dopóki, ale do pewnego momentu....Zobaczyłam tę sylwetkę. Miałam nadzieję, że oczy płatają mi figla. Usta zamarły w bezruchu, a w oczach pojawiło się przerażenie. Blondynka coś do mnie mówiła, ale brzmiała jak z odległego miejsca. Postać odwróciła się, a ja miałam nadzieję, że zobaczę kogoś innego. Jednak nie... Byłoby za pięknie. Spojrzałam na niego, te same oczy, ten sam wyraz twarzy, ten sam wzrok, który napotkał mój. Zamarłam w bezruchu. Uśmiechnął się. Czuł się bezkarny. Nietykalny. Mimo, że go nie znałam miał nade mną władze. Dobrze wiedział, że jestem przerażona,. Dobrze wiedział, że nie pójdę na policję. Dobrze wiedział, że się nie sprzeciwię.
- Maja, kochanie, co się stało?- znalazł się obok mnie Wojtek, który zauważył mój dziwny stan.
- To on- wyszeptałam przerażona. Nie mogłam oderwać wzroku od człowieka, który mnie skrzywdził. Czułam jak ciało Włodarczyka się napina, a on sam chowa mnie za siebie.
- Który?- spytał bardzo spokojnie, a ja działając jak automat podniosłam rękę i wskazałam na gwałciciela. Zobaczyłam zdziwienie w jego oczach. Odwrócił się i zaczął uciekać.
- Ola, zostań z nią- rzucił krótko do blondynki.- Stój!- wrzasnął i pobiegł za mężczyzną, zapewne by samemu wymierzyć sprawiedliwość.

------------------------------------------------
Przeprasza, za opóźnienie, ale mam bardzo dużo na głowie. Dodaje coś na szybko. Przepraszam za jakość. Nie mam nawet czasu dużo pisać pod postem. Postaram się następnm razem o dłuższy rozdział. Już prawie koniec tej historii ( 1-2 rozdziały :()
Całuje <3
ps: Quizwanie ktoś coś? lemurek79

sobota, 23 maja 2015

Rozdział 29

- Nie! Nie! Nie! Tylko nie on!- wpadłam w histerię. Ubrałam się w kilka sekund, nie słuchając pozostałej części informacji. W ucho wpadła mi jeszcze nazwa szpitala. Zamówiłam taksówkę i wybiegłam na zewnątrz, pierwszy raz od gwałtu nie zważając na panującą porę. Gdy taryfa pojawiła się pod blokiem, prędko wsiadłam i podałam kierowcy adres szpitala, prosząc o pośpiech. Wpadłam jak burza do recepcji, pchając się na początek kolejki.
- Przywieźli tu mojego chłopaka, Wojtka Włodarczyka. Gdzie on jest?- zażądałam odpowiedzi, nie słuchając protestów ludzi stojących za mną.
- Piętro 2 sala 28- powiedziała, a ja pobiegłam korytarzem.- Ale nie może pani tam wejść, trwa badanie!- krzyknęła za mną, ale nie przejęłam się jej słowami. Docierając do właściwego pokoju, minęłam się z wychodzącym z niego lekarzem.
- Maja, co ty tu robisz?- spytał się zdziwiony siatkarz, ale ja zamiast odpowiedzieć rzuciłam mu się na szyję. Po chwili oderwałam się od niego, by popatrzeć czy nic mu nie jest. Na szczęście miał tylko kilka zadrapań.
- Usłyszałam o wypadku w radiu i natychmiast przyjechałam.
- Słonko, nie płacz- otarł kciukami moje łzy.- Nic mi nie jest- uspokajał mnie. Ponownie wtuliłam się w jego ramiona. Pozwoliłam, by pocałował mnie w czubek głowy. Myślałam, że go straciłam.- Wracajmy do domu.
Pokiwałam głową i oderwałam się od niego. Okazało się, że była to drobna kolizja i nawet możemy jechać samochodem siatkarza. Zastanawiałam się, czy w końcu będziemy mogli żyć spokojnie, czy też los będzie nas cały czas karał.
   Przeżyłam bełchatowską fetę, przeżyłam lekki szum medialny wokół Wojtka, ale nie mogłam zdzierżyć tego, że miał przede mną tajemnicę. Poszłam na spotkanie z Olą. Chciała się zobaczyć przed wyjazdem z Karolem na wakacje. Zadała pytanie, które przyszpiliło mnie do krzesła.
- A wy znaleźliście już jakieś mieszkanie w Lubinie, czy będziecie mieć klubowe?
- Co?- spytałam, zatrzymując łyżeczkę z ciastem przed twarzą.- Jaki Lubin?- widać było jej zmieszanie.
- Przepraszam... Myślałam, że ci powiedział... Ja się nie będę odzywać już!- panikowała.
- Ola? Czy Wojtek zmienił klub?
- No tak jakby chyba... Nie wiem! Przepraszam, to wasze sprawy, a ja mam za długo jęzor i zdecydowanie nie powinnam się wtrącać!
- Nie, dobrze, że mi powiedziałaś. Ciekawe kiedy on miał zamiar to zrobić. Zapomnij o tym- powiedziałam, kiedy otwierała usta, by kolejny raz przeprosić. Do końca spotkania w głowie miałam tylko awanturę jaką urządzę przyjmującemu. Miał przyjechać po mnie do kawiarni z racji tego, iż ograniczałam poruszanie się samotnie po mieście.
- No i jak było?- spytał z uśmiechem.
- Pouczająco- odparłam z przekąsem.
- Okeeej. Coś jest nie tak...?- odwróciłam głowę.- Rozumiem, dowiem się w domu- westchnął. Czułam jak co jakiś czas patrzy na mnie pytająco, próbując się domyślić o co chodzi. Fakt, że to mu nie przychodziło do głowy działał na mnie jak płachta na byka i tylko zaciskałam pięści ze złości, a także przygryzałam wargi. Postanowiłam przyjąć obojętną postawę. W mieszkaniu nie zaszczyciłam chłopaka ani jednym spojrzeniem. Ściągnęłam buty, kurtkę i poszłam oglądać telewizor, ale ekran zasłoniła mi sylwetka Wojtka.
- Co się stało?
- Nic- wzruszyłam ramionami.- Przecież ty zawsze mi wszystko mówisz, prawda?- popatrzyłam na niego wyczekująco.
- Prawda!- przytaknął z ulgą.
- Nie prawda!- gwałtownie wstałam z kanapy i cisnęłam w niego poduszką.- Jak mogłeś mi nie powiedzieć, że wyjeżdżasz do Lubina?!- krzyknęłam tak, że pewnie wszyscy sąsiedzi nas słyszeli.
- Kotku- chciał mi położyć ręce na ramiona, ale odskoczyłam, tym razem nie ze strachu, ale z wściekłości.
- Nie mów do mnie kotku!- warknęłam przez zaciśnięte usta.- Mam jedno pytanie, co będzie dalej?
- Jak to co będzie dalej?- spytał zdezorientowany.
- Co będzie z nami?
- Jak to z nami?- zdziwienie zastąpiło przerażenie.- Maja przecież to jest jasne, że chcę żebyś pojechała ze mną.
- Wcale, że nie- powiedziałam cicho.
- O czym ty mówisz?
- Gdybym się w tym wszystkim liczyła powiadomiłbyś mnie przed podpisaniem kontraktu. Teraz to wygląda tak, że albo pojadę albo nie. Wóz albo przewóz. Gdybym nie chciała pojechać, nie zostałbyś tutaj ze mną.
- To nie tak...Twoje zdanie jest dla mnie ważne, ale to powinna być moja decyzja.
- Nie chodzi mi, żebyś się mnie pytał o pozwolenie, ale żebyś mi powiedział, a nie że ja się muszę dowiadywać przypadkiem od obcych ludzi, a nie swojego chłopaka- powiedziałam już spokojnie, wyminęłam go i poszłam do kuchni. Od razu ruszył za mną.
- Przepraszam, nie chciałem, żebyś tak to odebrała. To nie tak, że nie liczę się z twoim zdaniem. Bardzo bym chciał, żebyś pojechała ze mną- powiedział.- Wciąż jesteś zła?
- Nie, ale jest mi przykro- westchnął.
- To nie możesz być zła?- spytał z nadzieją. Odwróciłam się do niego i pokręciłam głową.- Przepraszam- powiedział po raz kolejny. Przytulił mnie delikatnie wręcz ostrożnie tak aby mnie nie wystraszyć.- Pojedziesz tam ze mną?- spytał.
- Pojadę- odpowiedziałam. W Bełchatowie nic prócz Wojtka mnie nie trzymało więc skoro on miał zamiar wyjechać nic innego mi nie pozostało jak wyjechać z nim.

   Dni mijały a ja robiłam malutkie kroczki. Wojtek nie raz próbował przekonać mnie do zeznań, ale kończyło się to moją histerią, kolejnym napadem paniki, zamykaniem się w sobie więc dał sobie spokój. Włodarczyk robił co mógł bym zapomniała. Planował zabrać mnie na wakacje do Miami, ale mój stan psychiczny dalej pozostawał wiele do życzenia. Nie chciałam, żeby to wyglądało tak, że jestem rozkapryszona, że nie doceniam jego wysiłków. Naprawdę wiele dla mnie znaczyła każda chwila, którą mi poświęcał aczkolwiek nie potrafiłam przywołać uśmiechu na usta. Pewnego dnia stało się coś, co można nazwać przełomem. Był to jeden z tych wieczorów, kiedy okropnie lało, a my biegliśmy do klatki. Siatkarz chwycił mnie za rękę i targał za sobą przez trawnik. Poślizgnął się i lecąc do tyłu, pociągnął mnie za sobą w skutek czego oboje wylądowaliśmy w błocie. Wtedy stał się cud i pierwszy raz od czasu wypadku zaczęłam się śmiać, tak po prostu. Wojtek pierwsze patrzył się na mnie przez moment, a potem zaczął śmiać razem ze mną. Wtedy utwierdziłam się w nadziei, że wszystko może po jakimś czasie wrócić do normalności.
   Robiłam postępy. Robiłam małe, ale znaczące kroczki. Wciąż brakowało mi bliskości, ale nie mogłam zrobić nic wbrew sobie. Jakby w mojej głowie była blokada, której usunięcie następowało stopniowo. Po prostu nastawała chwila, w której stwierdzałam, że mogę pozwolić sobie na więcej. I tak było tym razem, kiedy Włodarczyk rozłożył się wygodnie na kanapie, a ja po prostu poczułam, że muszę się do niego mocno przytulić. Bez słowa położyłam się na nim , kładąc głowę na jego klatkę piersiową, a rękoma obejmując szyję. Był zaskoczony, ale po sekundzie już odwzajemniał uścisk. Uśmiechnęłam się szeroko. Będzie dobrze. Musi.

-----------------------------------------------
Dzisiaj wszystko skończyło się dobrze, ale no xd nie żebym coś planowała xd
Tym razem krótko, ale musicie mi wybaczyć mam za dużo do roboty ostatnimi czasy :)
Do następnego <3

sobota, 16 maja 2015

Rozdział 28

   Nie pamiętam, kiedy zasnęłam. Wieczorem zeszłam na dół, by cokolwiek zjeść. Nie chciałam się jeszcze bardziej karać.
- Usiądź kochanie, ja ci coś przygotuję- uśmiechnęła się do mnie ciepło babcia. Chciała dotknąć mojego ramienia, ale odsunęłam się. 
- Gdzie Kornelia?- spytała cicho.
- Ktoś do niej zadzwonił  i wybiegła z domu.
   Odważyłam się włączyć telefon. Miałam 267 nieodebranych połączeń od Wojtka i 42 wiadomości. Nie miałam odwagi ich przeczytać. Po skończonym posiłku ponownie poszłam do swojego pokoju. Wpatrywałam się w jeden punkt. Było tutaj tak cicho. Uwielbiałam tu przyjeżdżać. Nasłuchiwałam co się dzieje w domu. Kornelia wróciła jakiś czas temu. Pytała się babci jak się czuję. Ta nagła troska była dziwna, jakby wiedziała co mi się przydarzyło. Na samą myśl o tamtych wydarzeniach, zaczęłam płakać.
- Maja!- usłyszałam dobrze znany mi głos i zamarłam. To nie mogła być prawda. Skąd, by wiedział, gdzie jestem. Podniosłam się z łóżka. Bałam się odwrócić. Zamknął za sobą drzwi i podszedł do mnie. Chciał mnie dotknąć, ale odskoczyłam jak poparzona. - Maja, powiedz mi co się stało- poprosił, a ja pokręciłam głową. 
- Skąd wiedziałeś gdzie jestem?
- Przyszła Gosia spytać się jak się czujesz, ale nie chciała mi powiedzieć o co chodzi. Zadzwoniłem do Kornelii i powiedziała mi, że jesteś tutaj- wyjaśnił krótko.- Co się stało?- spytał.- Powiedz mi, proszę- spojrzałam w jego oczy, które wyrażały troskę.
"Powiedz mu! Powiedz mu!"- krzyczała moja dusza.
- Zostałam zgwałcona- wyszeptałam i wybuchnęłam głośnym niepohamowanym szlochem. Krew odpłynęła mu z twarzy. Zrobił się blady jak ściana. Widziałam na jego twarzy przerażenie.
- Kto ci to zrobił?- wysyczał przez zęby. Wzruszyłam ramionami. 
- Czy to ważne?
- Zabije bydlaka! Skarbie, tak mi przykro- chciał mnie przytulić, ale ponownie się odsunęłam.
- Przepraszam, ale nie zniosę żadnego dotyku. Proszę nie dotykaj mnie- widziałam, że go to zabolało.
- Nigdy bym cię nie skrzywdził...
- Wiem, ale ja nie potrafię inaczej.
- Dlaczego uciekłaś?
- Bałam się jak zareagujesz, że poczujesz do mnie obrzydzenie- powiedziałam. Przełknęłam głośno ślinę i niepewnie spojrzałam na niego. Wyglądał jakbym go uderzyła.
- Jak mogłaś tak pomyśleć?- spytał z wyrzutem.
- Nie wiem... To mnie zniszczyło- schowałam twarz w poduszkę i zaczęłam płakać.- Kiedy zamykam oczy to wszystko wraca...
- Wróć ze mną do Bełchatowa... Poradzimy sobie z tym...
- Dobrze- pociągnęłam ostatni raz nosem i spojrzałam mu w oczy. Chciałam spróbować.

   W niecałą godzinę później siedziałam w samochodzie siatkarza i ruszyłam w drogę powrotną do naszego mieszkania. Włodarczyk starał się być opanowany. Jednak mocno zaciśnięte ręce na kierownicy mówiły same za siebie jak mocno ze sobą walczył. Przez bardzo długi czas nasze życie nie będzie proste, tego mogłam być pewna. Przez całą drogę panowała bezwzględna cisza. Żadne z nas nie chciało rozmawiać.
   Gdy dotarliśmy pod blok byłam strasznie zmęczona. W mieszkaniu panował istny bałagan. Jakby tornado przeszło.
- Przepraszam, byłem w rozsypce. Nigdy więcej mi nie uciekaj- poprosił, patrząc mi prosto w oczy. Widziałam jaką ma wielka ochotę, by mnie przytulić i pocieszyć. Również tego pragnęłam, ale każdy dotyk palił moją skórę.
- Pójdę się położyć- powiedziałam cicho i poszłam do sypialni. Niemal od razu zasnęłam.

Ciemność... Słyszę czyjeś kroki. Ciemność... Odwracam cię. Ciemność... Chcę uciec, nie chcę, by znowu mi to zrobił. Ciemność... On znowu mnie łapie. Ciemność... Widzę jego twarz. Ciemność... to ponownie się dzieje. Ciemność... Krzyczę.  Ciemność.... Ciemność wokół.

- Maja! Maja, obudź się!- wstałam, a krzyk miałam na ustach. Wojtek mocno mną potrząsał, by mnie ocucić. Trzęsłam się cała ze strachu i przeraźliwie płakałam.- Hej, spokojnie. Jesteś bezpieczna- przyciągnął mnie do siebie, a ja pozwoliłam mu się tulić.
- On po mnie przyjdzie- powiedziałam rozhisteryzowana.
- Nic ci nie grozi- wyszeptał mi na ucho. Po chwili odepchnęłam go od siebie, gdy skóra pod wpływem jego dotyku zaczęła mnie palić. Zaczęłam szybciej i gwałtowniej oddychać. Wciąż brakowało mi powietrza mimo, że moje płuca były nim wypełnione.
- Maja, nie robisz wydechów!- usłyszałam spanikowany głos Wojtka.- Maja, uspokój się...
Chciałam go posłuchać, ale nie potrafiłam. W jednym momencie przestałam oddychać.
- Maja?! Maja, oddychaj!- nie umiałam odpowiedzieć. Pobiegł do salonu.- Potrzebuję karetkę! Natychmiast!- usłyszałam. Obraz zaczął się rozmazywać. Powieki zrobiły się niewyobrażalnie ciężkie. Nie miałam siły z nimi walczyć. Poddałam się uczuciu nicości, które we mnie narastało. Po chwili wszystko zniknęło.

Gdy otworzyłam oczy oślepiło mnie światło. Zamrugałam kilka razy. Rozejrzałam się wokół. Byłam w szpitalu po raz kolejny. Włodarczyk spał z głową położoną na moim łóżku. Odruchowo wplotłam rękę w jego włosy. Od razu się obudził.
- Maja- odetchnął z ulgą.- Jak się czujesz?
- W porządku- odparłam cicho.- Długo już tu jestem?
- Godzinę. Tak się bałem- wyrzucił z siebie.- To napad paniki- wyjaśnił.
- Długo muszę tu zostać?
- Nie, pójdę po lekarza- oznajmił. Nachylił się, by mnie pocałować, ale zrezygnował w ostatniej chwili. Widziałam jego zmieszanie. Odwrócił się i wyszedł z sali, wracając po kilku minutach z doktorem.
- Witam. To nic poważnego. Już powiedziałem pani chłopakowi, co należy robić następny razem.
- Następnym razem?- posłałam mu nerwowe spojrzenie.
- To może się powtórzyć, ale nie musi. Napady paniki mogą mieć związek z ostatnimi wydarzeniami- powiedział ostrożnie, a ja odwróciłam wzrok.- Pójdę po wypis- poinformował i zostawił nas samych.
- Maja, powinnaś iść do psychologa...
- Nie!- pokręciłam przecząco głową.
- On będzie wiedział jak ci pomóc- próbował mnie przekonać.
- Nie chcę!- łzy zaczęły gromadzić się w moich oczach.- Chcę zacząć żyć jak dawniej. Poradzę sobie z tym. Nikt się o tym nie dowie.
- Wrócimy do tego- westchnął zrezygnowany. Niedługo potem byliśmy już w domu. Przyjmujący miał sińce pod oczami. Był okropnie zmęczony, choć nie chciał się do tego przyznać. Na dodatek musiał iść na trening.
- Przepraszam, że nie mogę zostać.
- Nic nie szkodzi- uśmiechnęłam się smutno. Poradzę sobie.
- Gdyby coś się działo...
- Wiem, będę dzwonić. Idź bo się spóźnisz- uśmiechnęłam się smutno.

   Dziś mimo mojego złego stanu psychicznego wybrałam się na mecz o trzecie miejsce Plus Ligi. Usiadłam na swoim stałym miejscu, ale czułam się osaczona. Było stanowczo za dużo ludzi wokół. Gdy przyszła Ola od razu przytuliła mnie na przywitanie. Musiałam wykorzystać całą siłę woli, aby jej nie odepchnąć.
- Co się ostatnio stało?- spytała, marszcząc czoło.- Wojtek cię szukał...
- Trochę się poprztykaliśmy, ale już wszystko w porządku- zapewniłam ją, ale nie zabrzmiałam zbyt przekonująco, ponieważ blondynka próbowała wyciągnąć ze mnie coś więcej. Jednak rękami i nogami broniłam się przed odpowiedzią. Później byłyśmy już pochłonięte meczem. Przez te kilka godzin zapomniałam o tym co mi się stało. Skupiłam się na odbywającym widowisku. Cieszyłam się, gdy rywalizacja dobiegła końca i to Skra mogła stanąć na podium. Ola niemal od razu pobiegła na boisko do swojego chłopaka. Pod bandami natychmiast znalazło się mnóstwo ludzi. Nie chciałam się tam pchać i narażać na tyle dotyku. Z radością patrzyłam na Wojtka, którego umysł choć teraz był wolny od problemów. Gdy już medale wisiały na szyjach zawodników Wojtek szukał mnie wzrokiem.  Kiedy mnie znalazł chciał się do mnie dostać, ale wpierw zatrzymali go dziennikarze, a potem fani, Usiadłam i cierpliwie czekałam. W końcu przyszła moja kolej na gratulacje. Twarz siatkarza rozjaśniał szeroki uśmiech. Wyszłam mu na spotkanie i przytuliłam. Był zaskoczony. Pierwszy raz od kilku dni mieliśmy ze sobą tak bliski kontakt. Pozwalałam tylko, by chwytał mnie za rękę i inne krótkotrwałe dotknięcia.
- Jestem dumna- uśmiechnęłam się ciepło.
- Dziękuje. Przebiorę się i możemy wracać do domu.
- Nie pójdziesz świętować?- zdziwiłam się.
- Wolę być z tobą- oznajmił. Robił to tylko dlatego, bo wiedział, że unikam klubów i tym podobnych miejsc.
- Nie ma mowy!- nie zgodziłam się.- Ja pojadę do domu, a ty masz obowiązek się bawić.
Próbował się wykręcić, ale już wystarczająco się dla mnie poświęcał. To, że ja nie funkcjonowałam normalnie nie oznaczało, że on nie mógł. Udało mi się go jakoś przekonać, by jednak wybrał się do klubu z chłopakami. Odwiózł mnie do mieszkania, przebrał się i poszedł w tango. Po jego wyjściu dokładnie zamknęłam drzwi bardzo dokładnie. Położyłam się w sypialni, ale zasnęłam tylko na godzinę. Obudziła mnie ogłuszająca cisza, której nie mogłam znieść. Sprawdziłam czy drzwi są dobrze zamknięte po raz kolejny, włączyłam radio i wróciłam do łóżka. Leżałam, bezczynnie wpatrując się w sufit.
- Wiadomości z ostatniej chwili. Dzisiejszej nocy samochód przyjmującego Pge Skry Bełchatów, Wojtka Włodarczyka uległo wypadkowi- usłyszałam kobiecy głos z radia i  natychmiast podniosłam się z łóżka.

-----------------------------------------------------------------------------
Jeszcze myślę od 2-4 rozdziałów i to chyba będzie koniec tej historii :( Znowu bede nad tym ubolewać...
Rozdział dedykowany Claudi za to, że poniekąd zgadła jak Wojtek znajdzie Maję.
Całuję i do następnego <3

sobota, 9 maja 2015

Rozdział 27

   Nie miałam siły, żeby płakać. Zmusiłam się, żeby wstać z zimnej gleby. Rozejrzałam się po ciemnym lesie. Musiałam się stąd wydostać. Nie bałam się. Bo niby co gorszego mogło mnie spotkać? Czy ktoś mógłby mi wyrządzić większą krzywdę? Ściągnęłam buty i szłam boso przez leśną ścieżkę. Trafiłam w końcu na drogę, na której zaczął się mój koszmar. Po jakimś czasie usłyszałam jak zatrzymuje się przy mnie samochód.
- Maja?- usłyszałam głos Gosi. Nie byłam w stanie na nią popatrzeć.- Co się stało?!- spytała przerażona i podbiegła do mnie. Wlepiłam wzrok w swoją podartą sukienkę. - Ktoś cię skrzywdził?- położyła mi rękę na ramieniu, ale odskoczyłam jak poparzona.- Chodź, musimy jechać na policję!
- Nnniee!- pokręciłam głową i zaczęłam się trząść.
- Zawiozę się chociaż do szpitala! Proszę...- jej głos przybrał zrozpaczoną barwę. Skinęłam lekko głową i wsiadłam do auta. Koleżanka z pracy nie odezwała się przez całą drogę. Weszłam do budynku, a oczy wszystkich zwróciły się na mnie.
- Poczekaj tu- powiedziała kobieta i podeszła do pielęgniarki. Rozmawiały przez chwilę i obie spojrzały na mnie ze współczuciem. Po chwili podeszły do mnie i coś zaczęły mówić, ale ja się kompletnie wyłączyłam. Myślami byłam poza rzeczywistością. Jak przez mgłę pamiętam drogę do szpitalnej sali. Usiadłam na łóżku i tempo wpatrywałam się w ścianę. Cały czas zastanawiałam się dlaczego to spotkało właśnie mnie. Czy to kara za to co zrobiłam siostrze i byłemu narzeczonemu? Karma wróciła? Czy to było warte takiego cierpienia? Poczułam czyjąś rękę na ramieniu i po raz kolejny odskoczyłam, otaczając się ramionami. Mój oddech przyspieszył.
- Przepraszam. Jestem doktor Anna Kubica. Bardzo mi przykro z tego co się pani stało. Opatrzę pani rany i zbadam. Policja jest w drodze.
- Nie! Żadnej policji!- zaczęłam wrzeszczeć i wpadłam w furię. Nie mogłam się uspokoić. Do sali wbiegło dwóch lekarzy. Złapali mnie i nie chcieli puścić. Próbowałam się wyrywać. Ich dotyk mnie palił, zabijał. Poczułam jak dają mi zastrzyk, a po nim powoli odpłynęłam. Wszystko było czarne. Miałam wrażenie jakbym była na dnie studni, przygnieciona niewytłumaczalnym ciężarem. Nie chciałam się z niej wydostać, a pogrążyć się we własnym cierpieniu, zapaść się w sobie, a najlepiej zniknąć. Gdy otworzyłam oczy obok mojego łóżka stało dwóch policjantów.
- Witam, jak się pani czuje?- spytał jeden z nich. Nie odpowiedziałam. Przestałam ich słuchać. Słyszałam jak się przedstawiają i zadają pytania, ale wszystko ignorowałam. Chciałam tylko znaleźć się we własnym mieszkaniu.
- Porozmawia pani z nami?
- Nic mi się nie stało- wyszeptałam.
- Kto pani to zrobił? Proszę się nie bać... Złapiemy go
- Nikt mnie nie skrzywdził- powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
Próbowali mnie przekonać do zeznać, ale upierałam się przy swoim. Za bardzo się bałam. Gdy poszli wypisałam się na własne żądanie. Gosia zawiozła mnie pod blok. Nie chciałam, żeby ktoś o tym wiedział. Gdy zamknęłam za sobą drzwi mogłam już cierpieć w spokoju. Poszłam wziąć prysznic, by zmyć z siebie dotyk sprawcy. Płakałam po raz kolejny. Nie miałam siły na nic. Położyłam się do łóżka i po prostu płakałam.
   Wojtek próbował się ze mną skontaktować milion razy, ale nie umiałabym z nim rozmawiać. Jak teraz miało wyglądać nasze życie? Przecież wszystko zaczęło się od seksu. Nasz związek zaczął się budować na pożądaniu. Co się stanie kiedy tego zabraknie? Na samą myśl, że jakikolwiek facet miałby mnie dotknąć, fala przerażenia zalewała moje ciało. Jednocześnie czułam do siebie obrzydzenie. Nie chciałam się z tym mierzyć. Musiałam coś postanowić. Pierwsze zadzwoniłam do szefa, ale on już wiedział o całym zdarzeniu i stwierdził, że mogę wrócić do pracy, gdy będę gotowa, nawet jeśli miałoby to oznaczać kilka miesięcy. Cieszyłam się, że mogę tam wrócić i nie ciąży na mnie presja związana z posadą. Miałam nadzieję, że sama uporam się z problemem. Wojtek nie mógł się o tym dowiedzieć. Nikt nie mógł...
   Jakimś cudem zapadłam w sen. Jednak okazał się on dla mnie koszmarem. Nawiedziła mnie twarz oprawcy. Obudziłam się cała zalana zimnym potem. Trzęsłam się ze strachu. Sprawdziłam, czy drzwi są zamknięte. Poszłam do kuchni zaparzyć kawy. Usiadłam na kanapie z kubkiem gorącej cieczy i włączyłam telewizor. Nie interesowało mnie treść. Chodziło mi tylko o to, by przerwać głuchą ciszę jaka panowała w mieszkaniu. Przez cały dzień nie ruszyłam się z miejsca.
   Wieczorem w telewizji leciała transmisja meczu o brązowy medal Plus Ligi. Nie chciałam patrzeć na udręczoną twarz Wojtka. Nie szło mu najlepiej na boisku, a ja miałam świadomość, że częściowo ponoszę za to winę. W obliczu ostatnich wydarzeń mogłabym przynieść mu tylko cierpienie. Sobie samej również. Nie chciałam, by ktokolwiek mnie dotykał, ale też nie chciałam by ktokolwiek się o tym dowiedział. Istniało tylko jedno wyjście, które rozwiązywało oba te problemy. Musiałam go zostawić. Ta myśl stała się moim głównym celem. Wstałam z kanapy i poszłam do sypialni. Wyciągnęłam małą torbę, pakując do niej kilka niezbędnych rzeczy. Wiedziałam jak bardzo go to zrani, ale nie zniosłabym, gdyby poczuł do mnie taką odrazę jaką ja czuję. To by mnie zabiło. Gdy miałam już wszystko czego potrzebowała, wzięłam kartkę, by nie odchodzić tak bez słowa. Głowiłam się nad tym co mogłabym napisać. Nic nie przychodziło mi na myśl. W efekcie końcowym zostawiłam kartkę, na której widniało jedno słowo rozmazane moimi łzami.

Przepraszam

   Tłumiąc w sobie szloch wyszłam przed blok, gdzie czekała na mnie taksówka. Pojechałam prosto na dworzec. Zdawałam sobie sprawę jak fatalnie muszę wyglądać. Założyłam kaptur, a wzrok wlepiłam w ziemię. Kupiłam bilet do Lublina. Czekało mnie kilka godzin jazdy. Rozglądałam się wokół, wypatrując podejrzanych typów. W końcu przyszedł czas odjazdu, czas by opuścić Bełchatów.  Wsiadłam do przedziału, w którym było najwięcej ludzi. Non stop rozglądałam się wokół. Wpadałam w paranoję, ale nie potrafiłam inaczej.
   Nad ranem byłam już na miejscu. Teraz musiałam dotrzeć do jedynej osoby, u której mogłam się spodziewać pomocy. Chciałam się schować przed światem. Z wielkim wahaniem zapukałam do drzwi.
- Maja? Co ty tu robisz?
- Cześć, babciu. Mogę się tu zatrzymać?- spytałam, a głos mi drżał. Natychmiast mnie przytuliła.
- Oczywiście, wejdź. Wyglądasz okropnie! Co się stało?- była wyraźnie zmartwiona.
- Nie chcę o tym rozmawiać. Pójdę na górę dobrze?
- Musisz o czymś wiedzieć...
- O co chodzi?
- Co ty tu robisz?!- usłyszałam za sobą głos Kornelii. Odwróciłam się gwałtownie. Stała na schodach i patrzyła na mnie z furią w oczach. Zeszła na dół, a po policzkach pociekły jej łzy.
- Musisz mnie nawet tu prześladować? Mało ci tego co mi zrobiłaś?
- Dziewczyny uspokójcie się- babcia próbowała nad nami zapanować.
- Zabrała mi faceta!- krzyknęła moja siostra. Wstydziłam się tego co jej zrobiłam. Była w strasznym stanie. Zaniedbała się. Nigdy jej takiej nieszczęśliwej nie widziałam.
- Popatrz na nią- powiedziała delikatnie babcia.- Wiem, że cierpisz, ale musicie się dogadać.
- Pójdę odpocząć- poinformowałam je szeptem. Wyminęłam modelkę ze spuszczonym wzrokiem. Zamknęłam się w wolnym pokoju na drugim piętrze i padłam na łóżku, kuląc się na nim jak tylko mogłam. Rozdzwonił się mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, przewidując, że dzwoni przyjmujący. Odrzuciłam połączenie i wyłączyłam urządzenie. Tak było lepiej. Schowałam głowę w poduszkę i zaniosłam się głośnym szlochem. Dlaczego to musiało spotkać właśnie mnie?

-----------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak krótko dziś, ale moja siostra sie wyprowadza i pomagam w remoncie i przeprowadzce  ;)
Za tydzień już bedzie dłużej obiecuję <3
Do następnego :)

sobota, 2 maja 2015

Rozdział 26

   Byłam przez cały wieczór zakłopotana. Babcia Inga niejednokrotnie sprawiała, że czerwieniłam się ze wstydu. Nikt nie zwracał na to uwagi. Zrozumiałam, że jest jej taki sposób bycia, aczkolwiek to nie sprawiało, bym czuła się swobodniej. Odetchnęłam z ulgą, gdy w końcu mogłam iść do łazienki wziąć prysznic. Z radością położyłam się w łóżku i przykryłam kołdrą pod sam czubek nosa. Gdy już prawie zasnęłam, poczułam jak materac ugina się pod czyimś ciężarem, a następnie jak ktoś mnie przytula.
- Nie chciałeś zostać dłużej?- spytałam zaspanym głosem.
- Usycham z tęsknoty- powiedział mi na ucho.
- Mhm, jasne. Babcia Inga?
- Nie daje mi żyć- przyznał zrezygnowany.- Ledwo wyszedłem spod tego krzyżowego ognia- zaśmiałam się na te słowa. Włodarczyk zaczął całować moją szyję. Wiedziałam doskonale do czego zmierza.
- Nic z tego- odepchnęłam go z uśmiechem.
- Będziemy cicho- próbował mnie przekonać.
- Julian łapy precz- powiedziałam sennie.
- Julian?!- wkurzył się.- Tak się bawić nie będziemy- stwierdził i odwrócił się na bok.
- Obraziłeś się?- spytałam zdziwiona, a po chwili parsknęłam śmiechem.- Zobaczymy kto dłużej wytrzyma- oznajmiłam pewna siebie i po chwili już zasnęłam.
   Okazało się, że musimy już wracać następnego dnia. W duchu cieszyłam się, że w ten sposób uniknę kolejnych rozmów, które wprawią mnie o zakłopotanie. Wojtek kontynuował swojego focha o to, że nazwałam go "Julian". Na samą myśl o co się obraził miałam ochotę się śmiać. W samochodzie Włodarczyk ignorował mnie w każdy możliwy sposób. Zaczynało mnie to irytować. Bałam się, że jeszcze moment a to ja pierwsza się na niego rzucę i to dosłownie.
   W mieszkaniu było jeszcze gorzej. Jedno drugiemu rzucało ukradkowe spojrzenia, ale żadne z nas nie chciało się złamać. Musiałam zastosować inną taktykę.
- Ale tu gorąco- powiedziałam i ściągnęłam koszulkę, gdy siedzieliśmy na kanapie. Przyjmujący posłał mi zgłodniałe spojrzenie. Próbowałam ukryć triumfujący uśmieszek, ale wtedy on pokonał mnie moją własną bronią.
- Masz rację- przyznał i również pozbawił się górnej części garderoby. Przełknęłam głośno ślinę, a moje serce przyspieszyło. Jak zwykle nie mogłam odwrócić oczu od jego umięśnionego torsu. Chcąc nie chcąc to w końcu ja uległam i przytuliłam się do siatkarza.
- Wiedziałem, że się złamiesz- przyznał zadowolony z siebie. Nie musiałam długo czekać, by leżeć na kanapie przygnieciona jego ciałem. Rozkoszowałam się każdym pocałunkiem, którym składał na moim ciele. Niewiele musiał zrobić, by rozpalić we mnie ogień.

   Stan rywalizacji Skry z Jastrzębiem wynosił 2:0. Siedziałam razem z Olą na trybunie, czekając na rozpoczęcie kolejnego starcia, być może już ostatniego. Tak bardzo chciałam, żeby ten medal w końcu trafił do rąk bełchatowian. Niestety... Walka była wyrównana, a w końcówce to siatkarze przeciwnej drużyny cieszyli się zwycięstwem. Widziałam jak Włodarczyk jest nie tyle przybity co wkurzony i to nie na żarty. Na boisku został najdłużej ze wszystkich. Hala zdążyła już opustoszeć, a on dalej siedział i wpatrywał się w siatkę. Westchnęłam i odważyłam się pójść do niego. Ostrożnie położyłam mu rękę na ramieniu, ale bez słowa ją zrzucił.
- Nie łam się będzie dobrze...
- Ta... Na pewno- prychnął. Wstał i poszedł w kierunku szatni. Zapowiadały się bardzo długie dni. Czekałam na swojego chłopaka przy samochodzie. Minę miał taką, że nawet jak znasz bez kija nie podchodź. Atmosfera była nerwowa, a Wojtek próbował wyżywać się na czym tylko się dało. Na początek trzasnął wszystkimi drzwiami przez jakie przeszedł, potem drzwiczkami od szafek w domu, a na koniec w ruch poszła szklanka, którą roztrzaskał o ścianę.
- Uspokój się!- wrzasnęłam w końcu.
- O co ci chodzi?- przewrócił oczami.
- O to jak się zachowujesz!
- Nie wrzeszcz na mnie- warknął.
- To przestań się na wszystkim wyżywać! To nie koniec świata, macie jeszcze szansę.
- Co ty możesz o tym wiedzieć?! Jak coś ci się nie podoba to droga wolna, ja cie tu nie zapraszałem!- każde wypowiedziane przez niego słowo, było niczym nóż wbijający się w moje serce. Oczy mi się zaszkliły. Nie powiedziałam nic, tylko poszłam do łazienki pod pretekstem wzięcia prysznica, ale tak naprawdę schowałam się tak, by ukryć jak bardzo mnie zranił. Wiedziałam, że to było dla niego ważne, ale nie chciałam byś tak traktowana za każdym razem, gdy przegra mecz. Tym razem głupie przepraszam na pewno nie załatwi sprawy. Nie miałam zamiaru dać sobą pomiatać. Z łazienki wyszłam już opanowana z maską obojętności na twarzy. Tym razem postanowiłam bardzo skutecznie zignorować Włodarczyka i tu już nie chodziło o jakiś tam zakład jak sprzed tygodni. Wojtek miał zerowe wyrzuty sumienia. Poszedł do sypialni się położyć jak gdyby nigdy nic. Wzięłam stamtąd tylko swoją poduszkę, z szafy wyciągnęłam koc i poszłam do salonu. Niech gnije sam w tym wygodnym łóżku. Długo nie mogłam zasnąć, przewracając się z boku na bok, a moja wściekłość na zadufanego w sobie siatkarza tylko przybierała na sile.
Rano obudziłam się cholernie niewyspana. Bolał mnie kark i kręgosłup. Poszłam do kuchni, gdzie ze śniadaniem dla dwóch osób czekał przyjmujący. Emocje opadły wiedz przybrał taktykę skruszonego kundelka. Niestety, nie tym razem. Kompletnie ignorując jego osobę, zaczęłam robić sobie kawę i odrębne śniadanie.
- Tobie też przygotowałem- zaczął ostrożnie, ale udawałam, że go w ogóle nie słyszę.- Długo nie będziesz się do mnie odzywać?- spytał, ale napotkał kolejny raz brak mojej reakcji.- Maja, przepraszam- wstał od stołu i chwycił mnie za rękę, ale wyrwałam dłoń z jego uścisku wciąż nie dając znać po sobie, bym go zauważyła.- Proszę, porozmawiaj ze mną...
- O czym?- warknęłam poirytowana, jak robił z siebie ofiarę. Odwróciłam się w jego stronę i popatrzyłam prosto w oczy.- Powiedziałeś wczoraj wyraźnie, że mnie tu nie zapraszałeś. Spokojnie, już niedługo będziesz miał mnie z głowy. Dlatego chciałam się wyprowadzić, żeby nie musieć być na twojej łasce i nie łasce!
- Nie chcę cię mieć z głowy!- zaprotestował.
- Ty już sam nie wiesz czego chcesz! Ostatnio sam odwołałeś moją rozmowę w sprawie mieszkania, a jak jest pod górkę to wręcz dajesz mi znaki, że mnie tu nie chcesz!
- Przeprosiłem! Byłem wkurzony, nie wiedziałem co gadam!
- Doskonale wiedziałeś! Chłopie nie trzeba być sportowcem, żeby wiedzieć, że czasem się przegrywa! Ale to nie jest powód, żebyś się na mnie wyżywał...
- Co ty może...
- Tak, wiem!- przerwałam mu.- Co ja mogę na ten temat wiedzieć. Wiesz co, zastanów się nad sobą. Przebieram się i idę do pracy.
- Dzisiaj macie zamknięte...
- Mam klucze do biura, zadzwonię do szefa i powiem, że biorę nadgodziny. Lepsze to niż siedzenie tutaj i znoszenie twoich humorków. Zapamiętaj sobie koleś, nie jestem workiem treningowym, ani sposobem na wyładowanie złości. Już nie...- wyminęłam go i poszłam się ubrać. Zgodnie z zapowiedzią poszłam do pracy. Uprzedziłam szefa, a ten nawet się ucieszył, że mam taki "zapał" do pracy. Płakałam przy tym komputerze. Wojtek sprawił, że czułam się niechciana, a to najgorsze uczucie ze wszystkich możliwych.

   Nasze stosunki się oziębiły. Co prawda zamieniliśmy się miejscami i to ja spałam w sypialni, a Włodarczyk na kanapie. Stwierdził, że albo będę spała w salonie z nim, albo w sypialni. Wiedziałam, że grzecznie czeka, aż będzie mieć moje pozwolenie, by wrócić do naszego łóżka. Powiedziałam mu na samym początku, że to jego mieszkanie i może robić co chce. Zaprzeczył, ale jak bardzo bym się starała nie mogłam wymazać z pamięci jego słów. Potem było jeszcze gorzej jak Wojtek ubzdurał sobie, że Dawid mnie podrywa, a na imprezę firmową będę zmuszona pójść sama bez niego, gdyż miał wtedy być w Jastrzębiu. Po raz kolejny zrobił mi awanturę, a ja nie miałam już do niego sił. Poczułam ulgę i rozczarowanie z powodu ulgi, kiedy wyjechał na mecz. Musieliśmy oboje nabrać do tego dystansu.
   W sobotę zgodnie z zapowiedzią musiałam wybrać się na obowiązkową firmową imprezę. Założyłam czarną, skromną sukienkę, buty na koturnie, zrobiłam lekki makijaż i byłam gotowa. Nie widziałam potrzeby specjalnie się stroić. Równo o godzinie dwudziestej byłam w restauracji, która znajdowała się za Bełchatowem, przy jakimś lesie.
- Maja, no dotarłaś wreszcie!- zobaczyłam uśmiechniętego od ucha do ucha Dawida. Chciał mnie pocałować w policzek, ale cofnęłam się o dwa kroki i uniosłam ręce w geście obrony. Wojtek miał rację! On mnie podrywa! Jaka ja byłam głupia....
- Możesz przestać?- spytałam wkurzona.- Daruj sobie takie gesty! Ja mam chłopaka więc zacznij uganiać się za kimś innym!
- Przepraszam bardzo panno niedotykalska! Wyluzuj trochę- prychnął i chyba chciał coś jeszcze dodać, ale w tym momencie zobaczył inną dziewczynę od nas z pracy.
- Iza!- zawołał i pomachał do niej, kiedy dziewczyna się odwróciła. Z zostawiając mnie ruszył do nowej zdobyczy, która była oczarowana, że Dawid zwrócił na nią uwagę. Pokręciłam z politowaniem głową i poszłam do środka. Z ulgą stwierdziłam, że niechciany kolega zajął się kimś innym i kompletnie o mnie zapomniał. Ja miałam sobie za złe, że tak nawrzeszczałam na siatkarza, gdy ten miał rację. Jak najszybciej chciałam wrócić do domu i skontaktować się z chłopakiem. Taka okazja nadarzyła się dopiero przed godziną 23;00. W międzyczasie widziałam jak Iza i Dawid wzięli klucz jednego z pokoi, które znajdowały się nad knajpą. Szybko zabrałam z szatni swój płaszcz i zamówiłam taksówkę, Nie chcąc być zatrzymana wyszłam na zewnątrz. Zaczęłam iść w stronę drogi głównej, skąd miała przyjechać taryfa. Po chwili nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ktoś za mną idzie. Natychmiast pożałowałam swojej decyzji. Odwróciłam się i rzeczywiście szła za mną jakaś ciemna, zakapturzona postać. Przyspieszyłam kroku, a osoba za mną również. Szybko wpadałam w panikę. Zaczęłam szukać telefonu w torebce, jednak ręce mi się tak trzęsły, że upuściłam go i nie mogłam zlokalizować. Starałam się go znaleźć, wiedząc, że jest moja jedyną deską ratunku, ale nieskutecznie. Po chwili poczułam jak ktoś przyciąga mnie do siebie.
- Pomoooocy!!!!!- wydarłam się, ale mężczyzna zasłonił mi usta dłonią.
- Zamknij się, a nic ci się nie stanie- warknął. Nie zwróciłam uwagi na jego słowa. Kopnęłam go z całej siły w nogę. Syknął z bólu, a mnie udało się uwolnić z uścisku. Jednak moje obuwie skazywało mnie z góry na porażkę. Po kilku sekundach ponownie byłam w żelaznym uścisku napastnika, ale tym razem trzymał w ręku nóż i przyciskał mi go do gardła.
- Zrób coś co mi się nie spodoba, a zginiesz. Jasne? Spytałem czy jasne?!- przycisnął nóż mocniej i poczułam lekkie ukłucie.
- Tak- powiedziałam drżącym głosem. Po policzkach ciekły mi łzy. Nie mogłam nad sobą zapanować. Bałam się o swoje życie, a także faktu, że oto ten mężczyzna może ze mną zrobić co tylko zechce, inaczej umrę. Zaciągnął mnie do lasu nie zważając na moje protesty. Nie będę opisywać co mi robił. Każda sekunda wydawała mi się godziną. Byłam pewna, że te okropne wydarzenia zostaną ze mną do końca życia. Gdy w końcu ze mną skończył, zostawił mnie jak śmiecia i odszedł, żegnając się:
- Pójdź na policję, a wrócę i zrobię to jeszcze raz- oznajmił spokojnie i zaśmiał się. Nie bał się pokazać mi swojej twarzy, której również miałam nie zapomnieć do końca życia. Nie wiem ile leżałam w tym zimnym lesie, przy drodze. Czułam się brudna, wykorzystana, bezwartościowa. Miałam wrażenie, że jedynie śmierć może wyzwolić mnie z bólu...

---------------------------------------------------------------
Przepraszam, że musieliście tyle czekać, ale przez cały tydzień miałam zapiździel w szkole, że szkoda gadać, wczoraj nie byłam w stanie nic napisać, a dzisiaj rano ( o godzinie 8; 43) miałam pobudkę i razem z siostrą i jej chłopakiem byłam na zakupach w Katowicach, pomagać im wybrać rzeczy do ich nowego mieszkania. Wrociłam przed 16 dopiero także tu nic nie ma z mojego lenistwa.
Przepraszam też za jakość, ale nie stać mnie w obecnej chwili na nic lepszego.
Wszystko psuje jak to ja i oznajmiam, że lawina złych zdarzeń ruszyła.
I mimo długiego weekendu nie będzie rozdziału wczesniej niż przed sobotą. Nawet nie wiem czy sie wyrobię na sobotę, ponieważ pomagam w przeprowadzce, a potem sama siebie przeprowadzam do pokoju obok ( a co sie ma marnować większy pokój jak mogę go przywłaszczyć ? xd) xd
I na koniec przepraszam za błędy, ale jestem wykończona
Do następnego
Bajo <3

sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 25

   Nie sądziłam, że można tak oszaleć na czyimś punkcie, a jednak. Mój świat ograniczył się do przyjmującego. Wystarczyło mi, że był w pobliżu. Przerażał mnie ogrom tego uczucia. Nie mogłam wykorzystywać kogoś kogo tak mocno kocham.
- Dzień dobry, chciałam potwierdzić jutrzejsze spotkanie- zadzwoniłam do kobiety od wynajmu.
- Dzień dobry, tak wszystko tak jak ustaliłyśmy. 
- Dobrze, dziękuje. Do widzenia.
- Do widzenia- rozłączyła się.
Usiadłam na kanapie, a w salonie pojawił się Włodarczyk.
- A gdzie ty jutro idziesz?
- Oglądać mieszkanie- poinformowałam go.
- Jakie mieszkanie?- zdziwił się.
- Potencjalne moje. Nie mogę ci siedzieć na głowie.
- Stop, ty chcesz się wyprowadzić?- spytał przerażony, a ja pokiwałam głową.- Ja się nie zgadzam- pożalił się. Położył się na mnie i spojrzał zmartwiony.- Źle ci tu ze mną?
- Oczywiście, że nie- zaprzeczyłam.
- To o co chodzi?
- Nie mogę cię wykorzystywać.
- Nie wykorzystujesz!- zaprotestował.
- Właśnie, że tak.
- W takim razie kocham jak mnie tak wykorzystujesz- zamruczał mi do ucha i zaczął całować po szyi.- Odwołaj to spotkanie. Ja tak ładnie proszę.
-  Wojtek, nie mog...- zaczęłam, ale w tym momencie złączył nasz usta. Nie mogłam pozbierać myśli. Jego ręka powędrowała pod moją koszulkę, rozpalając we mnie ogień, który mógł zostać ugaszony tylko w jeden sposób.

- Zrobiłem ci miejsce w szafie- poinformował mnie następnego dnia przy śniadaniu.
- Wojtek rozmawialiśmy o tym.- Był uparty jak osioł.
- No wiem, dlatego zrobiłem to miejsce- pocałował mnie w policzek i poszedł do łazienki. Chwyciłam się za głowę. Dyskusja z nim nie miała sensu. Trzeba było postawić go przed faktem dokonanym. Właśnie tak zamierzałam zrobić. Dlatego po pracy, w której musiałam znosić plotki, pojechałam prosto na umówione spotkanie. Stałam przed blokiem i nie mogłam się doczekać na kobietę, z którą się umawiałam. Nie rozumiałam, przecież potwierdziła wszystko. Myśląc, że może coś jej wypadło, czekałam cierpliwie przed ponad 40 minut. Potem moja cierpliwość się skończyła.
- Tak?- usłyszałam w telefonie.
- Dzień dobry, gdzie pani jest?
- Nie rozumiem...
- Potwierdzałam spotkanie- próbowałam panować nad głosem.
- Przecież dzwonił pani chłopak, że pani rezygnuje- powiedziała, a mnie zalała fala gniewu.
- Przepraszam w takim razie. Musieliśmy się nie zrozumieć.
- Żałuję, ale nie mam czasu. Przykro mi, ale już się umówiłam z kimś na wynajem.
- Rozumiem. Do widzenia- rozłączyłam się, nie czekając na jej odpowiedź. Nie wierzyłam, że to zrobił. Nie mógł tak za mnie decydować. Bardzo mi się to nie podobało. Pod wpływem impulsu, pojechałam prosto pod halę i czekałam na niego przy wejściu. Wiedziałam, że za niedługo kończy trening. W myślach miałam już ułożone całe kazanie, którym chciałam na powitanie poczęstować Włodarczyka. Szedł z Wroną i Kłosem uśmiechnięty jak gdyby nigdy nic. Gdy mnie zobaczył przeprosił ich i szybko podszedł do mnie.
- Cześć słońce, co ty tu robisz?- chciał mnie przytulić, ale mu nie pozwoliłam.
- Nie chcesz mi czegoś powiedzieć?
- Ślicznie dziś wyglądasz- puścił mi oczko, a ja zacisnęłam ręce w pięści i wzięłam głęboki oddech.
- A może mi powiesz, kiedy cię prosiłam, żebyś zadzwonił do tej baby i odwołał wszystko, bo za cholerę nie pamiętam- syknęłam.
- A to!- położył swoje dłonie na moich biodrach i przyciągnął mnie do siebie.
- Jak mogłeś?- spytałam, kiedy on składał pocałunki na mojej szyi ponownie mnie rozpraszając. Zapomniałam swojej genialnej przemowy. A kiedy złączył nasze usta, musiałam się wysilić, by sobie przypomnieć po co przyszłam. Po chwili zebrałam resztki własnej woli i oderwałam się od niego.
- Nie możesz tak robić- poskarżyłam się i tupnęłam nogą jak mała dziewczynką.
- To znaczy jak?
- Miałam ambitny plan zrobić ci awanturę, a ty mnie całujesz i mój ambitny plan poległ.
- No nie gniewaj się- przytulił mnie.- Po prostu chcę żebyś ze mną mieszkała.
- Miś, no zrozum.- wahałam się.
- A mówiłem ci dziś jak jesteś dla mnie ważna?- powiedział wprost do mojego ucha, a przez moje ciało przeszedł dreszcz.
- To jest szantaż emocjonalny. Grasz mi na uczuciach- jęknęłam, ale mój opór słabł i on o tym wiedział.
- Kiedy ja cię tak mocno kocham.- Westchnęłam i przymknęłam oczy. Obyśmy tego nie żałowali.
- No dobrze- powiedziałam zrezygnowana. Natychmiast porwał mnie w ramiona i zaczął się ze mną kręcić wokół własnej osi.
- Wojtek postaw mnie na ziemi!- zaśmiałam się, a on spełnił moją prośbę i wpił się w moje wargi.- Ale ja mam warunki- powiedziałam, gdy go lekko odepchnęłam.
- Nie ja się nie zgadzam na żadne warunki! Po co nam warunki? Przecież było tak pięknie!- widząc mój wzrok westchnął zrezygnowany.- Jakie warunki i czemu wiem, że mi się nie spodobają?- spytał.
- Płace połowę rachunków, czynszu i dokładam się do zakupów.
- Kotek, kiedy nie ma takiej potrzeby- pokręcił głową.
- Wojciech- rzuciłam ostrzegawczo.
- No dobrze- powiedział niechętnie, ale po chwili ponownie się uśmiechnął.- Naprawdę się cieszę.

   Dziś Skra podejmowała u siebie Lotos Trefl Gdańsk. Wojtek od rana chodził z głową w chmurach. Mało kiedy bywał, aż tak skupiony, ale był dobrej myśli po ostatnim starciu. Zapowiadał się ciekawy mecz, a bilety wysprzedały się niemal od razu. Trudno było przecisnąć się wokół hali, na którą jechałam z Olą. Obie odetchnęłyśmy z ulgą, gdy mogłyśmy spokojnie usiąść na swoich miejscach. Oczywiście miałam na sobie koszulkę zawodnika z numerem 12. Nie było innej opcji. Chciałam, żeby spotkanie jak najszybciej się rozpoczęło. Jednak Wojtek nie dostał szansy wybiegnięcia w pierwszej szóstce. Byłam przerażona, że drużyna przeciwnika w pewnych momentach robiła z nami co chciała. Spoglądałam na boisko z coraz większym niepokojem. W końcu mój chłopak dostał szansę. Zaczęłam wrzeszczeć jak szalona. Teraz musiało być dobrze. Kiedy tylko szedł na zagrywkę nasze spojrzenia się spotkały. Posłałam mu pokrzepiający uśmiech i pokazałam zaciśnięte kciuki. Niestety... Gdy Włodarczyk wszedł było lepiej, ale nie było siły na przeciwnika. Pomimo walki Skrzatów przegraliśmy... Ze smutkiem podeszłam do band. Na sam widok miny Wojtka serce mi się krajało.
- Miś...- powiedziałam tylko i go przytuliłam. - Nie łam się. Jest jeszcze szansa- próbowałam go pocieszyć. Bez słowa oderwał się ode mnie i poszedł się rozciągać. Westchnęłam głośno i poszłam usiąść, czekając aż pójdzie do szatni się przebrać. Przynajmniej się na mnie nie wyżywał jak ostatnio. Musiałam przyznać, że widok załamanego Wojtka nie należał do moich ulubionych. Minęło trochę czasu zanim mogliśmy wyjść z hali. Przyjmujący szedł ze spuszczoną głową. Droga do domu minęła nam w ciszy. Przygotowałam kolację, ale siatkarz tylko dzióbał widelcem w talerzu prawie niczego nie tykając. Bez słowa odszedł od stołu i poszedł wziąć prysznic. Posprzątałam po naszym "posiłku" i gdy tylko Włodarczyk wyszedł z łazienki, to ja ją zajęłam. Nienawidziłam jak był w takim stanie. Gdy miałam za sobą wieczorną toaletę, postanowiłam iść spać. Położyłam się w łóżku obok przyjmującego i pocałowałam go w usta.
- Ej, nie lubię jak jesteś smutny...- na moje słowa przytulił mnie i pocałował w czoło.
- Śpij już.
   Niestety los wcale nie był pomocny i Skra przegrywała wszystko co mogła. Najpierw w Final Four ponieśli dwie porażki, a potem z Lotosem o wejście do Finały Plus Ligi. Nadzieja tkwiła w nas wszystkich i umarła, gdy gdańszczanie wygrali piłkę meczową. Nie mogłam być wtedy z Wojtkiem. Było mi niewyobrażalnie przykro. Jego gra wiele dała drużynie, co zauważyli nawet komentatorzy, ale on sam jeden nie wystarczył. Byłam zła na trenera, że zawsze wpuszczał Wojtka dopiero, gdy się coś psuło, zamiast dać mu szansę w pierwszej szóstce. Przecież był najlepszy! Tak, wiem, nie jestem obiektywna.
   W obliczu tych wszystkich zdarzeń, a także mojej ucieczki sprzed ołtarza nasze święta nie zapowiadały się ciekawie. Na dodatek miałam je spędzić u rodziny Wojtka. Byłam zestresowana jak nigdy. Upiekłam dwa ciasta, żeby nie jechać tak z pustymi rękoma. Jednak moim głównym zmartwieniem był mój siatkarz, który przyjechał w niedzielę. Od razu po wejściu do mieszkania podszedł i bez słowa się do mnie przytulił. Humoru za nic w świeci poprawić mu nie było można. W dodatku tego samego dnia jechaliśmy do jego rodzinnej miejscowości. Po drodze trochę ochłonął i nawet zaczął ze mną normalnie rozmawiać. Duży progress jak na ostatnie ciche dni. w jego wykonaniu. Gdy minęliśmy tabliczkę z napisem " Poznań" żołądek podszedł mi do gardła.
- Ale czy twoi rodzice na pewno nie mają nic przeciwko, żebym przyjechała?  spytałam.
- Na pewno.
- A twoje poprzednie dziewczyny lubiły?
- Chyba tak. W sumie to jak przyprowadziłem pierwszą dziewczynę, to po wyjściu już jej nie zobaczyłem. Cały czas szukają jej zwłok- poinformował mnie poważnie, a ja popatrzyłam na niego ze strachem w oczach. Kiedy po kilku sekundach zobaczyłam jak drgają mu kąciki ust, dotarło do mnie, że sobie ze mnie żartuje.
- Kretyn- skwitowałam i uderzyła go lekko w ramię, a on zaczął się śmiać. Jak mogłam nabrać się na coś tak absurdalnego?
- Spokojnie. Będzie dobrze- wziął moją dłoń i ucałował.
W ogóle mnie nie uspokoił. Wierciłam się z nerwów na przednim siedzeniu. Gdy dotarliśmy na miejsce wzięłam głęboki oddech nim wysiadłam z samochodu. Z ciastem w rękach stanęłam w przedpokoju rodziców Włodarczyka.
- Halo! Już jesteśmy!- zawołał, a po chwili zobaczyliśmy drobną kobietę.
- No nareszcie!- przytuliła go mocno.- Tak się cieszę, że cię widzę- oderwała się od niego i popatrzyła na mnie.
- Dobry wieczór- przywitałam się grzecznie.
- Nie wierzę- powiedziała, a mnie zalała fala paniki.- Nie wierzę, że mój syn w końcu przyprowadził dziewczynę do domu- zaśmiała się i podała mi rękę.- Maja, prawda? Jestem Ania. I coście to nazwozili? Nie potrzebnie się fatygowaliście. Ale nie stójcie tak. Wchodźcie, wchodźcie. Wszyscy czekają- odetchnęłam z ulgą. Teraz tylko reszta rodzinki. Fantastycznie...
- Widzisz nie jest tak źle- szepnął mi na ucho.- Tylko się nie przestrasz babci Ingi. Jest... specyficzna.
- Co to znaczy?- spytałam zdezorientowana. Po chwili znalazłam się w salonie, objęta przez siatkarza. Nie sądziłam, że będzie tyle ludzi. Poznałam jakieś ciotki nie ciotki, wujków, kuzynów, a na końcu przyszedł czas na starszą panią.
- Wojtuś!- ucieszyła się.- No chodź tu ty moja tyczko!
- Cześć babciu- przytulił ją.- Proszę poznaj, to moja dziewczyna, Maja.
- O całe szczęście! Już się bałam, że jesteś gejem i po prawnukach nici!- chwyciła się za serce.- Miło mi cię dziecko poznać.
- Mnie panią również.
- No chodź no tutaj. Pogadamy sobie my młode- zaśmiała się ponownie. Rzeczywiście babcia Inga była specyficzna. Na kolacji każdy mnie o wszystko wypytywał. Jadłam sobie ciasto, gdy padło pytanie, którego się nie spodziewałam.
- Mam nadzieję, że uprawiacie bezpieczny sex?- palnęła prosto z mostu babcia Inga, a ja zakrztusiłam się ciastem i przyjmujący musiał mnie poklepać po plecach.
- Mamo!- skarcił kobietę gospodarz.
- No co? Dzieci dziećmi, ale muszą być pewni swego!- broniła się. Napiłam się wina. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. To będą ciekawe dwa dni.

---------------------------------------------------------------------
Zaskoczeni 3-rozdziałową silanką? xd mi nie odpowiada taki stan rzeczy xd także szykujcie się xd
Dużo osób pyta kiedy następny rozdział. Rozdziały pojawiają się w każdą sobotę. Czasem uda mi sie napisać nowy w tygodniu, ale to naprawdę rzadko. Tym razem mam za dużo sprawdzianów więc to mi sie nie uda :( Następny rozdział w sobotę ;)
Przepraszam, że jeszcze nie nadrobiłam LA, ale mam tyle roboty, że nie wyrabiam, Mam na przyszły tydzień 6 sprawdzianów, 2 lektury, mnóstwo zadania i to zapewne jeszcze nie koniec xd W związku z tym mogę być mniej aktywna na Waszych blogach ;)
Przepraszam za błędy
Całuję ;)

środa, 22 kwietnia 2015

Rozdział 24

   Następnego dnia wróciłam już do pracy. Wszyscy patrzyli na mnie jak na wariatkę, bo czego bym nie robiła uśmiechałam się jak głupia do sera.
- Ślub udany?- spytała Gosia, z którą dzieliłam biuro.
- Nie było ślubu- pokazałam jej rękę, na której nie było żadnego pierścionka.
- Tak mi przykro- zmieszała się.
- Niepotrzebnie. Wszystko jest tak jak być powinno- posłałam jej roześmiane spojrzenie. Nie chciałam za wiele zdradzać. Jednak zapomniałam, że w tym biurze ściany mają uszy i moja nowa koleżanka nie jest winna plotek, które się pojawiły. Oni nie mieli swojego życia czy jak? Po południu poszłam zrobić sobie kawę.
- Słyszałem co się stało- zagadał do mnie jakiś facet.
- A ty to...?- spytałam, bo nie kojarzyłam jego imienia.
- Dawid- podał mi rękę.- Poznaliśmy się zaraz jak do nas trafiłaś- posłał mi szeroki uśmiech. Teraz dopiero sobie przypomniałam jaki był nad wyraz miły na początku, ale gdy dowiedział się, że wychodzę za mąż dał mi spokój.- Trzymasz się jakoś?
- Nic mi nie jest, dziękuje- zabrałam szybko kubek z gorącym napojem i uciekłam do siebie, nie dając mu możliwości kontynuowania rozmowy. Nie miałam chęci integrować się z innymi, poruszając ten temat. W myślach odliczałam minuty do zakończenia pracy. Ostatnimi czasy była dla mnie wymówką, by nie musieć wracać do domu. Nie spodziewałam się, że w tak krótkim czasie się to zmieni i będę patrzeć co chwilę na zegarek, by wyjść jak najszybciej. Nie mogłam się doczekać, bo przyjechać miał po mnie Wojtek. Wychodząc z pracy, natknęłam się ponownie na Dawida.
- Może wyskoczymy na jakąś kawę?- zaproponował, gdy opuszczałam budynek. Nawet otworzył przede mną drzwi, ale ja miałam swoje plany. Rozejrzałam się, ale nie było nigdzie auta przyjmującego.
- Dziękuje, ale czekam na kogoś.
- Nie daj się prosić- położył mi rękę na ramieniu. Usłyszałam znajomy ryk silnika. Uśmiech sam mi się wkradł na usta, widząc Włodarczyka, który wysiada z samochodu i idzie w naszą stronę.
- Rany, ale ciacho- usłyszałam za sobą szepty.- O, boże! Idzie tu! Jak wyglądam?
Rozwiałam ich nadzieje i rzuciłam się siatkarzowi na szyję. Obdarował mnie pocałunkiem, od którego zakręciło mi się w głowie. Gdy się od niego oderwałam, zobaczyłam jak w oczach tańczą mu radosne ogniki. Uśmiechałam się w duchu na myśl, że muszą zbierać szczękę z ziemi. Bardzo mocno zaakcentowałam, że Wojtek jest mój.
- Hej, skarbie- przywitał się i postawił mnie na ziemię.- Jedziemy do domu?- spytał, a ja pokiwałam głową. Świat ograniczył się tylko do siatkarza. Wszystko inne przestało istnieć. Przyjmujący otworzył mi drzwi swojego auta. Wiedziałam, że obserwuje nas pół biura. Oj, jutro w pracy będzie aż huczało od plotek. Włodarczyk wsiadł na miejsce kierowcy i odjechaliśmy, zostawiając za sobą wścibski tłum. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że właściwie odeszłam bez słowa pożegnania, nie kończąc rozmowy.  Wzruszyłam ramionami, nie chciałam zawracać sobie tym głowy. Skupiłam się na obserwowaniu siatkarza, który zaczął śpiewać na całe gardło. Nie mogłam się nie śmiać. Pierwszy raz był przy mnie taki beztroski.
- Karol i Ola dzisiaj do nas przychodzą- poinformował mnie.- Chciałem im jakoś podziękować, no wiesz...
- Wstąp do sklepu w takim razie. Trzeba będzie coś ugotować.
- Wedle życzenia.- Siatkarz skręcił do pierwszego lepszego supermarketu i robiliśmy zakupy w trybie szybkim. Przy czym miałam wrażenie, że najwięcej czasu spędziliśmy przy kasie, gdy oboje naraz wyciągnęliśmy swoje karty kredytowe- dobrze, że przed ślubem zapomniałam swojej torebki z pracy.
- Ja płacę- stwierdził sucho.
- Nie, ja płacę- sprzeciwiłam się. Kasjerka spoglądała na nas z uśmiechem.
- Kotek nie kłóć się ze mną.
- To ty się ze mną kłócisz- za nami ustawiła się długa kolejka i ludzie śmiali się pod nosem.
- Jak duży rachunek to niech on płaci- "szepnęła" mi konspiracyjnie jakaś pani w kolejce obok.
- No właśnie- poparł ją.
- Kto gotuje?- spytałam unosząc jedną brew do góry.
- Ty.
- I po problemie.
- Ty gotujesz a ja płacę za zakupy- oznajmił i już chciałam zaprotestować, ale zamknął mi usta buziakiem. W końcu postawił na swoim.
- Uwielbiam się z tobą kłócić- przyznałam z uśmiechem, gdy pakowaliśmy reklamówki do samochodu.
Chwilę później byliśmy już w mieszkaniu przyjmującego i krzątaliśmy się w kuchni. Postawiłam na kurczaka w ziołach i ciasto "krakersowiec", którego nie trzeba było piec. Siatkarz przez cały czas dzielnie próbował mi pomóc choć musiałam pilnować go cały czas, żeby nic nie zepsuł. Potem bardziej starał się mnie rozpraszać niż gotować to wygoniłam go z kuchni i kazałam troszkę ogarnąć w mieszkaniu. Zdążyłam wszystko przygotować, ale nie mogłam marzyć nawet o jakiejś sukience. W końcu musiałam iść odebrać swoje rzeczy. O umówionej godzinie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Wchodźcie, wchodźcie- zaprosił Wojtek naszych gości.
- No!- spojrzała na mnie Ola z ulgą.- Nareszcie przytyłaś!
- No robię co mogę- zaśmiał się Wojtek.
Zjedliśmy kolację w miłej atmosferze. Włodarczyk nie mógł się ode mnie oderwać i to mi bardzo imponowało. Jak mnie nie obejmował to skradał całusa albo gładził delikatnie moją dłoń, czy udo. Nawet na początku mojego związku z Przemkiem, nie odczuwałam z nim takiej bliskości.
- Chcieliśmy wam podziękować- zaczęłam- Na prawdę doceniamy to co dla nas zrobiliście.
- Tobie Ola jestem szczególnie wdzięczny, że opiekowałaś się Mają, kiedy ja nie mogłem.
- Wiemy, że to mogło być trudne i jesteśmy wam ogromnie wdzięczni.
- Za takie ciacho zrobiłbym to drugi raz- powiedział z pełnymi ustami Kłos, za co zbeształa go jego dziewczyna.
Spotkanie aż do samego końca było udane. Ale nasi przyjaciele musieli się zbierać dosyć szybko, gdyż następnego dnia Skra wyjeżdżała do Gdańska.
- Uwielbiam ich, ale kocham być z tobą sam na sam- powiedział mi Wojtek do ucha, gdy po kolacji leżeliśmy na kanapie, wtuleni w siebie. Nie mogłam uwierzyć, że nie będę go widzieć prawie 3 dni. Ten czas wydawał mi się wiecznością. Rano Włodarczyk odwoził mnie do pracy. Własnego samochodu już nie posiadałam. Był kupiony za Przemka pieniądze, a ja nic od niego nie potrzebowałam..
- Będę tęsknić- pożaliłam się, gdy staliśmy przed moim biurem.
- Ja też, nawet nie wiesz jak bardzo- przytulił mnie.
- Wróć mi w jednym kawałku i rozwal ich tam- poprosiłam z uśmiechem.
- Dla mojej kobiety wszystko- uśmiechnął się i pocałował ostatni, ale za to pamiętny raz. Tak bardzo nie chciałam, żeby jechał, ale wiedziałam też, że będę musiała przywyknąć do jego ciągłych wyjazdów. Choć wolałabym się do tego nie przyzwyczajać.
- Uważaj na siebie- powiedział już poważnie. Przytuliłam się do niego i dopiero po długim momencie oderwałam.
- Muszę już iść. Kocham cię- pocałowałam go w policzek i nie dając czasu na reakcję by się nie popłakać poszłam do budynku. Przed drzwiami odwróciłam się i pomachałam mu. Myślałam, że ponownie moja praca stanie się sposobem na przetrwanie, ale od samego wejścia czułam na sobie ukradkowe spojrzenia i słyszałam szepty za swoimi plecami. Nie sądziłam, że obgadywanie może być aż tak perfidne. Postanowiłam się tym nie przejmować i skupić na swoich obowiązkach. Jednak, gdy poszłam do toalety, będąc już w kabinie mogłam się przekonać jak szybko informacje się rozchodzą.
- Słyszałaś o tej nowej? Podobno to nie on ją zostawił tylko ona jego dla jakiegoś innego.
- Jak można zdradzić?
- A uciec sprzed ołtarza? Słyszałam, że jest w ciąży- zaśmiałam się na te słowa. Gdy poszłam umyć ręce, miny im zrzedły.
- Nie przeszkadzajcie sobie- uśmiechnęłam się słodko.
   Przetrwałam przygotowania do ślubu, przetrzymałam "ciążę" Kornelii to i to zniosę. Zabawni nawet byli ci wszyscy ludzie. Z ulgą wychodziłam do domu. Tym razem wracałam autobusem. Stojąc już na przystanku, zatrzymało się na nim auto, a kierowca opuścił szybę.
- Maja, wsiadaj! Podwiozę cię- zawołał Dawid. Głupio mi było odmówić.
- Dziękuje- powiedziałam nieśmiało.
- Wczoraj nie było nam dane porozmawiać. To może dziś?
- Nie dam rady, przepraszam.
- Chłopak?
- Akurat go nie ma.
- Czyli kawa i ciastko?
- Przykro mi, ale mam ważne sprawy do załatwienia. Po prostu mnie gdzieś odstaw.
- No dobrze, ale kiedyś wyciągnę cię na tę kawę- puścił mi oczko. Odwróciłam wzrok. Czułam się niezręcznie, dlatego odetchnęłam z ulgą, gdy zatrzymaliśmy się na osiedlu Włodarczyka.
- Dziękuje za podwózkę- uśmiechnęłam się ładnie, gdy otworzył mi drzwi.
- Zawsze do usług- chciał mnie pocałować w policzek, ale odsunęłam się i podałam mu rękę.
- Do zobaczenia- rzuciłam w jego stronę i prawie biegiem ruszyłam do klatki przyjmującego. Dziwnie się czułam otwierając drzwi jego kluczem, wchodząc do jego mieszkania bez niego, "rządząc się" w jego kuchni. To wszystko było mi takie obce. Ostatnie dni spędzaliśmy cały czas razem. Nie mogłam na nim żerować. Musiałam znaleźć własne mieszkanie. Chciałam mu się jakoś odwdzięczyć i zaczęłam sprzątać. Siatkarz do dbających o porządek nie należał więc pomyślałam, że może w ten sposób jakoś go odciążę. Zajęło mi to trochę, ale udało mi się poskromić bałagan. Nie wiedziałam co ja mam ze sobą zrobić. Nie zastanawiając się długo, poszłam do supermarketu, który był w pobliżu, by zrobić zakupy. Gdy chodziłam między pułkami, rozdzwonił się mój telefon, a na twarz wpełznął uśmiech, kiedy spojrzałam na wyświetlacz.
- No, hej miś. Dojechaliście?
- Dojechaliśmy. Z małymi kłopotami, ale dojechaliśmy- zaśmiał się.- A ty długo wracałaś z pracy? Możesz brać mój samochód jak potrzebujesz.
- Pod blok podwiózł mnie znajomy z pracy- przygryzłam wargę, czując jak się spina.- Chciał iść na kawę- usłyszałam jak wciąga gwałtowanie powietrze.
- I co dalej?- spytał śmiertelnie poważny.
- Nie rób tej miny, pogoniłam go w cholerę- zaśmiałam się do słuchawki.- Ale jesteś kochany, jak jesteś o mnie zazdrosny.
- Co teraz robisz?- zainteresował się udobruchany.
- Mam dwie dobre wiadomości. Pierwsza taka, że udało mi się doprowadzić twoje mieszkanie do porządku, a druga, taka, że się dzisiaj nawpycham, bo jestem w sklepie.
- Skarbie nie musiałaś- powiedział miękko.
- Musiałam, musiałam.
- Kotek będę kończył, bo mamy siłownię. Zadzwonię później
- Pa- uśmiechnęłam się i rozłączyłam.
   Następnego dnia postanowiłam skorzystać z propozycji Wojtka i pożyczyłam jego samochód. Potrzebowałam ciuchów. Z resztą chciałam mieć to za sobą. Podjechałam pod blok i z ulgą stwierdziłam, że nie było auta Przemka. Weszłam do mieszkania, które nie było już moje. Jak najszybciej poszłam do sypialni i wzięłam się za pakowanie. Wyciągnęłam walizki, a następnie w pośpiechu pakowałam wszystko jak leci. Później zabrałam wszystkie kosmetyki z łazienki. Brałam to czego potrzebowałam. Nie byłam szczególnie przywiązana do jakiś przedmiotów. Położyłam na łóżku suknię ślubna. Nie wiedziałam co mam ją zrobić, ale na pewno nie mogła zagracać mieszkania Włodarczyka, zwłaszcza, że żadne z nas nie mogło znieść jej widoku. Gdy cały mój dobytek leżał w bagażniku, wróciłam na górę, by sprawdzić, czy wzięłam wszystko. Było to smutne, że nie miałam żadnych pamiątek. Jakie moje życie było nudne i bezsensowe.
   Na całe szczęście Skra wygrała mecz z Lotosem. Nie sądziłam, że kiedyś będę tak przeżywać mecz. Natomiast moje poszukiwania mieszkania szły pełną parą. Zdążyłam nawet umówić się, by oglądnąć jedno. Nie potrzebowałam czegoś dużego. Mogło być nawet jednopokojowe mieszkanko.
Tymczasem, leżałam umyta na kanapie przyjmującego, z postanowieniem, że nie zasnę póki on ni przyjedzie. Nie mogłam już się doczekać. Te 3 dni bez niego były tak męczące. Nie sądziłam, że można się za kimś tak bardzo stęsknić. Zrobiłam mu kolację, którą niestety musiał sobie odgrzać, bo nie mógł się określić, kiedy będą. Czekałam, czekałam, aż w końcu zasnęłam, a mój ambitny plan poszedł się paść.
   Gdy otworzyłam oczy, było już rano. Rozejrzałam się, dziwnym trafem znajdowałam się w sypialni. Obróciłam się na bok i wszystko stało się jasne. Obok mnie smacznie spał przyjmujący. Serce omal nie wyskoczyło mi z radości. Nie wiedziałam co ja mam zrobić, czy go przytulić, czy obudzić, czy nie więc nie myśląc za wiele rzuciłam się na niego i zaczęłam całować. Po jakiś trzech sekundach, zaczął odwzajemniać moje pocałunki. Po chwili to on przygniatał mnie swoim ciałem.
- Jakie miłe powitanie- uśmiechnął się i pogładził delikatnie mój policzek.- Tęskniłaś?
- Głupie pytanie- przyznałam i przyciągnęłam go z powrotem do siebie.

----------------------------
A sielanka trwa... troche nie w moim stylu, ale niech Wam będzie :) Już niedługo xd
Przepraszam za błędy
W ten weekend nadrobię LA  ;) Przepraszam, że tak późno ;)
Miłego czytania ja wracam do chemii :(
Do soboty ;)