sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 25

   Nie sądziłam, że można tak oszaleć na czyimś punkcie, a jednak. Mój świat ograniczył się do przyjmującego. Wystarczyło mi, że był w pobliżu. Przerażał mnie ogrom tego uczucia. Nie mogłam wykorzystywać kogoś kogo tak mocno kocham.
- Dzień dobry, chciałam potwierdzić jutrzejsze spotkanie- zadzwoniłam do kobiety od wynajmu.
- Dzień dobry, tak wszystko tak jak ustaliłyśmy. 
- Dobrze, dziękuje. Do widzenia.
- Do widzenia- rozłączyła się.
Usiadłam na kanapie, a w salonie pojawił się Włodarczyk.
- A gdzie ty jutro idziesz?
- Oglądać mieszkanie- poinformowałam go.
- Jakie mieszkanie?- zdziwił się.
- Potencjalne moje. Nie mogę ci siedzieć na głowie.
- Stop, ty chcesz się wyprowadzić?- spytał przerażony, a ja pokiwałam głową.- Ja się nie zgadzam- pożalił się. Położył się na mnie i spojrzał zmartwiony.- Źle ci tu ze mną?
- Oczywiście, że nie- zaprzeczyłam.
- To o co chodzi?
- Nie mogę cię wykorzystywać.
- Nie wykorzystujesz!- zaprotestował.
- Właśnie, że tak.
- W takim razie kocham jak mnie tak wykorzystujesz- zamruczał mi do ucha i zaczął całować po szyi.- Odwołaj to spotkanie. Ja tak ładnie proszę.
-  Wojtek, nie mog...- zaczęłam, ale w tym momencie złączył nasz usta. Nie mogłam pozbierać myśli. Jego ręka powędrowała pod moją koszulkę, rozpalając we mnie ogień, który mógł zostać ugaszony tylko w jeden sposób.

- Zrobiłem ci miejsce w szafie- poinformował mnie następnego dnia przy śniadaniu.
- Wojtek rozmawialiśmy o tym.- Był uparty jak osioł.
- No wiem, dlatego zrobiłem to miejsce- pocałował mnie w policzek i poszedł do łazienki. Chwyciłam się za głowę. Dyskusja z nim nie miała sensu. Trzeba było postawić go przed faktem dokonanym. Właśnie tak zamierzałam zrobić. Dlatego po pracy, w której musiałam znosić plotki, pojechałam prosto na umówione spotkanie. Stałam przed blokiem i nie mogłam się doczekać na kobietę, z którą się umawiałam. Nie rozumiałam, przecież potwierdziła wszystko. Myśląc, że może coś jej wypadło, czekałam cierpliwie przed ponad 40 minut. Potem moja cierpliwość się skończyła.
- Tak?- usłyszałam w telefonie.
- Dzień dobry, gdzie pani jest?
- Nie rozumiem...
- Potwierdzałam spotkanie- próbowałam panować nad głosem.
- Przecież dzwonił pani chłopak, że pani rezygnuje- powiedziała, a mnie zalała fala gniewu.
- Przepraszam w takim razie. Musieliśmy się nie zrozumieć.
- Żałuję, ale nie mam czasu. Przykro mi, ale już się umówiłam z kimś na wynajem.
- Rozumiem. Do widzenia- rozłączyłam się, nie czekając na jej odpowiedź. Nie wierzyłam, że to zrobił. Nie mógł tak za mnie decydować. Bardzo mi się to nie podobało. Pod wpływem impulsu, pojechałam prosto pod halę i czekałam na niego przy wejściu. Wiedziałam, że za niedługo kończy trening. W myślach miałam już ułożone całe kazanie, którym chciałam na powitanie poczęstować Włodarczyka. Szedł z Wroną i Kłosem uśmiechnięty jak gdyby nigdy nic. Gdy mnie zobaczył przeprosił ich i szybko podszedł do mnie.
- Cześć słońce, co ty tu robisz?- chciał mnie przytulić, ale mu nie pozwoliłam.
- Nie chcesz mi czegoś powiedzieć?
- Ślicznie dziś wyglądasz- puścił mi oczko, a ja zacisnęłam ręce w pięści i wzięłam głęboki oddech.
- A może mi powiesz, kiedy cię prosiłam, żebyś zadzwonił do tej baby i odwołał wszystko, bo za cholerę nie pamiętam- syknęłam.
- A to!- położył swoje dłonie na moich biodrach i przyciągnął mnie do siebie.
- Jak mogłeś?- spytałam, kiedy on składał pocałunki na mojej szyi ponownie mnie rozpraszając. Zapomniałam swojej genialnej przemowy. A kiedy złączył nasze usta, musiałam się wysilić, by sobie przypomnieć po co przyszłam. Po chwili zebrałam resztki własnej woli i oderwałam się od niego.
- Nie możesz tak robić- poskarżyłam się i tupnęłam nogą jak mała dziewczynką.
- To znaczy jak?
- Miałam ambitny plan zrobić ci awanturę, a ty mnie całujesz i mój ambitny plan poległ.
- No nie gniewaj się- przytulił mnie.- Po prostu chcę żebyś ze mną mieszkała.
- Miś, no zrozum.- wahałam się.
- A mówiłem ci dziś jak jesteś dla mnie ważna?- powiedział wprost do mojego ucha, a przez moje ciało przeszedł dreszcz.
- To jest szantaż emocjonalny. Grasz mi na uczuciach- jęknęłam, ale mój opór słabł i on o tym wiedział.
- Kiedy ja cię tak mocno kocham.- Westchnęłam i przymknęłam oczy. Obyśmy tego nie żałowali.
- No dobrze- powiedziałam zrezygnowana. Natychmiast porwał mnie w ramiona i zaczął się ze mną kręcić wokół własnej osi.
- Wojtek postaw mnie na ziemi!- zaśmiałam się, a on spełnił moją prośbę i wpił się w moje wargi.- Ale ja mam warunki- powiedziałam, gdy go lekko odepchnęłam.
- Nie ja się nie zgadzam na żadne warunki! Po co nam warunki? Przecież było tak pięknie!- widząc mój wzrok westchnął zrezygnowany.- Jakie warunki i czemu wiem, że mi się nie spodobają?- spytał.
- Płace połowę rachunków, czynszu i dokładam się do zakupów.
- Kotek, kiedy nie ma takiej potrzeby- pokręcił głową.
- Wojciech- rzuciłam ostrzegawczo.
- No dobrze- powiedział niechętnie, ale po chwili ponownie się uśmiechnął.- Naprawdę się cieszę.

   Dziś Skra podejmowała u siebie Lotos Trefl Gdańsk. Wojtek od rana chodził z głową w chmurach. Mało kiedy bywał, aż tak skupiony, ale był dobrej myśli po ostatnim starciu. Zapowiadał się ciekawy mecz, a bilety wysprzedały się niemal od razu. Trudno było przecisnąć się wokół hali, na którą jechałam z Olą. Obie odetchnęłyśmy z ulgą, gdy mogłyśmy spokojnie usiąść na swoich miejscach. Oczywiście miałam na sobie koszulkę zawodnika z numerem 12. Nie było innej opcji. Chciałam, żeby spotkanie jak najszybciej się rozpoczęło. Jednak Wojtek nie dostał szansy wybiegnięcia w pierwszej szóstce. Byłam przerażona, że drużyna przeciwnika w pewnych momentach robiła z nami co chciała. Spoglądałam na boisko z coraz większym niepokojem. W końcu mój chłopak dostał szansę. Zaczęłam wrzeszczeć jak szalona. Teraz musiało być dobrze. Kiedy tylko szedł na zagrywkę nasze spojrzenia się spotkały. Posłałam mu pokrzepiający uśmiech i pokazałam zaciśnięte kciuki. Niestety... Gdy Włodarczyk wszedł było lepiej, ale nie było siły na przeciwnika. Pomimo walki Skrzatów przegraliśmy... Ze smutkiem podeszłam do band. Na sam widok miny Wojtka serce mi się krajało.
- Miś...- powiedziałam tylko i go przytuliłam. - Nie łam się. Jest jeszcze szansa- próbowałam go pocieszyć. Bez słowa oderwał się ode mnie i poszedł się rozciągać. Westchnęłam głośno i poszłam usiąść, czekając aż pójdzie do szatni się przebrać. Przynajmniej się na mnie nie wyżywał jak ostatnio. Musiałam przyznać, że widok załamanego Wojtka nie należał do moich ulubionych. Minęło trochę czasu zanim mogliśmy wyjść z hali. Przyjmujący szedł ze spuszczoną głową. Droga do domu minęła nam w ciszy. Przygotowałam kolację, ale siatkarz tylko dzióbał widelcem w talerzu prawie niczego nie tykając. Bez słowa odszedł od stołu i poszedł wziąć prysznic. Posprzątałam po naszym "posiłku" i gdy tylko Włodarczyk wyszedł z łazienki, to ja ją zajęłam. Nienawidziłam jak był w takim stanie. Gdy miałam za sobą wieczorną toaletę, postanowiłam iść spać. Położyłam się w łóżku obok przyjmującego i pocałowałam go w usta.
- Ej, nie lubię jak jesteś smutny...- na moje słowa przytulił mnie i pocałował w czoło.
- Śpij już.
   Niestety los wcale nie był pomocny i Skra przegrywała wszystko co mogła. Najpierw w Final Four ponieśli dwie porażki, a potem z Lotosem o wejście do Finały Plus Ligi. Nadzieja tkwiła w nas wszystkich i umarła, gdy gdańszczanie wygrali piłkę meczową. Nie mogłam być wtedy z Wojtkiem. Było mi niewyobrażalnie przykro. Jego gra wiele dała drużynie, co zauważyli nawet komentatorzy, ale on sam jeden nie wystarczył. Byłam zła na trenera, że zawsze wpuszczał Wojtka dopiero, gdy się coś psuło, zamiast dać mu szansę w pierwszej szóstce. Przecież był najlepszy! Tak, wiem, nie jestem obiektywna.
   W obliczu tych wszystkich zdarzeń, a także mojej ucieczki sprzed ołtarza nasze święta nie zapowiadały się ciekawie. Na dodatek miałam je spędzić u rodziny Wojtka. Byłam zestresowana jak nigdy. Upiekłam dwa ciasta, żeby nie jechać tak z pustymi rękoma. Jednak moim głównym zmartwieniem był mój siatkarz, który przyjechał w niedzielę. Od razu po wejściu do mieszkania podszedł i bez słowa się do mnie przytulił. Humoru za nic w świeci poprawić mu nie było można. W dodatku tego samego dnia jechaliśmy do jego rodzinnej miejscowości. Po drodze trochę ochłonął i nawet zaczął ze mną normalnie rozmawiać. Duży progress jak na ostatnie ciche dni. w jego wykonaniu. Gdy minęliśmy tabliczkę z napisem " Poznań" żołądek podszedł mi do gardła.
- Ale czy twoi rodzice na pewno nie mają nic przeciwko, żebym przyjechała?  spytałam.
- Na pewno.
- A twoje poprzednie dziewczyny lubiły?
- Chyba tak. W sumie to jak przyprowadziłem pierwszą dziewczynę, to po wyjściu już jej nie zobaczyłem. Cały czas szukają jej zwłok- poinformował mnie poważnie, a ja popatrzyłam na niego ze strachem w oczach. Kiedy po kilku sekundach zobaczyłam jak drgają mu kąciki ust, dotarło do mnie, że sobie ze mnie żartuje.
- Kretyn- skwitowałam i uderzyła go lekko w ramię, a on zaczął się śmiać. Jak mogłam nabrać się na coś tak absurdalnego?
- Spokojnie. Będzie dobrze- wziął moją dłoń i ucałował.
W ogóle mnie nie uspokoił. Wierciłam się z nerwów na przednim siedzeniu. Gdy dotarliśmy na miejsce wzięłam głęboki oddech nim wysiadłam z samochodu. Z ciastem w rękach stanęłam w przedpokoju rodziców Włodarczyka.
- Halo! Już jesteśmy!- zawołał, a po chwili zobaczyliśmy drobną kobietę.
- No nareszcie!- przytuliła go mocno.- Tak się cieszę, że cię widzę- oderwała się od niego i popatrzyła na mnie.
- Dobry wieczór- przywitałam się grzecznie.
- Nie wierzę- powiedziała, a mnie zalała fala paniki.- Nie wierzę, że mój syn w końcu przyprowadził dziewczynę do domu- zaśmiała się i podała mi rękę.- Maja, prawda? Jestem Ania. I coście to nazwozili? Nie potrzebnie się fatygowaliście. Ale nie stójcie tak. Wchodźcie, wchodźcie. Wszyscy czekają- odetchnęłam z ulgą. Teraz tylko reszta rodzinki. Fantastycznie...
- Widzisz nie jest tak źle- szepnął mi na ucho.- Tylko się nie przestrasz babci Ingi. Jest... specyficzna.
- Co to znaczy?- spytałam zdezorientowana. Po chwili znalazłam się w salonie, objęta przez siatkarza. Nie sądziłam, że będzie tyle ludzi. Poznałam jakieś ciotki nie ciotki, wujków, kuzynów, a na końcu przyszedł czas na starszą panią.
- Wojtuś!- ucieszyła się.- No chodź tu ty moja tyczko!
- Cześć babciu- przytulił ją.- Proszę poznaj, to moja dziewczyna, Maja.
- O całe szczęście! Już się bałam, że jesteś gejem i po prawnukach nici!- chwyciła się za serce.- Miło mi cię dziecko poznać.
- Mnie panią również.
- No chodź no tutaj. Pogadamy sobie my młode- zaśmiała się ponownie. Rzeczywiście babcia Inga była specyficzna. Na kolacji każdy mnie o wszystko wypytywał. Jadłam sobie ciasto, gdy padło pytanie, którego się nie spodziewałam.
- Mam nadzieję, że uprawiacie bezpieczny sex?- palnęła prosto z mostu babcia Inga, a ja zakrztusiłam się ciastem i przyjmujący musiał mnie poklepać po plecach.
- Mamo!- skarcił kobietę gospodarz.
- No co? Dzieci dziećmi, ale muszą być pewni swego!- broniła się. Napiłam się wina. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. To będą ciekawe dwa dni.

---------------------------------------------------------------------
Zaskoczeni 3-rozdziałową silanką? xd mi nie odpowiada taki stan rzeczy xd także szykujcie się xd
Dużo osób pyta kiedy następny rozdział. Rozdziały pojawiają się w każdą sobotę. Czasem uda mi sie napisać nowy w tygodniu, ale to naprawdę rzadko. Tym razem mam za dużo sprawdzianów więc to mi sie nie uda :( Następny rozdział w sobotę ;)
Przepraszam, że jeszcze nie nadrobiłam LA, ale mam tyle roboty, że nie wyrabiam, Mam na przyszły tydzień 6 sprawdzianów, 2 lektury, mnóstwo zadania i to zapewne jeszcze nie koniec xd W związku z tym mogę być mniej aktywna na Waszych blogach ;)
Przepraszam za błędy
Całuję ;)

środa, 22 kwietnia 2015

Rozdział 24

   Następnego dnia wróciłam już do pracy. Wszyscy patrzyli na mnie jak na wariatkę, bo czego bym nie robiła uśmiechałam się jak głupia do sera.
- Ślub udany?- spytała Gosia, z którą dzieliłam biuro.
- Nie było ślubu- pokazałam jej rękę, na której nie było żadnego pierścionka.
- Tak mi przykro- zmieszała się.
- Niepotrzebnie. Wszystko jest tak jak być powinno- posłałam jej roześmiane spojrzenie. Nie chciałam za wiele zdradzać. Jednak zapomniałam, że w tym biurze ściany mają uszy i moja nowa koleżanka nie jest winna plotek, które się pojawiły. Oni nie mieli swojego życia czy jak? Po południu poszłam zrobić sobie kawę.
- Słyszałem co się stało- zagadał do mnie jakiś facet.
- A ty to...?- spytałam, bo nie kojarzyłam jego imienia.
- Dawid- podał mi rękę.- Poznaliśmy się zaraz jak do nas trafiłaś- posłał mi szeroki uśmiech. Teraz dopiero sobie przypomniałam jaki był nad wyraz miły na początku, ale gdy dowiedział się, że wychodzę za mąż dał mi spokój.- Trzymasz się jakoś?
- Nic mi nie jest, dziękuje- zabrałam szybko kubek z gorącym napojem i uciekłam do siebie, nie dając mu możliwości kontynuowania rozmowy. Nie miałam chęci integrować się z innymi, poruszając ten temat. W myślach odliczałam minuty do zakończenia pracy. Ostatnimi czasy była dla mnie wymówką, by nie musieć wracać do domu. Nie spodziewałam się, że w tak krótkim czasie się to zmieni i będę patrzeć co chwilę na zegarek, by wyjść jak najszybciej. Nie mogłam się doczekać, bo przyjechać miał po mnie Wojtek. Wychodząc z pracy, natknęłam się ponownie na Dawida.
- Może wyskoczymy na jakąś kawę?- zaproponował, gdy opuszczałam budynek. Nawet otworzył przede mną drzwi, ale ja miałam swoje plany. Rozejrzałam się, ale nie było nigdzie auta przyjmującego.
- Dziękuje, ale czekam na kogoś.
- Nie daj się prosić- położył mi rękę na ramieniu. Usłyszałam znajomy ryk silnika. Uśmiech sam mi się wkradł na usta, widząc Włodarczyka, który wysiada z samochodu i idzie w naszą stronę.
- Rany, ale ciacho- usłyszałam za sobą szepty.- O, boże! Idzie tu! Jak wyglądam?
Rozwiałam ich nadzieje i rzuciłam się siatkarzowi na szyję. Obdarował mnie pocałunkiem, od którego zakręciło mi się w głowie. Gdy się od niego oderwałam, zobaczyłam jak w oczach tańczą mu radosne ogniki. Uśmiechałam się w duchu na myśl, że muszą zbierać szczękę z ziemi. Bardzo mocno zaakcentowałam, że Wojtek jest mój.
- Hej, skarbie- przywitał się i postawił mnie na ziemię.- Jedziemy do domu?- spytał, a ja pokiwałam głową. Świat ograniczył się tylko do siatkarza. Wszystko inne przestało istnieć. Przyjmujący otworzył mi drzwi swojego auta. Wiedziałam, że obserwuje nas pół biura. Oj, jutro w pracy będzie aż huczało od plotek. Włodarczyk wsiadł na miejsce kierowcy i odjechaliśmy, zostawiając za sobą wścibski tłum. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że właściwie odeszłam bez słowa pożegnania, nie kończąc rozmowy.  Wzruszyłam ramionami, nie chciałam zawracać sobie tym głowy. Skupiłam się na obserwowaniu siatkarza, który zaczął śpiewać na całe gardło. Nie mogłam się nie śmiać. Pierwszy raz był przy mnie taki beztroski.
- Karol i Ola dzisiaj do nas przychodzą- poinformował mnie.- Chciałem im jakoś podziękować, no wiesz...
- Wstąp do sklepu w takim razie. Trzeba będzie coś ugotować.
- Wedle życzenia.- Siatkarz skręcił do pierwszego lepszego supermarketu i robiliśmy zakupy w trybie szybkim. Przy czym miałam wrażenie, że najwięcej czasu spędziliśmy przy kasie, gdy oboje naraz wyciągnęliśmy swoje karty kredytowe- dobrze, że przed ślubem zapomniałam swojej torebki z pracy.
- Ja płacę- stwierdził sucho.
- Nie, ja płacę- sprzeciwiłam się. Kasjerka spoglądała na nas z uśmiechem.
- Kotek nie kłóć się ze mną.
- To ty się ze mną kłócisz- za nami ustawiła się długa kolejka i ludzie śmiali się pod nosem.
- Jak duży rachunek to niech on płaci- "szepnęła" mi konspiracyjnie jakaś pani w kolejce obok.
- No właśnie- poparł ją.
- Kto gotuje?- spytałam unosząc jedną brew do góry.
- Ty.
- I po problemie.
- Ty gotujesz a ja płacę za zakupy- oznajmił i już chciałam zaprotestować, ale zamknął mi usta buziakiem. W końcu postawił na swoim.
- Uwielbiam się z tobą kłócić- przyznałam z uśmiechem, gdy pakowaliśmy reklamówki do samochodu.
Chwilę później byliśmy już w mieszkaniu przyjmującego i krzątaliśmy się w kuchni. Postawiłam na kurczaka w ziołach i ciasto "krakersowiec", którego nie trzeba było piec. Siatkarz przez cały czas dzielnie próbował mi pomóc choć musiałam pilnować go cały czas, żeby nic nie zepsuł. Potem bardziej starał się mnie rozpraszać niż gotować to wygoniłam go z kuchni i kazałam troszkę ogarnąć w mieszkaniu. Zdążyłam wszystko przygotować, ale nie mogłam marzyć nawet o jakiejś sukience. W końcu musiałam iść odebrać swoje rzeczy. O umówionej godzinie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Wchodźcie, wchodźcie- zaprosił Wojtek naszych gości.
- No!- spojrzała na mnie Ola z ulgą.- Nareszcie przytyłaś!
- No robię co mogę- zaśmiał się Wojtek.
Zjedliśmy kolację w miłej atmosferze. Włodarczyk nie mógł się ode mnie oderwać i to mi bardzo imponowało. Jak mnie nie obejmował to skradał całusa albo gładził delikatnie moją dłoń, czy udo. Nawet na początku mojego związku z Przemkiem, nie odczuwałam z nim takiej bliskości.
- Chcieliśmy wam podziękować- zaczęłam- Na prawdę doceniamy to co dla nas zrobiliście.
- Tobie Ola jestem szczególnie wdzięczny, że opiekowałaś się Mają, kiedy ja nie mogłem.
- Wiemy, że to mogło być trudne i jesteśmy wam ogromnie wdzięczni.
- Za takie ciacho zrobiłbym to drugi raz- powiedział z pełnymi ustami Kłos, za co zbeształa go jego dziewczyna.
Spotkanie aż do samego końca było udane. Ale nasi przyjaciele musieli się zbierać dosyć szybko, gdyż następnego dnia Skra wyjeżdżała do Gdańska.
- Uwielbiam ich, ale kocham być z tobą sam na sam- powiedział mi Wojtek do ucha, gdy po kolacji leżeliśmy na kanapie, wtuleni w siebie. Nie mogłam uwierzyć, że nie będę go widzieć prawie 3 dni. Ten czas wydawał mi się wiecznością. Rano Włodarczyk odwoził mnie do pracy. Własnego samochodu już nie posiadałam. Był kupiony za Przemka pieniądze, a ja nic od niego nie potrzebowałam..
- Będę tęsknić- pożaliłam się, gdy staliśmy przed moim biurem.
- Ja też, nawet nie wiesz jak bardzo- przytulił mnie.
- Wróć mi w jednym kawałku i rozwal ich tam- poprosiłam z uśmiechem.
- Dla mojej kobiety wszystko- uśmiechnął się i pocałował ostatni, ale za to pamiętny raz. Tak bardzo nie chciałam, żeby jechał, ale wiedziałam też, że będę musiała przywyknąć do jego ciągłych wyjazdów. Choć wolałabym się do tego nie przyzwyczajać.
- Uważaj na siebie- powiedział już poważnie. Przytuliłam się do niego i dopiero po długim momencie oderwałam.
- Muszę już iść. Kocham cię- pocałowałam go w policzek i nie dając czasu na reakcję by się nie popłakać poszłam do budynku. Przed drzwiami odwróciłam się i pomachałam mu. Myślałam, że ponownie moja praca stanie się sposobem na przetrwanie, ale od samego wejścia czułam na sobie ukradkowe spojrzenia i słyszałam szepty za swoimi plecami. Nie sądziłam, że obgadywanie może być aż tak perfidne. Postanowiłam się tym nie przejmować i skupić na swoich obowiązkach. Jednak, gdy poszłam do toalety, będąc już w kabinie mogłam się przekonać jak szybko informacje się rozchodzą.
- Słyszałaś o tej nowej? Podobno to nie on ją zostawił tylko ona jego dla jakiegoś innego.
- Jak można zdradzić?
- A uciec sprzed ołtarza? Słyszałam, że jest w ciąży- zaśmiałam się na te słowa. Gdy poszłam umyć ręce, miny im zrzedły.
- Nie przeszkadzajcie sobie- uśmiechnęłam się słodko.
   Przetrwałam przygotowania do ślubu, przetrzymałam "ciążę" Kornelii to i to zniosę. Zabawni nawet byli ci wszyscy ludzie. Z ulgą wychodziłam do domu. Tym razem wracałam autobusem. Stojąc już na przystanku, zatrzymało się na nim auto, a kierowca opuścił szybę.
- Maja, wsiadaj! Podwiozę cię- zawołał Dawid. Głupio mi było odmówić.
- Dziękuje- powiedziałam nieśmiało.
- Wczoraj nie było nam dane porozmawiać. To może dziś?
- Nie dam rady, przepraszam.
- Chłopak?
- Akurat go nie ma.
- Czyli kawa i ciastko?
- Przykro mi, ale mam ważne sprawy do załatwienia. Po prostu mnie gdzieś odstaw.
- No dobrze, ale kiedyś wyciągnę cię na tę kawę- puścił mi oczko. Odwróciłam wzrok. Czułam się niezręcznie, dlatego odetchnęłam z ulgą, gdy zatrzymaliśmy się na osiedlu Włodarczyka.
- Dziękuje za podwózkę- uśmiechnęłam się ładnie, gdy otworzył mi drzwi.
- Zawsze do usług- chciał mnie pocałować w policzek, ale odsunęłam się i podałam mu rękę.
- Do zobaczenia- rzuciłam w jego stronę i prawie biegiem ruszyłam do klatki przyjmującego. Dziwnie się czułam otwierając drzwi jego kluczem, wchodząc do jego mieszkania bez niego, "rządząc się" w jego kuchni. To wszystko było mi takie obce. Ostatnie dni spędzaliśmy cały czas razem. Nie mogłam na nim żerować. Musiałam znaleźć własne mieszkanie. Chciałam mu się jakoś odwdzięczyć i zaczęłam sprzątać. Siatkarz do dbających o porządek nie należał więc pomyślałam, że może w ten sposób jakoś go odciążę. Zajęło mi to trochę, ale udało mi się poskromić bałagan. Nie wiedziałam co ja mam ze sobą zrobić. Nie zastanawiając się długo, poszłam do supermarketu, który był w pobliżu, by zrobić zakupy. Gdy chodziłam między pułkami, rozdzwonił się mój telefon, a na twarz wpełznął uśmiech, kiedy spojrzałam na wyświetlacz.
- No, hej miś. Dojechaliście?
- Dojechaliśmy. Z małymi kłopotami, ale dojechaliśmy- zaśmiał się.- A ty długo wracałaś z pracy? Możesz brać mój samochód jak potrzebujesz.
- Pod blok podwiózł mnie znajomy z pracy- przygryzłam wargę, czując jak się spina.- Chciał iść na kawę- usłyszałam jak wciąga gwałtowanie powietrze.
- I co dalej?- spytał śmiertelnie poważny.
- Nie rób tej miny, pogoniłam go w cholerę- zaśmiałam się do słuchawki.- Ale jesteś kochany, jak jesteś o mnie zazdrosny.
- Co teraz robisz?- zainteresował się udobruchany.
- Mam dwie dobre wiadomości. Pierwsza taka, że udało mi się doprowadzić twoje mieszkanie do porządku, a druga, taka, że się dzisiaj nawpycham, bo jestem w sklepie.
- Skarbie nie musiałaś- powiedział miękko.
- Musiałam, musiałam.
- Kotek będę kończył, bo mamy siłownię. Zadzwonię później
- Pa- uśmiechnęłam się i rozłączyłam.
   Następnego dnia postanowiłam skorzystać z propozycji Wojtka i pożyczyłam jego samochód. Potrzebowałam ciuchów. Z resztą chciałam mieć to za sobą. Podjechałam pod blok i z ulgą stwierdziłam, że nie było auta Przemka. Weszłam do mieszkania, które nie było już moje. Jak najszybciej poszłam do sypialni i wzięłam się za pakowanie. Wyciągnęłam walizki, a następnie w pośpiechu pakowałam wszystko jak leci. Później zabrałam wszystkie kosmetyki z łazienki. Brałam to czego potrzebowałam. Nie byłam szczególnie przywiązana do jakiś przedmiotów. Położyłam na łóżku suknię ślubna. Nie wiedziałam co mam ją zrobić, ale na pewno nie mogła zagracać mieszkania Włodarczyka, zwłaszcza, że żadne z nas nie mogło znieść jej widoku. Gdy cały mój dobytek leżał w bagażniku, wróciłam na górę, by sprawdzić, czy wzięłam wszystko. Było to smutne, że nie miałam żadnych pamiątek. Jakie moje życie było nudne i bezsensowe.
   Na całe szczęście Skra wygrała mecz z Lotosem. Nie sądziłam, że kiedyś będę tak przeżywać mecz. Natomiast moje poszukiwania mieszkania szły pełną parą. Zdążyłam nawet umówić się, by oglądnąć jedno. Nie potrzebowałam czegoś dużego. Mogło być nawet jednopokojowe mieszkanko.
Tymczasem, leżałam umyta na kanapie przyjmującego, z postanowieniem, że nie zasnę póki on ni przyjedzie. Nie mogłam już się doczekać. Te 3 dni bez niego były tak męczące. Nie sądziłam, że można się za kimś tak bardzo stęsknić. Zrobiłam mu kolację, którą niestety musiał sobie odgrzać, bo nie mógł się określić, kiedy będą. Czekałam, czekałam, aż w końcu zasnęłam, a mój ambitny plan poszedł się paść.
   Gdy otworzyłam oczy, było już rano. Rozejrzałam się, dziwnym trafem znajdowałam się w sypialni. Obróciłam się na bok i wszystko stało się jasne. Obok mnie smacznie spał przyjmujący. Serce omal nie wyskoczyło mi z radości. Nie wiedziałam co ja mam zrobić, czy go przytulić, czy obudzić, czy nie więc nie myśląc za wiele rzuciłam się na niego i zaczęłam całować. Po jakiś trzech sekundach, zaczął odwzajemniać moje pocałunki. Po chwili to on przygniatał mnie swoim ciałem.
- Jakie miłe powitanie- uśmiechnął się i pogładził delikatnie mój policzek.- Tęskniłaś?
- Głupie pytanie- przyznałam i przyciągnęłam go z powrotem do siebie.

----------------------------
A sielanka trwa... troche nie w moim stylu, ale niech Wam będzie :) Już niedługo xd
Przepraszam za błędy
W ten weekend nadrobię LA  ;) Przepraszam, że tak późno ;)
Miłego czytania ja wracam do chemii :(
Do soboty ;) 

sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 23

   Wszyscy uśmiechali się promiennie. Była masa ludzi, których w ogóle nie kojarzyłam. To Przemek nalegał by ich zaprosić. Ja chciałam niewielkie przyjęcie. Nagle dotarło do mnie jak oni wszyscy mną manipulowali i to od lat. To oni wywierali na mnie presję, by doszło do tego ślubu. To oni tego wszystkiego chcieli. To oni są temu winni.
    Ojciec podprowadził mnie pod ołtarz i "przekazał" z uśmiechem moja rękę Przemkowi. Nie mogłam kompletie skupić się na słowach księdza. Przed oczami stawał mi obraz przyjmującego. Przymknęłam oczy by się nie rozpłakać. W końcu nadszedł ten moment...
- Ja, Przemysław, biorę sobie Ciebie Maju za żonę i ślubuję Ci miłość wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. 
O boże... Teraz moja kolej... Widziałam jak usta kapłana się ruszają, ale ich nie słyszałam, nie mówiąc o powtórzeniu. Napięcie zaczęło rosnąć. Cisza była przeraźliwa. Po chwili rozległy się szepty. Nie mogę tego zrobić. Muszę wypowiedź tą przeklętą regułkę. Jednak przypomniałam sobie jak mnie całował, jak dotykał i ile razem dotąd przeżyliśmy. W myślach przywołałam obraz uśmiechniętego Wojtka i jego słowa " Maja, kocham cię".  Czy byłam gotowa dla niego zaryzykować. Oczywiście, że tak!
- Nie- powiedziałam.- Przykro mi, ale nie wyjdę za ciebie- powiedziałam patrząc mu w oczy.- Nie zasługuję na niego- ściągnęłam pierścionek i wcisnęłam w dłoń przerażonemu Przemkowi. Wzięłam w dłonie fałdy sukni, odwróciłam się i wybiegłam z kościoła. Jak najdalej od tego miejsca. Dotarłam na ulicę i dostrzegłam taksówkę.
- Przepraszam, czy istnieje jakakolwiek szansa, że zawiezie mnie pan gdzieś za darmo? Proszę- błagałam taksówkarza.
- Ucieczka sprzed ołtarza? No cóż... Niech stracę. Proszę wsiadać szybko, bo panią gonią- wskazał palcem za moje plecy. Spojrzałam i zobaczyłam wpienionego Przemka. Wpakowałam się szybko na tylnie siedzenie i ruszyliśmy z piskiem opon. Podałam mężczyźnie adres i po kilki minutach byliśmy na miejscu.
- Naprawdę nie wiem jak panu dziękować- powiedziałam, wychodząc z auta.
- Ten facet ma szczęście, że pani dla niego tak ryzykowała. Oby to docenił. Wszystkiego dobrego- uśmiechnął się i odjechał. Podbiegłam do klatki i wpisałam kod. Następnie biegiem do windy. Gdy wysiadłam na odpowiednim piętrze, nerwowo wciskałam dzwonek do mieszkania. W myślach błagałam, by był w domu. Gdy usłyszałam jak drzwi się otwierają nie mogłam uwierzyć we własne szczęście i dopiero wtedy poczułam, że po policzkach spływają mi łzy. Kiedy dostrzegłam jego twarz nie posiadałam się z radości. Czas zatrzymał się w miejscu. Patrzył na mnie z niedowierzaniem i niepewnością.
- Maja?!- był zszokowany. Rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam płakać. Przeniósł mnie przez próg i zamknął drzwi.
- Ona nie jest w ciąży rozumiesz!- szlochałam mu w ramię.
- Jak to?! O czym ty mówisz?- oderwał mnie delikatnie od siebie i chwycił moją twarz w swoje dłonie.
- Usłyszałam jak mówi o tym przed kościołem. Chciała zemsty... Nie mogłam za niego wyjść. Uciekłam...
- Oh, Maja- złączył nasze usta. Przyciągnęłam go jeszcze bardziej do siebie. Nie było w tym pocałunku nic z delikatności. Byliśmy sobą tak nienasyceni, tak stęsknieni za sobą.
- Błagam ściągnij ze mnie tę przeklętą kieckę- poprosiłam. Na jego reakcje nie trzeba było długo czekać. Po chwili wylądowaliśmy w sypialni, gdzie daliśmy upust swoim emocjom. 
- Oni po mnie przyjdą- powiedziałam, gdy byłam wtulona w Wojtkowy tors. Na moje słowa przytulił mnie mocniej.
- Niech przychodzą. Ja cię już nigdy nikomu nie oddam- obiecał i pocałował mnie w czubek głowy.
   Leżeliśmy kilka godzin po prostu wtuleni w siebie. Żadne z nas nie chciało się ruszać. Dopiero wieczorem głód wypędził nas z łóżka. Ubrana w bieliznę i koszulę Wojtka siedziałam u niego w kuchni, patrząc jak przygotowuje jedzenie. Dopiero teraz zaczęły do mnie dochodzić konsekwencje mojego wybryku. Nagle ktoś zaczął dobijać się do drzwi, a ja podskoczyłam ze strachu w miejscu. Włodarczyk odłożył nóż na deskę i chciał iść otworzyć, ale zagrodziłam mu drogę.
- Proszę, nie idź- powiedziałam tuląc się do niego.
- Maja! Wiem, że tam jesteś!- usłyszałam pijanego Przemka. Jeszcze nigdy nie widziałam go nie trzeźwego. Co ja mu zrobiłam?
- Nie otwieraj mu- poprosiłam przestraszona. Objął mnie i w milczeniu czekaliśmy, aż niechciany gość przestanie się dobijać do drzwi.
- Panie, co pan wyczynia?- usłyszeliśmy głos sąsiada.
- Nie twoja sprawa- warknął.- Maja! Wychodź!
- Jeszcze chwila i zadzwonię po policję!
- I tak cię dorwę!- ostrzegł i po chwili już go nie było. Odetchnęłam z ulgą. Wyglądało, że na dziś to koniec. Nie miałam już ochoty na żadną kolację, ale Wojtek wręcz wmusił we mnie jedzenie. Teraz musiało już być wszystko dobrze.
   Rano po raz pierwszy od nie pamiętam jak dawna, obudziłam się z uśmiechem na ustach. Popatrzyłam na śpiącego obok Włodarczyka i nareszcie mogłam powiedzieć, że to mój mężczyzna. Dobrze zrobiłam. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym nie zaryzykowała. Postępując inaczej, żałowałabym tego do końca życia. Rodzina mogła mnie nienawidzić. Ja już swoje wycierpiałam. Zasłużyłam by być szczęśliwa.  Koniec z dołowaniem się! Z tą myślą wstała, ubrałam, koszulę siatkarza, poszłam zrobić śniadanie. Parząc kawę, poczułam jak ktoś obejmuje mnie w pasie i przyciąga do siebie.
- Witaj, skarbie- powiedział mi seksownie do ucha. Na sam dźwięk jego głosu, dostawałam rumieńców.- Uciekłaś mi zdecydowanie za szybko- pożalił się.
- Nie mogę uwierzyć w to, że tu jestem- przyznałam.
- Ja też- powiedział i pocałował mnie w szyję. To mogłoby trwać wiecznie
- Musimy się dziś gdzieś ruszać?- spytałam.
- Mam mecz i raczej się z niego nie wykręcę.
- W porządku- dotknęłam jego policzka.- Nie musimy się już ukrywać.
- To prawda. Będziesz siedziała na trybunie w mojej koszulce i każdy będzie wiedział, że jesteś moja- oznajmił, a ja szeroko się uśmiechnęłam. Nareszcie normalność.
   Kilka godzin później siedziałam już na swoim miejscu, mając na plecach napis "Włodarczyk". Miło było wyjść z mieszkania, trzymając się za ręce i bez obawy, że ktoś przyłapie nas na gorącym uczynku. Dobrze, że po powrocie z Zakopanego nie odebrałam od przyjmującego swojej walizki, bo nie miałabym co na siebie włożyć. Tak więc na godzinę przed meczem czekałam już na trybunach na mojego mężczyznę.
- Maja!- usłyszałam za sobą głos Oli. Odwróciłam się i zobaczyłam jak do mnie podbiega.- Jesteś cała- stwierdziła z ulgą i mnie przytuliła.
- Tak, nic mi nie jest- uśmiechnęłam się szeroko.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. Jak ten kretyn to zepsuje to urwę mu... No wiadomo co.
- Co się działo jak uciekłam?- nurtowało mnie to pytanie.
- No cóż- wzięła głęboki oddech.- Przemek na początku zrobił się czerwony, potem fioletowy potem znowu czerwony i to nie był przyjemny widok. Kornelia w sumie patrzyła na to całe przedstawienie z uśmiechem. Twoja babcia kompletnie nie wiedziała co się dzieje. Rodzice Przemka się nieźle wkurzyli, była awantura jak rzadko. Twoja mama się popłakała...- dodała niepewnie. Wzięłam głęboki oddech.
- Trudno- skwitowałam.- Zasługuję na coś lepszego i Przemek też. To nie mogło się udać.-Prosząc blondynkę o zmianę tematu, chciałam uciec od przykrych myśli. Musiałam się podbudować psychicznie. Przez następne półtorej godziny, wariowałam na trybunach. Wojtek grał znakomicie. Cieszyłam się jak głupia z każdego zdobytego punktu. Oszalałam z radości jak to właśnie on dostał mvp meczu. Podbiegłam do band i rzuciłam mu się na szyję.
- Zasłużyłeś, byłeś najlepszy- powiedziałam zachwycona.
- Nic dziwnego skoro miałem taki doping- uśmiechnął się i skradł mi buziaka, a potem na dobre przyssał do moich ust. W ogóle mi to nie przeszkadzało.
- Wojtek, zostaw Maję w spokoju- usłyszałam niedaleko nas głos Karola i chciałam się oderwać od przyjmującego, ale nie było mi to dane. W końcu siatkarz dał mi zaczerpnąć tchu.
- Nigdy- odpowiedział koledze, tuląc mnie do siebie.- Wezmę szybki prysznic i spadamy do domu, zgoda?
- Może pójdziemy na ciastko?- zaproponował środkowy.
- Daj im się sobą nacieszyć- zaśmiała się jego dziewczyna.
- Tylko bez szaleństw- pogroził żartobliwie palcem Kłos i zostawili nas samych.
- Będę czekać przed halą. Trochę mi gorąco.- powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
Rozpromieniona ubrałam kurtkę i zabrałam rzeczy. Dawno nie czułam się tak wspaniale. Dobrze jednak czasem zaryzykować. Na korytarzu spotkałam mojego byłego szefa.
- O, witam! A pani przypadkiem nie miała ślubu?- zdziwił się.- Karol prosił o wolne na wczoraj. Kręcił?
- Nie!- zaprzeczyłam. Jeszcze tego brakowało, żeby Kłos miał przeze mnie kłopoty.- Wczoraj miał być mój ślub, ale wciąż jestem panną.
- Uuuu. To chyba źle?
- Wręcz przeciwnie- odpowiedziałam. Pogadaliśmy jeszcze przez kilka minut.
- No cóż. Nie nadążam za tym światem- oznajmił na zakończenie naszej pogawędki i zaśmiał się.- Do zobaczenia.
- Do widzenia- pożegnałam się i poszłam w swoją stronę. Wyszłam przed budynek i z uśmiechem na ustach wdychałam świeże powietrze.
- Mówiłem, że cię dopadnę- nagle pojawił się obok mnie Przemek. Zrobiłam wielkie oczy, ze strachu.- Jak mogłaś mi to zrobić? Wiesz na jakiego osła wyszedłem przed całą rodziną, wszystkimi ważnymi osobami w mojej branży?
- I tylko to cię interesuje tak? Posłuchaj nie zachowałam się fair, przyznaje. Jednak nie potrafiłeś mi dać miłości i ja tobie również.
- Co się z tobą stało? Nie widzisz co on z tobą zrobił? Jak byłaś tylko ze mną to się tak nie zachowywałaś..
- To najlepszy dowód na to, że jedyne co robiłeś to gasiłeś mnie- oznajmiłam, a jego zatkało. Chciałam się odwrócić na pięcie i odejść, ale chwycił mnie za rękę.
- Maja, stój!- krzyknął, a moją głowę zaatakowało jedno, ostatnie, brakujące wspomnienie.
   I w końcu podjęłam ostateczną decyzję. Nie mogłam czekać. Musiałam załatwić tą sprawę jak najszybciej zanim opuści mnie cała odwaga. Pędziłam jak szalona na swoje osiedle, by zerwać z Przemkiem. Chciałam dać szanse Wojtkowi. Weszłam do mieszkania i nie rozbierając się, wpadłam do salonu.
- O, hej- przywitał się mój narzeczony.
- Musimy porozmawiać- oznajmiłam stanowczo i usiadłam obok niego. Wyłączył telewizor.
- Tak?
- Mam kogoś- przyznałam, a jemu z twarzy odpłynęła krew.- To nie wszystko- kontynuowałam, gdy otwierał usta, by coś powiedzieć. Wzięłam głęboki oddech.- Odchodzę od ciebie...
- Nie możesz... Nie! Ja się nie zgadzam!- krzyknął.
- Przykro mi, ale to nie ma sensu. Nie kocham ciebie tylko jego.
- Kto to?- wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- To nieważne. Ale to już koniec Przemek. Ślubu nie będzie. Przepraszam- wstałam i wybiegłam z mieszkania.
- Maja, stój!- poczułam jak szarpie mnie za rękę. W tym momencie poślizgnęłam się i spadłam ze schodów. Jęknęłam z bólu. Obraz zaczął się rozmazywać aż w końcu zapadła ciemność.

Zaczerpnęłam głębokiego oddechu i otworzyłam oczy. W tym momencie wpadłam w dziki szał.
- To ty!- warknęłam.- Ty zepchnąłeś mnie z tych schodów! Wybrałam wtedy Wojtka, a ty mnie zepchnąłeś!
- To był wypadek- bronił się.
- Co?!- obok nas znalazł się Włodarczyk.- Łapy precz od mojej kobiety!- rzucił na bok torbę treningową i podszedł do nas. Wyrwał moją rękę z uścisku mojego niedoszłego męża i jego odepchnął. Nie widziałam jeszcze nigdy go tak wściekłego i zdeterminowanego.
- To jest moja kobieta!- odwarknął Przemek.
- Już nie! Ile razy ma ci to powtarzać?!- zaczęli się do siebie niebezpiecznie zbliżać.
- Odwal się!-pchnął Nowak Wojtka. Ten nie wytrzymał i się na niego rzucił. Zaczęli się okładać pięściami. 
- Przestańcie!- nie wiedziałam kompletnie co mam robić. Bałam się nawet do nich zbliżyć. W końcu Włodarczyk okazał wyższość nad przeciwnikiem i przyszpilił go do ziemi.
- Powiem to tylko raz!- warknął.- Zostaw nas w spokoju, bo marnie skończysz!
- Wojtek!- z hali wybiegł Wlazły z Wroną.- Co robisz?!- odciągnęli przyjmującego od młodego biznesmena. Ten rzucił mi ostatnie wrogie spojrzenie i po prostu odszedł.
- I żebym cię więcej nie widział!- zawołał jeszcze za nim.
- Ej, chłopie uspokój się!- przystopował go Andrzej.
- Dobra już okej- powiedział do nich i podszedł do mnie.- Wszystko w porządku?- spytał, a ja pokiwałam głową. Pocałował mnie w czubek głowy i przytulił. 
- Nic ci nie jest?- zmartwiłam się. Byłam wciąż w szoku po zaistniałej sytuacji.
- Trafił mnie przypadkowo- zaczął się ze mną droczyć, a ja wiedziałam, że to dobry znak. Czyli nic mu nie było i mogłam odetchnąć z ulgą.- Ale pomyśleć, że gdyby nie on to skończyłoby się to już o wiele wcześniej- westchnął smutno.

--------------------------------------------------------
A jednak wszystko jest dobrze. NARAZIE XD Tymczasem oficjalnie ogłaszam że następny rozdział będzie w środę chyba, że tornado porwie mi dom, nie bedzie prądu, nie będę mieć neta, żeby opublikować xd
Mam dwa rozdziały do przodu także luzik ;) Cieszcie się sielanką póki możecie, bo mam plan i zdecydowanie wam się nie spodoba. xd
I dziękuje za 1002 wyświetlenia jednego dnia ^^ i 42 komentarze pod ostatnim postem xd Ciesze się póki mogę bo jak ten blog skończę to o Wojtku Ferensie pewnie nie będzie tyle osób czytać xd
Przepraszam, że nie odpowiedziała jeszcze na LA ale cierpię na brak czasu :( Za niedługo nadrobię ;)
Jeśli chcecie wypromować swojego bloga polecam nową stronę na Fb " Siatkarskie opowiadania fun fiction". Strona ma galerię ze zdjęciami siatkarzy i umieszczane są w opisach linki do opowiadań ;)


sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział 22

   Żyłam z dnia na dzień. Próba przetrwania każdej godziny była morderczym wyzwaniem. Wszyscy wokół żyli tak jakby się nic nie stało, a ja nie mogłam i nie chciałam zapomnieć. Przemek wprowadził się z powrotem po kilku dniach. Udawał tak jak inni, że nic się nie wydarzyło. Okazało się, że jest zdrowy, ale wciąż musi się stosować do zaleceń lekarza. Tymczasem moje serce nieustannie krwawiło.
   Musiałam powoli stawać na nogi. Cała moja egzystencja opierała się na chodzeniu do pracy i próbowaniu się nie rozpaść. Czuwała nade mną Ola. Gdyby nie ona prawdopodobnie ponownie miałabym problem z jedzeniem.
   Przygotowania do ślubu szły pełną parą. Wszystko było dopracowywane. Ja zostałam odsunięta od wszelkich zadań. Na głowie miałam tylko kupno sukni ślubnej. Zwlekałam bardzo długo, ale w końcu musiałam którąś wybrać. Poprosiłam Olę o pomoc, ale moja mama również chciała w tym uczestniczyć. I co ja mogłam zrobić? Udawałam, że wszystko jest w porządku, po raz kolejny.
- Pamiętam jak ja szukałam sukni ślubnej- zaśmiała się moja rodzicielka.- Nie mogłam znaleźć odpowiedniej. Chodziłam po sklepach miesiącami- westchnęła głośno. Przynajmniej ona miała dobre wspomnienia.- Mam nadzieję, że uda nam się kupić odpowiednią.
- Tak na pewno- powiedziałam, próbując się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego tylko mało przekonywujący grymas.
- Ja myślę, że nie jest za późno- próbowała jakoś odwrócić uwagę mojej mamy Ola.
- A ty masz chłopaka i nie śpieszy się wam do ślubu?
- Pierwsze to muszę skończyć studia, a po drugie Karol musi się oświadczyć- powiedziała blondynka.
- Ach, ci chłopcy- zaśmiała się moja mama.- Czasem trzeba ich naprowadzić- zwróciła się do Oli.
- Mamo- jęknęłam, ale mimowolnie się zaśmiałam.
- No co? Trzeba wiedzieć takie rzeczy.
- Ja ci potem wszystko wyjaśnię- obiecała mojej przyjaciółce, a ja przewróciłam oczami.
   Właściwie już w pierwszym sklepie mogłam kupić suknię ślubną, ale mojej mamie nie odpowiadała. Starałam się udawać, że mi zależy. Jednak dla mnie to nie było nic wyjątkowego. Wszystkie były identyczne. Pojechałyśmy nawet do Łodzi. Godzinami chodziłyśmy od sklepu do sklepu. Chciałam choć wykazać odrobinę entuzjazmu.
- Maja już?
- Zaraz wyjdę- przejrzałam się sobie obojętnie w lustrze i wyszłam z przebieralni.
- Maja- moja mam chwyciła się za serce.- Wyglądasz przepięknie. Bierzemy tę sukienkę.
- Dobrze- nie sprzeciwiłam się. Co za różnica w czym pójdę?

Dzień przed ślubem...
   Spakowałam kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Dzisiaj miałam nocować u rodziców. Ten miesiąc był jak oczekiwanie na wyrok. Może ślub coś zmieni? Nie byłam pewna. Jedyne co wiedziałam, że coś takiego jak szczęśliwa przyszłość dla mnie już nie istniała. Pojechałam w stronę rodzinnego domu okrężną drogą. Przejechałam obok hali. Byłam ciekawa co u niego. Ola mówiła, że średnio radzi sobie z tą całą sytuacją. Tak bardzo bym chciała mu jakoś pomóc, ale nie mogłam nic zrobić. Ze smutkiem, ruszyłam dalej, tym razem prosto do celu.
- Maja, no nareszcie- przywitała mnie mama.- Babcia Irenka już jest- poinformowała mnie.- Idź się przywitać.- Zrobiłam o co poprosiła. Poszłam do salonu, gdzie siedział nasz gość.
- Witam cie, kochanie- przytuliła mnie.
- Cześć, babciu. Jak podróż?
- Dobrze, dziękuje. Ale czy coś się stało? Jesteś jakaś smutna.
- To przez te nerwy- rzucił mój ojciec.
- A gdzie Kornelia?- spytała.
- Za niedługo przyjedzie- popatrzyłam na niego przerażona. Oby tylko nie z nim. Nie zniosę tego. Czy powie o wszystkim? Co babcia sobie o mnie pomyśli? Jak na zawołanie w progu pojawiła się moja siostra, a obok niej Włodarczyk. Wyglądał okropnie. Takiego smutku nie widziałam jeszcze w żadnych oczach,
- Babciu, jak miło cię widzieć- uśmiechnęła się do starszej kobity modelka.
- Ciebie też wnusiu. A to twój kawaler?- zaśmiała się.
- Dzień dobry, pani- podał jej rękę.- Wojtek- przedstawił się.
- Miło cię poznać. Długo jesteście razem?
- Właściwie nie, ale spodziewamy się dziecka- chwyciła go za rękę i położyła ją na swoim brzuchu. W oczach stanęły mi łzy. Robiła to celowo, żeby sprawić mi ból. I udało jej się.
- Maja, na pewno wszystko dobrze. Zbladłaś...
- Pójdę się na moment zdrzemnąć na górę. Przepraszam- popatrzyłam na nich przepraszająco i gdy tylko wiedziałam, że zniknęłam im z pola widzenia ruszyłam biegiem schodami, by schować się w czterech ścianach. Kiedy zamknęłam za sobą drzwi mojego azylu, zaczęłam głośno oddychać. Starałam się uspokoić. Rzuciłam się na łóżko i schowałam twarz w poduszkę. Wszystko odżyło. Wystarczyło, żebym go zobaczyła, a rany, które powoli się goiły, ponownie zostały rozdrapane. Jeszcze ta przeklęta szopka Kornelii. Zasłużyłam sobie na to, byłam tego świadoma. Jednak wiele bym dała, żeby być na jej miejscu.

Otworzyłam oczy. Byłam w łóżku, w NASZYM domku, niedaleko Bielska. 
- Witaj, kochanie- usłyszałam dobrze znany mi głos.
- Wojtek!- rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam całować. Jak bardzo za nim tęskniłam.
- Moja, Maja- wyszeptał mi na ucho, zmysłowym głosem, kiedy tylko się od siebie oderwaliśmy.
- To sen...- stwierdziłam z rozczarowaniem.
- Posłuchaj mnie uważnie. Nie rób tego. To on to zrobił. To niebezpieczne.
- Ale co?
- To on- wyszeptał i zaczął odchodzić.
- Wojtek, stój! Nie zostawiaj mnie!- krzyczałam, a łzy zaczęły cieknąć mi po policzkach.
Odszedł. On znowu odszedł. Z ust wyrwał mi się przeraźliwy krzyk.

   Obudziłam się z wrzaskiem na ustach. Byłam cała spocona, a pościel była brudna, od mojego tuszu do rzęs. Był wczesny ranek, ale ja już nie mogłam spać. Popatrzyłam za zegarek: 05:43. Pozostało mi sześć godzin i siedemnaście minut wolności. Poszłam do łazienki wziąć prysznic.  Kosmetyczka i fryzjerka miały dotrzeć do nas do domu. Nie mogłam przeżyć, że Włodarczyk był wczoraj tak blisko, na wyciągnięcie ręki, a mimo to był nieosiągalny.
   Zeszłam do kuchni i zaparzyłam sobie gorącej kawy. Usiadłam przy stole i delektowałam się aromatem napoju. Jednego mogłam być pewna- dziś już będzie po wszystkim, mój los zostanie przypieczętowany, a ja nie będę musiała się dłużej zastanawiać, czy zdołam wyjść za Przemka. Siedziałam 2 godziny, wpatrując się bez celu w ścianę. Nie miałam nawet siły, żeby płakać. Chciałam tylko, aby to wszystko jak najprędzej się skończyło.
- Kochanie, ty już na nogach? Rozumiem, nerwy i te sprawy- zaśmiała się moja mama. Czy ona nie mogła przestać udawać?- Robię tacie śniadanie, bo jedzie do hotelu i na salę sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
- O której będzie fryzjerka?
- Przyjdzie razem z kosmetyczką w samo południe.
- Pójdę do siebie- oznajmiłam. 
Położyłam się na łóżko, zaczęłam robić to, co wielokrotnie przez ostatni miesiąc- tępo wpatrywać się w przestrzeń. Po godzinie usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę- zawołałam i usiadłam na łóżku. Gdy zobaczyłam Olę, kamień spadł mi z serca.
- Jak się czujesz?- spytała, podchodząc do mnie.
- Nic nie czuję. Wypłakałam to co miałam wypłakać...Chyba- dodałam, czując jak łzy gromadzą mi się pod powiekami. Blondynka natychmiast mnie przytuliła.
- Maja, nie musisz za niego wychodzić...
- I co mi to da? Odwróci się ode mnie rodzina, a Wojtek i tak nie będzie mój. Zostanę sama.
- Jeśli mogę cokolwiek zrobić...
- Po prostu bądź przy mnie dzisiaj i pilnuj, żebym się nie rozsypała.
   Do południa zdążyłam nad sobą zapanować i przybrać maskę obojętności. Na to tylko było mnie stać. W domu roiło się od ludzi. Wszyscy gdzieś biegali, tylko ja byłam spokojna. W milczeniu znosiłam wszystkie zabiegi fryzjerki i kosmetyczki. Nawet się nie obejrzałam, jak byłam uczesana, umalowana i ubrana w suknie ślubną. Spojrzałam na siebie w lustrze. W oczach nie było radości. Czy o takim ślubie marzyłam? Na pewno nie, ale było za późno. To ja wszystko zniszczyłam.
O 14;30 przyjechał Przemek z rodzicami. Czekali w korytarzu. Gdy schodziłam na dół, czułam na sobie ich spojrzenie. Podniosłam wzrok, by sprawdzić reakcję. Mój narzeczony nawet się uśmiechnął na mój widok.
- Maja, wyglądasz przepięknie- zachwycił się mój tata.
Rodzice udzielili nam błogosławieństwa i kilka chwil później Przemek prowadził mnie do samochodu. Otworzył przede mną drzwi i pomógł wsiąść, a następnie zajął miejsce obok mnie.
- Pięknie dziś wyglądasz- powiedział i pocałował mnie w dłoń.
- Dziękuje- próbowałam się uśmiechnąć. Nie zasłużyłam sobie na niego. Ile razy można wybaczyć zdradę z jedną i tą samą osobą? Zdecydowanie za szybko minęła mi droga do kościoła. W myślach cały czas wspominałam Włodarczyka. Tylko tego mi nikt nie zabierze. Przed świątynią było już mnóstwo ludzi. W końcu wesele na 300 osób... Z pomocą narzeczonego wyszłam z samochodu. Podeszliśmy pod drzwi. Przemek zniknął już w tłumie. Poszedł sprawdzić u swojego świadka, czy ma obrączki, a potem miał już czekać w środku przy ołtarzu. Oddaliłam się nieco od tłumu. Musiałam zaczerpnąć kilku głębokich wdechów. Dostrzegłam Kornelię, która paliła papierosy, razem ze swoją przyjaciółką.
- Nie podziękowałam ci jeszcze za USG- zaczęła moja siostra.
- Podziałało? 
- Chciał pójść do ginekologa wiec poprosiłam tą twoją znajomą, żeby wrzuciła jakąś płytkę. Żebyś widziała jego minę jak zobaczył płód- zaśmiała się.
- Nie jesteś w ciąży!- krzyknęłam z oburzeniem, podchodząc do nich.
- Oczywiście, że nie- prychnęła.- Zasłużyliście sobie oboje na każdą chwile cierpienia! Wiesz co mi dzisiaj powiedział? Że nawet nosząc jego dziecko, nie sprawie, że mnie pokocha i nigdy ze mną nie będzie!- widziałam w jej oczach szał i łzy.- Nie chce mnie, tak po prostu- szepnęła.- Zabrałaś mi go i teraz płacisz odpowiednia cenę- wysyczała.- Jest już za późno, żeby cokolwiek zrobić- zaśmiała się.
- Maja, już czas- przyszedł po mnie ojciec.- Goście są w środku, czekają na ciebie- wziął mnie pod ramie i poprowadził mnie pod budynek. Kornelia weszła do środka, posyłając mi triumfalny uśmiech. Gdyby nie jej kłamstwo byłabym teraz z Wojtkiem. Po chwili i na nas przyszedł czas. Pod rami z ojcem weszłam do kościoła. Wszyscy wstali, w tle zagrzmiały organy, a przy ołtarzu czekał Przemek. Za późno na wszystko........

----------------------------------------
Wróciłam xd Praga piękna, ale jednak dom to dom ;)
Dziękuje wszystkim za nominację ;) Odpowiem na pytania i nominuję jak znajdę więcej czasu ;)
Przepraszam za błędy
Do następnego ;) <3

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział 21

- Jesteś w ciąży?- spytał przerażony Wojtek.
- Tak- powiedziała, zanosząc się szlochem.- Szukałam cię, bo ja się tak strasznie boję- przyznała.- A ty co siostrzyczko?- zwróciła się do mnie z ironią.- Mogłaś odebrać mi chłopaka, a będziesz w stanie odebrać ojca mojemu dziecku?
Nie byłam w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. Podobnie jak Włodarczyk. Był w wielkim szoku. Stał w bezruchu, wpatrując się w Kornelię.
- Po nich można już się wszystkiego spodziewać- prychnął Przemek. Tak po prostu odwrócił się i zaczął iść w kierunku naszej klatki.
- Przemek, poczekaj!- pobiegłam za nim.- Daj mi wyjaśnić!- prosiłam, ale on nie zwracał uwagi na moje słowa. Zatrzymał się dopiero, gdy znaleźliśmy się w naszym mieszkaniu.- Posłuchaj mnie przez moment!
- Po co? Chcesz rozmawiać o tym jak przez kilka miesięcy przyprawiałaś mi rogi?!- zaczął krzyczeć.- Wybaczyłem ci zdradę i to dwa razy! Ale co ty sobie wyobrażasz w ogóle?! Patrz co narobiłaś! Już nawet nie chodzi o nas. Jak mogłaś zrobić coś takiego własnej siostrze? Czy ty się tym nie brzydziłaś ani przez moment?
- To nie tak! To wszystko się zaczęło przypadkiem! Byłam pijana, a ty mnie tak źle traktowałeś, że...
- Przyznaję, nie było między nami dobrze ostatnimi czasy, ale przykro mi, kryzysy w związkach się zdarzają. Załóżmy, że byłabyś z Wojtkiem, pojawiłyby się problemy i co dalej? Jego też byś zostawiła? I tak niech się cieszy, że mu nie przypierdoliłem- oznajmił i wyjął walizkę.- Na kilka dni wyprowadzam się do hotelu. Nie mogę na ciebie patrzeć.- Spakował kilka swoich rzeczy i wyszedł mieszkania. Zostałam sama, To byłoby zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Ostatnie dni były po prostu darem od losu przed okrutnym wyrokiem. Zniszczyłam wszystko po raz kolejny. Teraz będę zmuszona patrzeć jak wychowuje jej dziecko. Jeśli w ogóle będę przebywać z rodziną. Nie zdziwię się jeśli w ogóle nie będą chcieli mnie znać. Spodziewałam się w ciągu najbliższych dni wizyty rodziców. Zagadką jedynie było co od nich usłyszę.
   Miałam jedynie siłę, by położyć się na łóżku i zacząć płakać. Wszystko przestało mieć sens. Miało być tak idealnie. My, razem w końcu szczęśliwi. Jak widać nie było nam to dane. Byłam skłonna zdradzić własną siostrę, narzeczonego, rodziców. Byłam gotowa odwołać ślub. Ale nigdy nie zdołam być z Włodarczykiem w takich okolicznościach. My, a obok Kornelia z jego dzieckiem. Nie, ten plan był skazany na porażkę. Nasza relacja od początku nie zaczęła się tak jak powinna. Zaczęliśmy od zdrady i karma do nas wróciła.
   Najgorsza była ta pustka, która z czasem tylko narastała. Stała się nie do zniesienia. Ból, rozdzierający moją duszę, był zbawienny. Chwyciłam go i nie chciałam puścić, bo przypominał mi, że przez krótki czas przyjmujący był tylko mój, a nasze wspólnie spędzone chwile to nie mój wymysł. Mogli mi odebrać wszystko, ale nie wspomnień o nim. Wiedziałam, że dla mnie to nie było dobre rozwiązanie. To właściwie nie było żadne rozwiązanie, tylko próba ucieczki z rzeczywistości, do przeszłości, w której mieliśmy szansę. Zachowywałam się jak masochistka, ale cóż innego mi po nim pozostało? Nie obchodziła mnie przyszłość. Dla mnie ona przestała istnieć. Byłam świadoma, że świat stanie się dla mnie ponury, a każdy dzień będzie taki sam. Wszystko przestało mieć znaczenie.
    Straciłam chęć do życia. Płakałam całą noc. Rano znalazłam jedynie siłę, by zadzwonić do pracy i poprosić o jeszcze jeden dzień wolnego. Miałam szczęście, że wyrobiłam tyle nadgodzin. Nie mogłam zasnąć, nie byłam w stanie się poruszyć. Cały czas tylko leżałam, płakałam i przeżywałam koszmar od nowa. Może i byłam egoistką. A nawet na pewno nią byłam, bo jak teraz czuła się Kornelia? Widziałam jej przerażenie z powodu ciąży. Szukała ratunku. Nie powinnam jej była robić takiego świństwa. Po bliżej nieokreślonym czasie, usłyszałam pukanie do drzwi. Nie chciałam nikogo widzieć i nie pofatygowałam się, by pójść otworzyć, ale ktoś wszedł sobie sam, a mianowicie tak jak się spodziewałam- moi rodzice.
- Majka, gdzie ty jesteś?- usłyszałam głos ojca. Zebrałam w sobie wszystkie siły i podniosłam się z łóżka. Gdy uchyliłam drzwi do sypialni, nie byłam w stanie spojrzeć im w oczy.
- No i popatrz co ty narobiłaś...- zaczęła moja mama. Poszliśmy usiąść do salonu. Czułam się tak potwornie słabo.
- Maja, co cie opętało?- spytał się mnie tata.- Co ci do głowy strzeliło? Odpowiedz mi!
- Nie wiem... To było silniejsze ode mnie. Nie chciałam tego.
- Czy choć przez moment pomyślałaś w tym wszystkim o innych? Co się stanie z naszą rodziną? Jak na wszystko zareaguje Kornelia?
- Jest w bardzo opłakanym stanie- poinformowała mnie mama.- Trudno z resztą jej się dziwić.
- Dlaczego?- ponowił pytanie ojciec.
- Zakochałam się w nim...- wyszeptałam.
- Co ty w ogóle opowiadasz?! Jak mogłaś zakochać się w chłopaku młodszej siostry?! Miłość to nie zaspokajanie potrzeb, ale przede wszystkim myślenie o drugiej osobie! A co ty udowodniłaś tym wyskokiem? Że liczy się ktoś poza tobą?
- Za późno na wszystko. Gdybym mogła wszystko naprawić to...
- Możesz- przerwała mi mama, a w oczach miała łzy. Ją też zraniłam.- Weźmiesz ślub za miesiąc i wszystko będzie w porządku.
- Nie sądzę, żeby była jeszcze szansa.
- Rozmawialiśmy z Przemkiem. On również nie chce takiego cyrku na miesiąc przed wydarzeniem. Zorganizowaliśmy ci ślub jak z bajki! Nic nie musiałaś przy nim pomagać. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Miałaś się zająć tylko suknią. I ślub się odbędzie.
- Co?- spytałam przerażona i po raz pierwszy podniosłam głowę.
- Tak będzie lepiej. I dla ciebie i dla stanu Kornelii. Maja, dziecko proszę, wyjdź za niego i niech się ten cały koszmar skończy- wydukała moja mama i się najzwyczajniej w świecie rozpłakała.
- Dobrze, mamo. Jeśli Przemek się zgodzi ślub się odbędzie.
- Więc wszystko ustalone- powiedział mój tata i pomógł mamie wstać z kanapy. Usłyszałam jak rodzice zamykają za sobą drzwi. Było mi wszystko jedno czy wyjdę za Przemka, czy zostanę singlem. Mogli by mnie wydać równie dobrze za obcego człowieka, a ja bym nic nie zauważyła. Skoro tym miałam jakoś odpokutować za swoje winy, niech i tak będzie. Zrobię cokolwiek ode mnie zażądają.
   Wieczorem, po dniu spędzonym na leżeniu na kanapie i tępemu wpatrywaniu się w sufit, ponownie ktoś chciał mnie odwiedzić. Tym razem sama wstałam i otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się zmarnowany obraz Wojtka. Wszedł do mieszkania i natychmiast mnie do siebie przytulił.
- Maja, ja tak bardzo przepraszam- wykrztusił z siebie drżącym głosem.- Po prostu ja byłem tak załamany jak straciłaś pamięć, a jak cię z nim zobaczyłem to już nie wytrzymałem. Byłem taki głupi.
- Wojtek, to już nie ma znaczenia- odsunęłam go lekko od siebie.- Oboje wiemy, że to już koniec- powiedziałam, a łzy popłynęły po moich policzkach.- Musimy się z tym pogodzić.
- Nie mogę uwierzyć, że nigdy już nie będziesz moja- wyszeptał. Pocałował mnie przelotnie ostatni raz i wybiegł z mieszkania.
- Już zawsze będę twoja- powiedziałam w przestrzeń, wiedząc, że jest zbyt daleko, by mnie usłyszeć.
   Następnego dnia znalazłam w sobie wystarczająco dużo siły, aby wstać z łóżka i przyszykować się do pracy. Ku mojemu zaskoczeniu odwiedziła mnie Ola, która jako kolejna płakała nad moim losem.
- Maja ja cie tak strasznie przepraszam. Tylko pogorszyłam sprawę...
- To nie twoja wina. Dziękuje, że mogłam spędzić z nim te ostatnie kilka dni. Może one dadzą mi siłę...
- Gdzie ty się wybierasz?
- Do pracy. Muszę zacząć jakoś żyć.
- Jadłaś cokolwiek?
- Nie mam ochoty.
- Naszykuję ci coś- wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do kuchni. Po 10 minutach stał przede mną talerz jedzenia, ale nie mogłam nic przełknąć.
- Zjedz choć trochę. Jeśli nie dla samej siebie to chociaż zrób to dla niego, by nie patrzył jak robisz sobie krzywdę.
Chwyciłam widelec do ręki. Tyle mogłam zrobić. Chciałam przetrwać... Dla niego.

Z perspektywy Wojtka:

  Jeszcze nigdy nie byłem w takim szoku. Mam zostać ojcem? Mam mieć dziecko z Kornelią? To nie może być prawdą! Nie byłem w stanie nawet zaprotestować, kiedy Maja pobiegła za Przemkiem.
- Co dalej?- spytała modelka.- Zostawisz mnie z tym?- widziałem jak się trzęsie z przerażenia.
- Nie- przełknąłem gulę, którą miałem w gardle.- Zaopiekuje się dzieckiem. Wezmę za to wszystko odpowiedzialność.
- Chociaż tyle. Nie mogę uwierzyć, że mi to zrobiłeś!- ponownie zaniosła się szlochem.- Kochałam cię, rozumiesz? Tylko ciebie! A ty nie mogłeś się trzymać z dala od mojej siostry!- pokręciła głową.- Jadę do rodziców- odwróciła się i po chwili straciłem ją z oczu. I co ja miałem zrobić? Wszystko stracone. Pierwszy raz w życiu czułem się tak beznadziejnie. Wsiadłem do samochodu i odjechałem spod tego przeklętego bloku. Włóczyłem się bez celu po Bełchatowie. Nie wiedziałem co będzie dalej. Jak ja sobie z tym wszystkim poradzę? Widząc zakochane pary, czułem ukłucie w piersi. Mi i Mai ta normalność nie była dana.
   Wróciłem do swojego mieszkania. Jedyne co mi po niej pozostało to wspomnienia ostatnich dni. To było zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Na początku to był tylko sex, sama przyjemność, nic więcej. Nie sądziłem, że jedna kobieta może tak mocno zawrócić w głowie, przy czym człowiek nawet się nie spostrzeże. Całą noc myślałem nad tym, czy można jakoś rozwiązać tę sytuację. A co jeśli ona nie jest w ciąży?! Na samą myśl podniosłem się z kanapy i zadzwoniłem do Kornelii.
- Czego chcesz?- wypaliła.
- Chce iść jutro do ginekologa i na własne oczy się przekonać, że jesteś w ciąży- wysyczałem. To był ostatni płomyk nadziei.
- Jak możesz mnie tak ranić?- załkała do słuchawki.- Ale dobrze, umówię nas nawet na jutro i przykro mi, ale o mojej siostrze to ty w końcu zapomnij!- tylko tyle usłyszałem. Rozłączyła się. Nie obchodziło mnie, czy ją ranię, czy też nie. Jeśli istniała jakaś szansa to chciałem ją złapać.
   Rano podjechałem pod adres kliniki, którą Kornelia wysłała mi sms-em. Siedziała w poczekalni z podkrążonymi oczami. Bez słowa usiadłem obok niej. Nawet na mnie nie spojrzała. Nie czułem wyrzutów sumienia z powodu tego co się stało. Czułem się wściekły, że nie zerwałem z nią wcześniej.
- Kornelia Lisiecka- zawołała kobieta. Wstaliśmy i weszliśmy do gabinetu. Proszę, proszę, niech to będzie tylko głupi żart! Jednak rzeczywistość była okrutna. Na ekranie zobaczyłem dziecko. Miałem ochotę roznieść wszystko na strzępki. Dlaczego to musiała być prawda?
- Ciąża rozwija się prawidłowo. Nie rozumiem pani Kornelio, takiego nagłego niepokoju- powiedziała doktorka z uśmiechem.
- Chłopak chciał koniecznie zobaczyć swojego potomka- rzuciła słodkim udawanym głosikiem.
- Ma pani szczęście, że jedna pacjentka odwołała wizytę.
Wyszedłem jak najszybciej z tego cholernego budynku. Czyli nie zmyślała. Na prawdę wpadliśmy.
- I co? Masz już niezbite dowody?- spytała ze łzami w oczach. Pokiwałem głową.- Świetnie bo nie odsuniesz się od odpowiedzialności- powiedziała i odeszła. Dlaczego w ogóle z nią byłem? Chciałem ją zobaczyć ten jeden ostatni raz. Nie obchodziło mnie, czy jest sama, czy też nie. Musiałem ją przeprosić. Gdy tylko zobaczyłem jej przeraźliwy stan, odruchowo przygarnąłem jej drobne ciało do siebie.
- Maja, ja tak bardzo przepraszam- wykrztusiłem z siebie drżącym głosem.- Po prostu ja byłem tak załamany jak straciłaś pamięć, a jak cię z nim zobaczyłem to już nie wytrzymałem. Byłem taki głupi.
- Wojtek, to już nie ma znaczenia- odsunęła mnie lekko od siebie.- Oboje wiemy, że to już koniec- powiedziała, a łzy popłynęły jej po policzkach.- Musimy się z tym pogodzić.
- Nie mogę uwierzyć, że nigdy już nie będziesz moja- wyszeptałem. Pocałowałem ją przelotnie ostatni raz i wybiegłem z mieszkania.
Nie widząc co ze sobą zrobić pojechałem do Karola. Musiałem się komuś wygadać, zanim zrobiłbym coś czego bym później żałował. Drzwi otworzyła mi uśmiechnięta Ola, ale gdy tylko spojrzała na mnie, na jej twarz wkradło się przerażenie. Wszedłem bez zaproszenia, goszcząc się na kanapie.
- Wojtek co się stało? Gdzie jest Maja?
- Przepadło, wszystko przepadło- powiedziałem, chowając twarz w dłoniach. Po chwili poczułem jak mnie przytula.
- Ale co się konkretnie stało?- usłyszałem głos środkowego. Nakreśliłem im bardzo dokładnie wydarzenia z ciągu ostatnich dni.
- O boże...- wyrwało się blondynce.
- Musisz coś dla mnie zrobić- zwróciłem się do Oli.- Ona jest w opłakanym stanie. Nie chcę, żeby wpadła w anoreksje, albo Bóg wie co jeszcze. Zaopiekujesz się nią, błagam?- poprosiłem, a dziewczyna pokiwała głową.
- A co z tobą?- spytał środkowy.
- Będę musiał jakoś to wszystko ogarnąć. Nie uśmiecha mi się bycie ojcem, ale tego nie mogę tak po prostu olać.
- Wojtek tak mi przykro- powiedziała, blondynka, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Mi też- przyznałem.- Nawet nie wiesz jak bardzo.
Włączyłem telefon i popatrzyłem na zdjęcie, które przedstawiało cały mój świat- Maję Lisiecką- jedyną kobietę, którą kochałem i jedyną, której nigdy nie mogłem mieć.

------------------------------------------------------------
Miałam dodać jutro, ale ktoś mnie prosił, żeby było dziś i zmiękło mi serce. Dlatego rozdział dla tek kochanej osóbki ;) Oraz całej Loży, którą kocham nad życie i dziękuje, że wyciągnęła mnie z dołka <3
Następny już w sobotę :)
Przepraszam za błędy :)
Całuję ;*

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 20

   Staliśmy wtuleni w siebie na środku pokoju. Nie chciałam być nigdzie indziej. Tak bardzo za nim tęskniłam, a teraz był tu ze mną. Po chwili rozdzwonił się mój telefon. Oderwałam się od przyjmującego i poszłam sprawdzić kto to. Przełknęłam głośno ślinę, widząc imię mojego narzeczonego.
- Nie odbieraj- poprosił.
- Muszę...
- Maja, do jasnej cholery! Ja tak nie mogę- powiedział, próbując się uspokoić.Zalała mnie fala paniki.
- O czym ty mówisz?- spytałam przestraszona. Czy mogłam mu się dziwić? Nie, mógł czuć się wykorzystany i mnie nie chcieć. Wyrządziłam mu tyle krzywdy, że nie mogłam oczekiwać po nim głębokiego uczucia.
- Nie wytrzymuje już!- krzyknął.. Było mi słabo. Usiadłam na łóżku, czekając, aż powie to co ma mi do powiedzenia.- Wiem, obiecałem, że poczekam. Potem mnie rzucałaś i wracałaś do mnie. Ja nie chce się tobą dzielić- spojrzał na mnie. Po chwili podszedł do mnie i ukląkł. Popatrzył mi głęboko w oczy.- Nie chce być tym drugim. To mi nie wystarcza- pokręcił głową.- Zawsze nam coś przeszkadza. A ja chce po prostu być z tobą.- Na sam dźwięk tych słów moje serce biło szybciej.- Na litość boską, kocham cię, Maja! Jeśli to co czuję do ciebie to nie miłość to nie wiem co nią jest. Proszę, zostaw go i bądź ze mną.
- Dobrze- nawet nie zastanawiałam się na odpowiedzią, a zgoda wyszła szybciej z moich ust niż mogłam przewidzieć.
- Co?- spytał z niedowierzaniem.
- Pragnę tylko ciebie- powiedziałam.- Ta sytuacja i mnie niszczy. Jak będzie odpowiedni moment to...
- Nie- przerwał mi.- Na takie wiadomości nigdy nie ma odpowiedniego momentu. Obiecaj, że od razu jak wrócimy powiesz mu- zażądał. Widziałam tak ogromny ból w jego oczach. Miał rację. Tu nie było na co czekać. Nawet możliwość choroby Przemka, przestała być odpowiednim argumentem.
- Obiecuję, że zerwę z nim, gdy tylko wrócimy- powiedziałam.
- Naprawdę?- spytał niepewnie, a ja pokiwałam głową i ściągnęłam pierścionek zaręczynowy. Jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. W jednym momencie siedziałam spokojnie na łóżku, a chwilę później zostałam porwana przez siatkarza w ramiona. Zaczął kręcić się ze mną wokół własnej osi. Pokój wypełnij się jego śmiechem.- Jesteś moja! Moja!- cieszył się. Niedługo po tym postawił mnie na podłodze.- Tak bardzo cię kocham- zapewnił i połączył nasze usta w gorącym pocałunku. Świat nie istniał.
- Tak, jestem twoja.
- Chodźmy na śniadanie- przerwał nasze czułości.
- Musimy się stąd ruszać?
- Tak, bo jesteś za chuda- rzucił oskarżycielsko.- Co cię strzeliło do głowy?
- Myślałam, że straciłam cię na zawsze i chciałam przestać istnieć.- Gdy usłyszał moje słowa jego twarz momentalnie złagodniała. 
- Dlatego teraz jako odpowiedzialny chłopak muszę cię troszkę podtuczyć.
   Do restauracji schodziłam wtulona w bok przyjmującego. Jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa. On był naprawdę mój. Nie mogłam przestać się uśmiechać. Wojtek poszedł zamówić nasze śniadanie. Po chwili wrócił i oczywiście dla mnie była przewidziana podwójna porcja. Wiedziałam, że nie miałam co z nim dyskutować.
- Co dziś robimy?- spytałam.
- Może skorzystamy z tego, że tu jesteśmy i pójdziemy na Krupówki i Gubałówkę?
- Zgoda.
   Jak postanowiliśmy tak zrobiliśmy. W Zakopanym było okropnie zimno. Jednak było to magiczne miejsce. Na samych Krupówkach mimo pory roku było mnóstwo turystów. Po obu stronach były budki z pamiątkami oraz mnóstwo restauracji. Jednak naszą uwagę przykuło coś innego, a mianowicie niewidoma kobieta, która śpiewała. Przystanęliśmy, by jej posłuchać. Spinała się za każdym razem, gdy ktoś podchodził, by wrzucić pieniądze do puszki. Po kolejnych dwóch piosnkach zrobiła sobie przerwę. Podszedł do niej jakiś chłopak i podał butelkę z wodą. Jakie jej życie musi być trudne. Ja bym nie podołała. Zrobiło mi się jej niewyobrażalnie żal. By ukryć łzy, wtuliłam się w Wojtka. Gdy już nad sobą panowałam, również podeszłam i wrzuciłam sto złotych.
   Po kilku minutach troszkę się otrząsnęłam i byłam w świetnym humorze. Po drodze można było spotkać różne osobistości m.in "miłe" maskotki, które wyzywały się od najgorszych, Janosika, czy lewitującego człowieka. Kiedy szliśmy na kolejkę, by wyjechać na Gubałówkę, zobaczyliśmy jak para skacze na bungee. Włodarczykowi bardzo spodobał się ten pomysł.
- Nie ma mowy, żebym z tobą skoczyła!- pisnęłam spanikowana.
- No proszę, chodź. Będzie fajnie- przekonywał.
- Chyba nie myślisz...- zaczęłam, ale zamknął mi usta pocałunkiem.- Okej, zróbmy to- zgodziłam się. Jakim cudem tak łatwo dałam mu się przekonać? Nie wiem, ale przeklinała się za swoją głupotę, kiedy wyjeżdżaliśmy na górę.
- Zabiję cię jak nie zginiemy- syknęłam przerażona, a on się zaczął śmiać i objął mnie.
- Spokojnie. Będzie super.
- Chciałabym podzielać twój optymizm.
- Jak będą państwo gotowi, mogą państwo skoczyć- poinformował nas chłopak.
- To co? Na 3?- spytał przyjmujący, a ja tylko chwyciłam go za rękę i wzięłam głęboki wdech.
- Raz, dwa... I trzy!- skoczyliśmy równo. Widziałam jak ziemia się przybliża. Zginiemy! Na pewno! Całe życie przeleciało mi przed oczami. Z ust wyrwał mi się przeraźliwy wrzask. Poczułam jak lina się napina i wyrwało nas z powrotem odrobinę w górę. Włodarczyk zaczął się śmiać. Po kilku minutach zaczęli nas powoli opuszczać. Nie posiadałam się z radości, gdy czułam pod stopami stały grunt.
- To było fantastyczne!- uśmiechnęłam się.
- A nie mówiłem?- ucieszył się.
- Jednak wiedz, że już nigdy więcej tego nie zrobię.
   Na koniec poszliśmy do restauracji i każde z nas zamówiło sobie wielkiego steka. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czułam się tak beztrosko.
- Przepraszam, czy mogę prosić o autograf?- podeszła do nas jedna z kelnerek.
- Tak, jasne, gdzie podpisać?- spytał biorąc od niej marker.
- Tutaj- powiedziała, odsłaniając ramię. Aż mnie wbiło w krzesło. Jeszcze bardziej się wkurzyłam jak Włodarczyk wstał i podpisał się jej tam gdzie chciała. Zacisnęłam ręce w pięści. Czy ona musiała tak mu machać cyckami przed oczami? W ogóle co on się tak długo gapił.
- Proszę.
- Dziękuje- uśmiechnęła się zalotnie.- Gdyby coś chciał Wojtek, tylko mnie zawołaj- puściła mu oczko i poszła dalej. Tak kręciła tyłkiem, że zaraz, by jej z zawiasów wypadł. Spojrzałam na Włodarczyka wzrokiem, który mógłby zabić.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz?- spytał niewinnie.
- Ty już dobrze wiesz dlaczego- prychnęłam, a on przysunął się do mnie.
- Jesteś zazdrosna- wymruczał mi do ucha i zaczął całować moją szyję. I jak ja miałam pozostać niewzruszona na jego gesty. Próbowałam nie reagować, ale pokusa była o wiele silniejsza ode mnie. Chwyciłam jego twarz w swoje dłonie i złączyłam nasze wargi w namiętnym pocałunku. Nie obchodził mnie czas ani miejsce. Nareszcie mogłam się nim cieszyć tak naprawdę. Bez strachu, że ktoś nas zobaczy, bo decyzja została już podjęta.
- Wracajmy- poprosiłam, a on pokiwał głową. Zapłaciliśmy i opuściliśmy lokal. Gdy byliśmy już w pokoju spojrzałam na telefon. Mnóstwo nieodebranych połączeń i wiadomości od Przemka. Byłam zimną suką bez serca, on się tam pewnie o mnie martwił, a ja nie miałam odwagi odebrać od niego połączenia. Ku mojemu zaskoczeniu dzwoniła jeszcze Ola. Nie zastanawiając się długo, oddzwoniłam do przyjaciółki.
- Jesteś zła?- zapytała na wstępie niepewnie.- Posłuchaj ja wiem jak to wygląda i wiem, co mówiłam o zdradzaniu, ale ja już byłam przerażona! No bo wpadłaś w jakąś depresję, a jak mi powiedziałaś, że gdy nic nie pamiętałaś chciałaś Wojtka to pomyślałam, że pomogę ci do niego wrócić no bo wtedy jakby miałaś czystą kartę, nie?- nie mogłam przerwać jej tego monologu.- No a jak już wyglądałaś tak jak ostatnio to stwierdziłam, że tak nie może być no i no! Wyszło jak wyszło!
- Ola, spokojnie- zaśmiałam się.
- O raju, czyli, że nie gniewasz się?
- Nie. Jestem ci naprawdę bardzo wdzięczna- ktoś wyrwał mi słuchawkę z ręki, a ja podskoczyłam w miejscu ze strachu.
- Oboje jesteśmy ci wdzięczni- powiedział Wojtek.- Gdybyś tu była to bym cię uściskał.
- Karoooool! Udało się- usłyszałam ją przez telefon. Zachichotałam pod nosem.- Połóż ten mikser w tej chwili, nie będę znowu malować kuchni. Muszę kończyć bo mogę zaraz nie mieć kuchni i chłopaka!- krzyknęła jeszcze blondynka i się rozłączyła.

   Reszta pobytu minęła nam w spaniałej atmosferze. Spędziliśmy czas bardziej aktywnie. Mam na myśli góry. Jednak Włodarczyk wybierał mało ambitne szlaki. Poważnie traktował swoją małą misję "podtuczenia mnie" i stwierdził, że nie mogę spalić za dużo kalorii, co w nocy mu jakoś nie przeszkadzało.
   W poniedziałek po śniadaniu, wyruszyliśmy w drogę powrotną. Dobrze, że Karol z Olą mieli doskonale obmyślony plan i nie zostawili nas bez auta. W bagażniku Wojtek miał wciąż walizkę środkowego, którą otworzyliśmy z ciekawości i była wypchana jakimiś gazetami. Zaśmiałam się tylko i pokręciłam głową.
   Z minuty na minutę przybliżaliśmy się do Bełchatowa, a tym samym wszystko miało się naprawdę skończyć. Nie chciałam na razie myśleć o rodzicach, Kornelii, czy konsekwencjach. Liczyło się tylko, że facet, który obok mnie siedział, który był mój i za kilka godzin każdy mógł już o nas wiedzieć. Z przyjemnością myślałam o pozytywach. Będę mogła bezkarnie siedzieć na trybunie w jego koszulce i z dumą dopingować. Będę mogła iść ulicą, trzymając go za rękę. Cały koszmar z ukrywaniem się miał dobiec końca.
   Dotarliśmy pod mój blok po południu. Stresowałam się rozmową z Przemkiem. Kochałam go, ale nie wystarczająco mocno. Był kimś ważnym, jednak w starciu z Włodarczykiem zdecydowanie przegrywał. Musiałam dać mu wolność, by znalazł tą jedyną. Czułam się jak egoistka. Możliwe, że jest chory, obiecałam mu pomoc, a teraz chciałam go zostawić. Jeśli bym z nim została, żałowałabym tego do końca życia. Może i nie przetrwamy z Wojtkiem, ale chciałam się o tym przekonać, dając nam szanse. Jednak... jak to w życiu bywa, piękne plany często zostają tylko planami. Los nie daje im dojść do głosu.
- Na pewno chcesz iść sama?
- Tak, zasługuje, żeby mu wszystko wyjaśnić. Chociaż tyle jestem mu winna.
- No dobrze- westchnął.- Będę tu czekał- powiedział i pocałował mnie. Zaczęłam odpowiadać na ruch jego warg, nie zważając na miejsce.
- A nie mówiłam!- usłyszeliśmy kobiecy krzyk i oderwaliśmy się od siebie. Zobaczyłam Kornelię, idącą w naszym kierunku, rozwścieczoną, a za nią Przemka, który jak zwykle był opanowany. Bałam się spojrzeć w jego oczy. Bałam się tego co mogę w nich dostrzec.- Jak mogliście nam to zrobić? Co wy sobie wyobrażaliście?! Ile to już trwa?!
- Kornelia...- zaczęłam.
- Pytam ile!- zaczęła wrzeszczeć.
- Kilka miesięcy- odpowiedział spokojnie przyjmujący.
- Przecież tyle to my byliśmy razem! Od początku, zdradzałeś mnie z nią?- spytała z niedowierzaniem.
- Samo tak wyszło!- bronił się.
- Wiesz, że ja się w nim zakochałam- zwróciła się do mnie.- Przecież ci o tym mówiłam- prychnęła. I śmiałaś mnie pocieszać, kiedy ze mną zerwał?! Co z ciebie za siostra?!
- Jak mogłaś mi to znowu zrobić?- niespodziewanie, spokojnie odezwał się Przemek. Nie znałam odpowiednich słów, by to wszystko racjonalnie wytłumaczyć. Ścisnęłam mocniej rękę Wojtka, co dostrzegła Kornelia.
- Łapy precz od niego!- warknęła i zrobiła krok w moim kierunku, ale przyjmujący schował mnie za siebie.
- Jak się dowiedziałaś?
- To cie teraz interesuje? Świetnie. Gdy zostałam u ciebie na noc, przez sen gadałeś jej imię, po zerwaniu widziałam was razem w restauracji, a gdy dowiedziałam się od twoich kolegów, że jesteś z Karolem w górach, a ona z jego dziewczyną, gdzie w rzeczywistości robili zakupy w centrum handlowym miałam pewność- oznajmiła.- Dlaczego ona?- wysyczała.
- Chcemy być razem.
- Co?!- krzyknęła i zaczęła trząść się z wściekłości.- Pamiętasz jak Maja straciła pamięć, a ty przyjechałaś do mnie się "pocieszyć". Tak więc- zaczęła grzebać w torebce- czy dalej będziesz chciał być z nią, kiedy powiem ci, że noszę twoje dziecko?- spytała, ze łzami w oczach, trzymając w ręku USG.
Pragnę umrzeć...

--------------------------------------------------
Także no zmieniam adres i dane osobowe xd Taki był plan od początku xd To było to wielkie booom xd.
Nie umiem pisać dwóch blogów na raz. Ta historia zbliża się powoli do końca.
Po jej zakończeniu od razu biorę się za http://only-i-want-is-you.blogspot.com/2015/03/prolog.html
Przepraszam za błędy :)
Następny rozdział jest już napisany, ale nie wiem czy go dodam przed sobotą bo nie ma mnie od środy do piątku w kraju i nie wiem czy następny zdążę napisać, ale to się zobaczy ;)
Polecam stronkę na facebook'u https://www.facebook.com/pages/Siatkarskie-opowiadania-fun-fiction/359245717612348?fref=nf
Smacznego jajka :) Może zajączek i tutaj zajrzy ;)
Całuję ;* <3