sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 13

   Otworzyłam oczy. Czułam się tak bardzo zmęczona. Rozejrzałam się dookoła. Byłam w szpitalu. Ale dlaczego?
 - Maja, tak się martwiliśmy!- powiedziała ze łzami w oczach jakaś kobieta.
- Proszę się odsunąć- poprosił lekarz.
- Pani Maju, wie pani, gdzie pani jest?
- Wnioskując po otoczeniu w szpitalu. Ale dlaczego?- spytałam. Próbowałam sobie przypomnieć cokolwiek. Jednak nie pamiętałam nic, nie wiedziałam kim są ludzie wokół. Nie wiedziałam kim ja byłam.- Kim wy wszyscy jesteście? Kim ja jestem?- czułam jak łzy gromadzą mi się pod powiekami.
- Nic pani nie pamięta?- odezwał się doktor. W odpowiedzi tylko pokręciłam głową. Czułam się tak okropnie. Jak to mogło się stać?
- Dlaczego tu jestem?- stać mnie było na ton nieco głośniejszy od szeptu.
- Kochanie, spadłaś ze schodów, Uderzyłaś się w głowę- dopiero teraz poczułam, że jakiś mężczyzna trzyma mnie za rękę.
- Kochanie?- zdziwiłam się.
- Jesteśmy zaręczeni- powiedział cicho. Wspaniale, mam rodzinę, mam narzeczonego, ale nic nie pamiętam.
- Chce zostać sama...
- Dobrze, ale zabierzemy panią jeszcze na badania.
   Przez następną godzinę oglądali mnie sami lekarze i zabierali mnie to na nowe sale. Okazało się, że utrata pamięci to skutek uboczny mojego "wypadku".
- Panie doktorze, czy odzyskam wspomnienia?
- Ciężko powiedzieć- westchnął.- Może się okazać, że stanie się to nawet jutro, może to być za tydzień, za rok, a może pani nigdy jej nie odzyskać...
- Nigdy?!- pisnęłam przerażona.
- Proszę się nie martwić na zapas. Niech pani odpocznie- poradził.
- Mam prośbę- powiedziałam, a on posłał mi pytające spojrzenie.- Chciałabym być sama, Niech nikt do mnie nie przychodzi.
- Dobrze, przekażę pani rodzinie- oznajmił i wyszedł. Widziałam przez szybę ich zszokowane i zatroskane miny. Byli mocno wzburzeni, ale widziałam jak odchodzili. Najdłużej został ten chłopak, co stał nieco dalej od wszystkich. Popatrzyłam mu w oczy. No cóż... Nie mogłabym sobie wyobrazić bardziej smutnego spojrzenia. Kim był? Moim bratem? Kuzynem? Po chwili odwrócił się i poszedł ze spuszczoną głową.
   Mogłam się spokojnie rozpłakać. Nikt mnie nie widział. Potrzebowałam, żeby ktoś mnie przytulił, ale jednocześnie bałam się każdego dotyku, ponieważ każdy był obcy. Nie miałam nikogo. Ta utrata pamięci była przytłaczająca. Jakim byłam człowiekiem? Czy miałam przyjaciół? Gdzie pracowałam? Czy byłam szczęśliwa? Nikomu czegoś takiego nie życzę. To było za dużo jak dla mnie. Jednocześnie byłam tak potwornie zmęczona. Musiałam się od tego uwolnić. Coraz trudniej było mi podnieść powieki. W końcu poddałam się i zasnęłam.

   Następnego dnia mój stan odrobinę się poprawił, ale wciąż byłam słaba i senna. Jednak czułam się osaczona. Co chwilę ktoś z mojej rodziny przy mnie siedział i próbował rozmawiać, a ja chciałam tylko stamtąd uciec. Może i chcieli dobrze, może i to byli moi bliscy, ale dla mnie to nic innego jak obcy ludzie, o których nie wiedziałam kompletnie nic, właściwie o sobie też nie wiedziałam praktycznie nic i to mnie przerażało.
- Hej, skarbie- wszedł do sali "mój narzeczony" i dał mi buziaka w policzek. Nie powinien tego robić.
- Cześć- odpowiedziałam.
- Przyniosłem ci kilka rzeczy.
- Dziękuje, nie musiałeś.
- Na mnie zawsze możesz liczyć pamiętaj- uśmiechnął się.
- Mogę cię o coś prosić?
- O wszystko.
- Opowiedz mi o mnie...- zdziwiło go moje życzenie, przysunął sobie krzesło i usiadł na nim.
- No dobrze. Więc... Poznaliśmy się jak byłaś na studiach...- zaczął, ale przerwałam mu.
- Nie o nas tylko o mnie- powiedziała, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu.
- Jesteś księgową, w klubie siatkarskim. Mieszkam w Bełchatowie...- zaczął opowiadać o dziewczynie odpowiedzialnej, rozważnej, pomocnej, dobrze zorganizowanej. Przedstawił mnie jak kogoś niemalże idealnego. To było zbyt podejrzane. Nikt nie jest nieskazitelny. Na dodatek poza magistrem niczego w życiu nie udało mi się zrobić. Podobno nie lubiłam szaleństw. Czy moje życie było naprawdę aż tak nudne? Jego opowieść przypominała historię jakiejś świętej kury domowej, która jest zadowolona z tego, że może się komuś na coś przydać.
- Przepraszam, ale jak ty masz na imię?- spytałam, ponieważ zdałam sobie sprawę, że nawet tego nie wiem.
- Przemek- powiedział. Coś mi w nim nie pasowało. Niby był moim narzeczonym, ale w oczach pozostałych widziałam troskę, strach, a jego spojrzenie było niezidentyfikowane.
- Czy między nami wszystko było w porządku?
- Naturalnie! Tak bardzo cieszyłaś się na nasz ślub.
- A ta blondynka z tym wysokim chłopakiem to kto to?
- Twoja siostra Kornelia i jej chłopak Wojtek. Jest siatkarzem. Pracujecie w jednym klubie- odpowiedział, a ja pokiwałam głową. Musiałam sobie to wszystko poukładać.
- Jakie mam z nią relacje?
- Skomplikowane. Nie popierasz jej trybu życia, ale ją kochasz.
- Jej trybu życia?- zdziwiłam się.
- Kornelia to modelka, jest materialistką i zmienia facetów jak rękawiczki. Ty jesteś...- szukał odpowiedniego słowa-... Bardziej stabilna.
- Mam przyjaciół?
- Dzisiaj przyjedzie do ciebie Ola i jej chłopak Karol, który jest z Wojtkiem w drużynie.
- Ile ich znam?
- Nie długo. Niecałe 4 miesiące.
- Ile mam lat?
- 25.
   Mam 25 lat i jestem okropną nudziarą, która przyjaciół ma od 4 miesięcy. Czy byłam aż tak beznadziejna? Musiałam odzyskać pamięć. Musiałam dowiedzieć się prawdy o sobie.
   Tak jak Przemek zapowiedział, przyjechała do mnie młoda para. Wysoki mężczyzna i średniego wzrostu blondynka.
- Maja, przepraszam, że dopiero teraz.
- Karol i Ola, tak?- spytałam niepewnie.
- O, rany... Ty naprawdę nic nie pamiętasz...- w jej oczach widziałam prawdziwe przerażenie. Wymieniła porozumiewawcze spojrzenie ze swoim chłopakiem. Co tu się w ogóle dzieje?

  Po dwóch dniach mogłam już wyjść ze szpitala do "domu". Byłam ciekawa co zobaczę. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy i czekałam na Przemka. Znienawidziłam to uczucie, kiedy byłam od kogoś zależna. Miał mi dać znać, gdy będzie pod budynkiem więc kiedy zadzwonił od razu wyszłam.
- Cześć, kochanie.
- Cześć- odpowiedziałam bez entuzjazmu.
  Wsiadłam do dość drogiego jak na moje oko samochodu i odjechaliśmy. Po drodze patrzyłam na swoje miasto, próbując jak najwięcej zapamiętać. Zaleceniem lekarza było jak najwięcej rozmawiać o przeszłości, przebywać w miejscach, gdzie zwykle bywała, oglądać zdjęcia- innymi słowy robić wszystko, żeby pobudzić moją pamięć.
   Po piętnastu minutach stanęliśmy pod jakimiś blokami. Okolica musiałam przyznać była ładna, ale co z tego? Wszystko wyglądało obco. Wysiadłam z samochodu, próbując sobie coś przypomnieć, ale to przekraczało moje umiejętności. Przemek wziął mój bagaż i zaprowadził do odpowiedniej klatki. Nasze mieszkanie było na 3 piętrze.
- Zapraszam- narzeczony otworzył przede mną drzwi, a ja z ociąganiem przekroczyłam próg. Ściągnęłam kurtkę i buty. Niepewnie rozejrzałam się wokół. Po kolei wchodziłam do każdego pomieszczenia. W łazience było mnóstwo kosmetyków, kuchnia była świetnie wyposażona, salon był przestronny i zaopatrzony w wielki, plazmowy telewizor, sypialnia, miała duże łóżko i wielką szafę, w której było mnóstwo ciuchów zarówno kobiecych jak i damskich. Był jeszcze jeden pokój, miał on niewiele większe łóżko niż to w sypialni i meblościankę. Wszystko było urządzone bardzo nowocześnie. Wszędzie było czysto. Każda rzecz miała swoje miejsce.
- I jak? Wygląda coś znajomo?- spytał Przemek, ale w odpowiedzi pokręciłam głową. Przez ułamek sekundy wydawało mi się, że się odprężył. Kolejna dziwna rzecz, która zwróciła moją uwagę.
- Chciałabym się położyć. Gdzie ja śpię?
- No jak to gdzie? W sypialni, ze mną- zaśmiał się nerwowo.
- Przepraszam, ale nie. Wiem, że dla was wszystkich jestem kimś ważnym. Martwicie się i tak dalej, ale ja czuję się jakbym poznała was kilka dni temu. I naprawdę czuję się nieswojo- objęłam się rękami. Niepewnie spojrzałam na Przemka, który wyglądał jakby spiął wszystkie mięśnie.
- Dobrze. Śpij w sypialni, a ja położę się w drugim pokoju.
- Dziękuję- pokiwał głową. Wyminęłam go i poszłam do sypialni. Otworzyłam tą wielką szafę i szukałam czegoś do spania. Po znalezieniu luźnego T-shirta i krótkich spodenek poszłam do łazienki. Wzięłam długi i relaksujący prysznic. Kiedy wyszłam z łazienki od razu poszłam do sypialni. Zamknęłam drzwi na klucz. Może i był on był moim narzeczonym, może i popadłam w paranoję, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Położyłam się w łóżku powoli układając sobie w głowie wszystkie wydarzenia. Może powinnam przeczytać wiadomości w telefonie i zobaczyć historie połączeń? Wzięłam urządzenie do ręki, ale ku mojemu zaskoczeni było pusto. Żadnych sms-ów, a spis połączeń zaczynał się w dniu, kiedy się obudziłam po operacji. To mnie jeszcze bardziej zdziwiło. Pokręciłam głową, odrzucając myśl o spisku. Po prostu popadałam w paranoję. Musiałam się uspokoić. I z tą myślą odeszłam w krainę Morfeusza.
   Następnego dnia, obudziło mnie pukanie do drzwi. Leniwie otworzyłam oczy, próbując sobie przypomnieć, gdzie jestem. No tak... Moje mieszkanie.
- Maja, dlaczego się zamknęłaś?- usłyszałam Przemka. Wstałam z łóżka i przekręciłam klucz w zamku, po czym wyszłam z pokoju.- Boisz się mnie?
- Nie znam cię- wyszeptałam, a on odsunął się lekko jakbym go uderzyła. Przykre, ale taka była prawda. Co mu miałam powiedzieć? Poszłam do kuchni i przygotowywałam śniadanie dla naszej dwójki.
- Chciałabym pójść dziś do pracy. Zawieziesz mnie?
- Nie ma mowy- powiedział, pijąc kawę, którą mu zrobiłam.- Masz wolne jeszcze dwa tygodnie. Rozmawiałem już z twoim szefem. Musisz odpoczywać.
- Kiedy...
- Maja, koniec dyskusji!- uniosłam w zdziwiona brwi. Co to miał być za ton? Po zjedzeniu śniadania, mój narzeczony wyszedł do pracy. Nie zamierzałam tak siedzieć bezczynnie. Chciałam sobie wszystko przypomnieć. Żyć normalnie! Nie będzie mi rozkazywał, bo niby jakim prawem? W telefonie znalazłam numer do Wojtka. Skoro pracowaliśmy w jednym miejscu mógłby mnie zawieźć. Wzięłam głęboki oddech i zadzwoniłam do niego. Uśmiechnęłam się na myśl, jaką minę będzie mieć Przemek.
- Maja?- usłyszałam jego zszokowany głos.
- Cześć- przywitałam się niepewnie.- Mam prośbę. Chcę pojechać dzisiaj do pracy, a nie za bardzo pamiętam, gdzie to jest, właściwie w ogóle nie pamiętam i mógłbyś po mnie przyjechać?- spytałam z wahaniem.
- Pewnie. Będę za pół godziny.
- Dziękuje- uśmiechnęłam się z ulgą.- Do zobaczenia- pożegnałam się. Popatrzyłam do swojej szafy. Dlaczego prawie wszystkie ciuchy były takie eleganckie i stonowane? Chciałam coś z pazurem! Szukałam, szukałam, aż w końcu znalazłam. Była zima, ale to nie przeszkadzało mi w tym, żeby ubrać krótką, czarną sukienkę i szpilki. Raz się żyje. Poszłam się umalować. Zrobiłam sobie kocie kreski. Musiałam przyznać, że byłam całkiem zadowolona z efektu. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć i zobaczyłam Wojtka. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale na mój widok, aż zaniemówił. Pod wpływem jego płonącego wzroku, aż się zarumieniłam.
- Hej, dziękuje że przyjechałeś. Ubieram kurtkę i możemy iść.
   Wyszliśmy z bloku. Siatkarz otworzył mi drzwi od swojego samochodu. Uśmiechnęłam się do niego. Miałam wrażenie, że jako jedyny nic na mnie nie wymuszał.
- Jak się czujesz?- spytał, kiedy już jechaliśmy.
- Dziwnie... Jak mi Przemek opowiadał jaka byłam, to...- urwałam.-... Przedstawiał mnie jako niewinną, świętą, jakbym wad nie miała i to jest podejrzane. W ogóle jaka ja byłam nudna. Czuje się sobą rozczarowana. Jakby nie było we mnie żadnej chęci do korzystania z młodości, żadnej chęci do szaleństwa. No mentalność starej baby!- uniosłam się, a on się zaśmiał.
- Gwarantuję ci, że nie byłaś nudziarą.
- Skąd ty to wiesz?
- Znam cię- wzruszył ramionami.- Jesteś pierwszą dziewczyną, która lubi patrzeć jak faceci się leją do krwi, chodzisz od niedawna na treningi boksu. To nie jest ani trochę nudne- uśmiechnął się ciepło, a ja to odwzajemniłam.
- Dlaczego mi o tym nie powiedział?- zdziwiłam się po chwili.
- Przemek ci nic nie mówił?
- Nie! Mam wrażenie, że coś chce przede mną ukryć. Ale pewnie tylko panikuję- zatrzymaliśmy się po halą sportową
- Będzie dobrze, nie denerwuj się- posłał mi pokrzepiające spojrzenie, w którym przez moment utonęłam.
- Dziękuje. Za podwózkę i w ogóle- uśmiechnęłam się.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
   Weszliśmy do budynku. Wojtek zaprowadził mnie do mojego szefa. Wszystko wyglądało obco i to mnie bardzo zmartwiło.
- Dzień dobry- weszłam z wahaniem do gabinetu prezesa.
- O, witam pani Maju! Miała pani odpoczywać.
- Potrzebuję się oderwać od ostatnich wydarzeń.
- Rozumiem, no cóż. Pokażę pani gabinet- uśmiechnął się i poprowadził przez korytarze, pokazując, gdzie co jest. Moje biuro to był zwykły pokój, z biurkiem i komputerem. Mnóstwo segregatorów z papierami. Jak ja mam to ogarnąć? Byłam przerażona.
- Proszę na spokojnie się z wszystkim zaznajomić. Nie ma pośpiechu- powiedział i wyszedł. Przynajmniej nie był jakimś zrzędą. Nie wywierał na mnie żadnej presji. Przełknęłam głośno ślinę, wzięłam głęboki oddech i poszłam sprawdzić, czy potrafię być księgową. Dzięki porządkowi w papierach, szybko się we wszystkim połapałam. Odetchnęłam z ulgą. Potrafiłam wykonywać swój zawód. Nie wiedziałam skąd to wiem, po prostu miałam pewność co zrobić. To była pestka w porównaniu z wydarzeniami ostatnich dni. Może jest nadzieja, że sobie wszystko przypomnę?
   Praca kompletnie mnie pochłonęła. Nie musiałam przy tym myśleć o swoim życiu. Nie chciałam wracać do domu. Mogłabym zostać w tym małym gabinecie na zawsze, byleby nie wracać do własnych problemów. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę!- zawołałam, nie odrywając wzroku od komputera.
- Hej, zbieramy się już?- usłyszałam głos siatkarza.
- Czekałeś na mnie?- zdziwiłam się. Z rozpiski jaką widziałam jego trening już dawno się skończył.
- No tak, przecież ja cię przywiozłem.
- Już się zbieram w takim razie.- Wyłączyłam komputer i pozbierałam swoje rzeczy.- Przepraszam, nie wiedziałam, że będziesz na mnie czekał- na prawdę było mi głupio.
- Drobiazg.
- W ramach przeprosin postawię ci obiad. Nie wiem jak ty, ale ja umieram z głodu.
- Jak sobie życzysz.
 Pojechaliśmy do jakiejś restauracji. Zamówiliśmy sobie po steku, do tego warzywa i coś do picia.
- Jak ci się układa z Kornelią?- spytałam, a on wyraźnie posmutniał.
- Jest normalnie...
- Przepraszam, nie powinnam cię tak wypytywać. Po prostu wszystko jest takie nowe i jestem ciekawa.
- W porządku. Rozumiem jak się musisz czuć- osaczona- powiedział, a ja pokiwałam głową.
   Przez następną godzinę czułam się wspaniale. Rozmawialiśmy jak starzy przyjaciele. Po raz pierwszy od wielu dni czułam się przy kimś swobodnie. Musiałam jednak się obudzić z tego snu i wrócić do domu. Wyciągałam już portfel, żeby zapłacić za nasz obiad, ale ubiegł mnie Wojtek.
- Ja miałam stawiać!- oburzyłam się.
- Chyba nie myślałaś, że pozwolę kobiecie za mnie płacić.
- To nie fair!- próbowałam udać zbulwersowanie, ale miałam zbyt dobry humor.
   Siatkarz odwiózł mnie do domu. Nie chciałam wracać. Tam czekały na mnie problemy, z którymi nie byłam gotowa się zmierzyć.
- Dziękuję ci za dziś. W ciągu ostatnich dni jesteś jedyną osobą, która nie wywiera na mnie żadnej presji.
- Do usług- uśmiechnął się. Poczułam jak gładzi ręką mój policzek. To było delikatne muśnięcie, pełne czułości. Przymknęłam oczy. Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Czułam się jakbym ten dotyk doskonale znała. Otworzyłam oczy i widziałam jak na mnie patrzy. Jego wzrok był pełen smutku. Odwrócił wzrok i zabrał rękę, a ja poczułam zawód.
- Pójdę już. Cześć- pożegnałam się i szybko wysiadłam z samochodu. To było dziwne. Dlaczego tak zrobił? Dlaczego ja nie zaprotestowałam? Weszłam do mieszkania i oparłam się o drzwi. Oddychałam głośno, mając w pamięci to zbyt intensywne przeżycie. Niby nic, ale to nigdy nie powinno się zdarzyć.
  Próbowałam wyrzucić z głowy obraz siatkarza. Usłyszałam ciężkie dyszenie Przemka dobiegające z salonu. Co to ma kurwa znaczyć?! Jak torpeda ruszyłam w kierunku odgłosu jego niespokojnego oddechu, szykując się na najgorsze. Kiedy weszłam zobaczyłam...

-----------------------------------------------------
 No to się rozpisałam xd Nie ma żadnych piorunujących wydarzeń. Maja zachowuje się kompletnie inaczej i co takiego mógł robić Przemek? xd
Rozdział dedykowany Eli w ramach przeprosin xd ( czuje się potwornie kotek) <3
Przepraszam za błędy ;)
Pozdrawiam i do następnego :* <3

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 12

   Zasnęliśmy dopiero nad ranem. Nie miałam pojęcia co we mnie wstąpiło, ani co Włodarczyk ze mną robił. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywałam. Nigdy wcześniej nie było miejsca na "spontaniczny wypad" do innego miasta. Kiedyś wszystko miało swoje miejsce, wszystko było zaplanowane i poukładane. Teraz w moim życiu panował jeden wielki chaos, któremu nie potrafiłam się przeciwstawić.
   Obudziłam się dopiero przed południem. Przyjmujący w dalszym ciągu smacznie sobie spał. Podniosłam się z łóżka najdelikatniej jak mogłam, aby go nie obudzić i na paluszkach podreptałam do łazienki żeby wziąć prysznic. Gorąca woda wprawiła mnie w rewelacyjny nastrój. Na półce znalazłam żel pod prysznic czekoladowy. Uniosłam lekko brwi, w zdziwieniu. Ktoś miał świetny gust. Otworzyłam tubkę i powąchałam zawartość. Zapach był zniewalający. Nalałam trochę żelu na rękę i zaczęłam wsmarowywać w ciało. Tego poranka, każdy malutki szczegół przyprawiał mnie o uśmiech. Kiedy skończyłam poranną toaletę, czułam się rześko jak nigdy. Zeszłam do kuchni, żeby przygotować jakieś śniadanie. Zajrzałam do lodówki, wypełnionej po brzegi. Zdecydowałam się na prostu omlet z szynką i serem. Po chwili usłyszałam, jak Wojtek schodzi po schodach, jak podchodzi do mnie, a następnie poczułam jak zamyka mnie w swoich ramionach, a głowę kładzie mi na ramieniu.
- Wyspałeś się?- spytałam z uśmiechem.
- Ani trochę, jest stanowczo za wcześnie- odpowiedział, zaspanym głosem.
- Mogłeś jeszcze spać- powiedziałam ze śmiechem.
- Głód wypędził mnie z łóżka. Nieziemsko pachniesz- wymruczał mi do ucha. Zaczął składać pocałunki na mojej szyi. Odchyliłam głowę do tyłu i przygryzłam lekko wargę. Jego ręce, wkradły się pod moją bluzkę i błądziły po moim brzuchu. Odsunęłam go lekko od siebie i pokręciłam głową z uśmiechem.
- Panie Włodarczyk, nie ma pan dość?
- Ciebie, nigdy- powiedział i chciał mnie znowu pocałować, ale trochę samokontroli nam nie zaszkodzi, więc zrobiłam szybki unik.
- Brudne myśli o to od samego rana, nie ładnie, nie ładnie...
- Idę wziąć prysznic, Przyłączysz się?- spytał, ale w odpowiedzi pokręciłam głową.
   Po wspólnie spędzonym śniadaniu poszliśmy na spacer. Szliśmy w ciszy. Dla mnie to oznaczało jedno- ponowne myślenie nad tym co powinnam zrobić. Zachowywałam się jak samolubna suka. Raniłam ich oboje i wciągnęłam w swoje kłamstwa innych ludzi, którzy nie powinni być w to wmieszani. Po powrocie musiałam podjąć decyzję. To trwa stanowczo za długo.
- Co chcesz dzisiaj dzisiaj robić?- z zamyślenia wyrwał mnie głos Włodarczyka.
- A jakie mam opcje?
- Moglibyśmy pojechać na narty?- zaproponował.
- Zgoda, ale uprzedzam, że sporty zimowe to nie moja bajka.
- Nauczę cię, spokojnie, mała- mrugnął do mnie.
   Nie śpiesząc się, wróciliśmy do domku, a stamtąd pojechaliśmy na stok do Szczyrku. Wypożyczyliśmy sprzęt i wyciągiem ruszyliśmy na stok. Zmroziło mi krew w żyłach. Jak ja niby miałam bezpiecznie zjechać?! Stop! Nie dajmy się ponieść panice. Przecież nie będzie tak źle.
Próbowałam się uspokoić i odrobinę mi się to udało. Patrzyłam na ludzi jak zjeżdżali na nartach i jeden mężczyzna zaliczył niezłą glebę, a następnie przekoziołkował jeszcze kilka metrów. Posłałam przyjmującemu przerażone spojrzenie, a on bezceremonialnie zaczął się  ze mnie śmiać.
- Spokojnie, patrz wstaje, nic mu nie jest- objął mnie ramieniem i pocałował w skroń.
   Kiedy przyszło nam zjeżdżać, siatkarz przez kilkanaście minut tłumaczył mi jak skręcać hamować, trzymać pozycję i różne takie. Kolejne 10 minut zajęło mu nakłonienie mnie do pierwszego podejścia. Jak na początkującą poszło mi całkiem nieźle. Zaczęłam bardzo powoli w skutek czego, Wojtek czekał na mnie na końcu stoku kilka minut. Zjechaliśmy jeszcze kilka razy i szło mi coraz lepiej. Ostatni zjazd najbardziej zapadnie mi w pamięci. Chciałam trochę zaszaleć i nie wyszło mi to na dobre. Nabrałam za dużej prędkości i nawet Wojtek został w tyle. Niestety straciłam kontrole nad swoim ciałem. Przednią nartą zahaczyłam o coś, w wyniku czego poleciałam do przodu. Zaczęłam staczać się ze stoku.
- Wojtek!- pisnęłam. Zgubiłam po drodze kijki i jedną nartę. Upadłam ostatecznie boleśnie na tyłek. Syknęłam z bólu.
- Maja, nic ci się nie stało?!- obok mnie zmaterializował się przyjmujący.
- Chyba nic poważnego- powiedziałam, a on odetchnął z ulga i zaczął się ze mnie po raz kolejny śmiać.- Wstawaj, idziemy coś zjeść- pomógł mi się podnieść ze śniegu.
- Przepraszam, to chyba twoje?- podał mi moją nartę i kijki jakiś młody narciarz.
- Tak, dziękuję, ci bardzo.
- Dla takiej pięknej kobiety wszystko- uśmiechnął się do mnie i puścił mi oczko, kompletnie ignorując Włodarczyka. Następnie odwrócił się i zjechał w dół stoku. Na moją twarz wkradł się rumieniec.
- NATYCHMIAST stąd spadamy- warknął Wojtek i dla odmiany to ja się zaczęłam z niego śmiać. W duchu cieszyłam się, że jest o mnie zazdrosny.
   Trafiliśmy do karczmy i złożyliśmy swoje zamówienia. Tego wieczora miała być góralska muzyka na żywo. Byłam oczarowana całym wieczorem, jak i wyjazdem.
- Zatańczymy?- spytał mnie Włodarczyk, kiedy skończyliśmy jeść. Nie czekał na moją odpowiedź, tylko porwał mnie na parkiet. To w nim kochałam- tą spontaniczność. U Przemka nie było na takie rzeczy miejsca. Ja nie byłam osobą, która miała w zwyczaju działać pod wpływem impulsu i dlatego potrzebowałam kogoś kto pociągnie mnie za sobą.


   Nasz wyjazd dobiegał końca. Ignorowałam telefony Przemka. Nie mogłam z nim rozmawiać. Czułam się przytłoczona tą sytuacją. Musiałam kogoś wybrać. Musiałam z któregoś zrezygnować i pozwolić mu ułożyć sobie życie.
   Niedzielnego wieczora wróciliśmy ze spaceru z nad jeziora. Tym razem to Włodarczyk był strasznie zamyślony. Rozpalił w kominku, a ja zrobiłam sobie herbatę i usiadłam na kanapie, opatulając się kocem. Po niedługiej chwili siatkarz się do mnie dołączył.
- Jesteś dzisiaj taki nieobecny- zaczęłam.
- Nie chce mi się wracać do tej popieprzonej sytuacji- wyjaśnił tylko. Wyzywałam się w myślach tysiąc razy. Nawet Wojtek cierpiał. Po powrocie musiałam to rozwiązać. Trzeba to skończyć.


W poniedziałek rano obudził nas budzik. Było mi stanowczo za gorąco, a to przez przyjmującego, który tak mocno mnie do siebie tulił. Przez całe śniadanie, a następnie powrót do Bełchatowa, prawie w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy. Daleko nam było do radosnych nastrojów w piątek. Jechaliśmy kilka godzin, a każde z nas było zagłębione w swoich myślach. W końcu samochód siatkarza, zatrzymał się niedaleko mojego bloku. Siedzieliśmy kilka minut w ciszy.
- Powinnam już iść- powiedziałam niemal szeptem.- Dziękuje za weekend.
Uśmiechnął się smutno w odpowiedzi. Pocałowałam go krótko w usta i niemalże wybiegłam z samochodu. Nie mogłam go tak wodzić za nos. Nie zasłużył na to. Żaden z nich na to nie zasłużył.
   Miałam to szczęście, że mojego narzeczonego jeszcze nie było w domu. Gdy patrzyłam poprzednio na telefon miałam do niego 14 nieodebranych połączeń i kilka wiadomości. Nie chciałam teraz o tym myśleć. Szybko się odświeżyłam, przebrałam i od razu pojechałam do pracy. Zdziwiłam się, kiedy na parkingu zobaczyłam Olę.
- Hej- zaczęłam z uśmiechem, ale jej mina szybko starła mi ten uśmiech z twarzy.
- Możesz mi wyjaśnić co wy robicie?!- była wkurzona nie na żarty.
- Nie rozumiem...
- Nie udawaj!- prychnęła.- Maja, naprawdę starałam się ciebie zrozumieć i wspierać bo każdy potrzebuje przyjaciół, ale to co zrobiliście tym razem przechodzi wszelkie pojęcie! Nie dość, że mnie wplątaliście w te kłamstwa, co mi cie cholernie nie podoba, to nic! Ale kurwa- zaczęła  przeklinać, co tylko podkreślało, jak bardzo jest na mnie zła- Nie odbierałaś telefonów od swojego narzeczonego i zgadnij do kogo dzwonił i kto musiał wymyślać jakieś niestworzone historie, żebyś nie wpadła?!
- Nie wiedziała...
- Proszę cię, nie rób z siebie ofiary, bo mogłaś o tym pomyśleć! Dopóki tego nie rozwiążesz ja nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Przykro mi, ale to mnie wykańcza- powiedziała, wsiadła w samochód i odjechała. W oczach miałam łzy. Ją też zraniłam. Mogłam odebrać te pieprzone telefony!
   Przez całe zajście w pracy nie mogłam się skupić. Zraniłam każdego kogo mogłam. Ile jeszcze osób musiało ucierpieć, żebym wreszcie coś z tym zrobiła? Wszystkie czynności wykonywałam automatycznie. W głowie miałam jedną wielka pustkę. Gdy już mogłam wyjść z biura, nie zrobiłam tego. Siedziałam jeszcze tam dobrą godzinę, próbując coś zadecydować. I w końcu podjęłam ostateczną decyzję. Nie mogłam czekać. Musiałam załatwić tą sprawę jak najszybciej zanim opuści mnie cała odwaga....

Perspektywa Wojtka. 4 godziny później...

Weekend z Mają był fantastyczny. Miałem nadzieję, że szybko rozwiąże się ta gówniana sytuacja, bo nie dobrze ona na mnie  wpływała.  Na treningach nie mogłem się skoncentrować. Myślami byłem kompletnie, gdzie indziej. Chciałem po ciężkim dniu pobyć trochę sam, ale do mieszkania wpadła Kornelia.
- Cześć kochanie!- rzuciła mi się na szyję.- Tęskniłam za tobą.
- No, cześć- odpowiedziałem chłodno. Nie potrafiłem już nawet udawać, że mi zależy.
- Wszystko ok?
- Jestem bardzo zmęczony. To wszystko.
- Idź odpocząć, a ja zrobię coś do jedzenia.
   Westchnąłem i poszedłem na kanapę. Włączyłem telewizor, bezmyślnie się w niego wpatrując. W przeciwieństwie do Mai, ja nie miałem wyrzutów sumienia. Nie jestem typem takiej osoby. Zapłaciłbym każdą cenę za te chwile, które razem przeżyliśmy. Pierwszy raz poczułem coś prawdziwego. Pierwszy raz nie udawałem.
- Halo?- usłyszałem jak Kornelia rozmawia przez telefon, a potem jak coś się roztrzaskuje. Zerwałem się i ruszyłem do kuchni. Blondynka była blada jak ściana, a w oczach miała łzy.- Mamo co ty mówisz? Jak to? Gdzie? Zaraz będziemy!
- Co się stało?- spytałem, ona podeszła i się we mnie wtuliła.
- Maja, jest w szpitalu. Spadła ze schodów i roztrzaskała głowę. Właśnie ją operują. Doszło do pęknięcia czaszki- wyrzuciła z siebie, szlochając.
- Jedźmy tam natychmiast!
   "Tylko nie moja Maja. Nie teraz. Proszę nie ! To się nie może tak skończyć. Potrzebuję ją."
 Nie byłem zbyt pobożny. Pierwszy raz od nie pamiętam, kiedy modliłem się, żeby jej nic nie było. Wpadliśmy do szpitala, a tam już był zdruzgotany Przemek i rodzice dziewczyn.
- Co z nią?
- Operacja zaraz się skończy. Nie ma zagrożenia życia. Tyle wiemy- wydusił z siebie jej ojciec.
- Co się w ogóle stało?- spytałem.
- Wróciłem z pracy, a ona leżała na klatce... Wokół niej tyle krwi.... Przywiozłem ją tu natychmiast...
- Nie martw się. Maja wyzdrowieje i będziecie mieć piękny ślub- próbowała go pocieszyć Kornelia. Usiedliśmy na krzesełkach, a ona wtuliła się w moje ramię. Czekaliśmy jeszcze godzinę zanim operacja się skończyła.
- Państwo są krewnymi pani Mai Sławińskiej?- podszedł do nas lekarz.
- Tak, co z nią?- spytał się Przemek.
- Pańska narzeczona niefortunnie uderzyła się w głowę. Doszło do pęknięcia czaszki, ale była na tyle szybko operowana, że nie zagrażało to jej życiu. Jednak czy wszystko jest w porządku dowiemy się za kilka godzin jak obudzi się ze śpiączki.
- Dziękujemy za informację- uścisnęła dłoń pani Helena doktorowi.- Możemy ją zobaczyć. Chcielibyśmy być przy niej jak się obudzi...
- No dobrze.
Poszliśmy do sali, gdzie leżała Maja. Była taka blada, krucha. Serce mi pękało jak widziałem ją podpiętą do tych wszystkich aparatów. Pozostało nam tylko czekanie. Czekaliśmy godzinę, dwie, trzy, pięć, żadne z nas się nie poruszyło. Słychać było tylko ciche pochlipywanie jej matki. Po sześciu godzinach Maja poruszyła lekko ręką.
- Budzi się!- wykrzyknął z ulgą pan Zbyszek.- Idę po lekarza- oznajmił i niemal wybiegł z sali. Wszyscy odruchowo podeszliśmy do jej łóżka. Miałem taką ochotę potrzymać ją za rękę, ale niestety robił to jej narzeczony. Musiałam mocno się starać, żeby nie stracić nad sobą panowania, przecież ona nie podjęła decyzji.
- Maja, tak się martwiliśmy!- powiedziała ze łzami w oczach pani Helena.
- Proszę się odsunąć- poprosił lekarz.
- Pani Maju, wie pani, gdzie pani jest?
- Wnioskując po otoczeniu w szpitalu- powiedziała ledwo słyszalnie.- Ale dlaczego?- spytała, ale następne pytania zmroziły mi krew w żyłach.- Kim wy wszyscy jesteście? Kim ja jestem?


----------------------------------------
No to także tego no.... xd Jest pierwsze wielkie buum i zgodnie z zapowiedzią zniszczyłam wszystko xd Jak ja to kocham robić xd
Przepraszam, że tak późno <3
Specjalnie napisane tak, żeby nie było wiadomo kogo wybrała xd A mówię całkiem serio, poważnie rozważane są obie opcje xd
Teraz wszystko się zaczyna od nowa można tak powiedzieć xd
Przepraszam za wszystkie błędy :)
Pytanko dla tych co oglądali mecz Skra vs Sovia bo podobno kibice Sovi zachowali się nie fajnie, ale o co konkretnie chodzi? xd
Rozdział dedykowany Mrówczce <3
Do następnej soboty bajo <3

sobota, 14 lutego 2015

Rozdział 11

    Można by pomyśleć, że sprawa jest prosta do rozwiązania. Wybrać jednego z nich i po wszystkim. Jednak dla mnie to było jeszcze bardziej skomplikowane niż wcześniej. Co jeśli byłam tylko zauroczona przyjmującym? Albo ja to jego chwilowy kaprys? Gdy wybiorę jego, będę miała  przeciwko sobie całą rodzinę, a kiedy nam nie wyjdzie, już zawsze będę sama. Jeśli wybiorę Przemka będę miała przy sobie bliskich, ale gdybym go naprawdę kochała, czy robiłam bym to co robię za jego plecami?
   Te same argumenty za i przeciw, rozbrzmiewały w mojej głowie. Nie prowadziło to do niczego. Analizowałam swoją sytuację i w dalszym ciągu nie potrafiłam zdecydować się na żaden krok. Nie pomagały nawet rozmowy z Olą, która wspierała mnie jak tylko mogła, ale to niewiele mi pomagało. Musiałam się z tym sama zmierzyć.
   Jedyną rzecz, która przynosiła mi zapomnienie były treningi boksu. Z klubu bokserskiego do domu miałam niedaleko, dlatego często wybierałam się na zajęcia pieszo i tak też wracałam. W piątek, kiedy wyszłam z budynku zobaczyłam auto przyjmującego po drugiej stronie ulicy. Zaskoczyło mnie to, bo nie byłam z nim umówiona. Rozglądnęłam się dookoła, sprawdzając czy nie ma kogoś znajomego. Ruszyłam do jego samochodu. Uśmiech sam mi się cisnął na usta. Nie mogłam zaprzeczyć, że zrobił mi miłą niespodziankę. Ledwo zdążyłam zamknąć za sobą drzwi do samochodu, a już czułam na sobie usta Włodarczyka. Z zaangażowaniem odwzajemniałam pocałunki. To mi się w nas podobało- ten niekończący się ogień  między nami, który cały czas narastał.
- Dzień dobry, księżniczko- przywitał mnie, kiedy już się ode mnie oderwał.
- Dzień dobry, co to za miła niespodzianka?- spytałam.
- Porywam cię dziś- oznajmił bez ogródek.
- Co? Nie, wiem czy dam radę...- zaczęłam, ale natychmiast przerwał mi zdanie pocałunkiem.
- Dasz. Z resztą nie masz wyboru, bo już wyruszamy- oznajmił i zapalił silnik.
- Ale ja nie mam żadnych rzeczy, nie jestem przygotowana!
- Kupimy po drodze, spokojnie-  uśmiechnął się, w ten sposób jaki tylko on potrafi.
- Nie do wiary, że zawsze musisz postawić na swoim- skrzyżowałam ramiona i odwróciłam głowę do okna, próbując pokazać swojego focha.
- Ej, nie gniewaj się, obiecuję, że nie pożałujesz- dotknął mojego uda, a przez moje ciało przeszedł dreszcz.
- Trzymam cię za słowo. Ale co ja powiem Przemkowi?!- wpadłam w panikę, a Wojtek momentalnie spochmurniał.
- Ola jest w Warszawie, już do niej dzwoniłem, czy w razie czego mogła by nas kryć. Wystarczy, że do niego zadzwonisz...
- Dobrze- przełknęłam głośno ślinę. Ręce trzęsły mi się, kiedy wyciągałam telefon z torby treningowej i wykręcałam numer do narzeczonego.
- Tak, kochanie?- usłyszałam po niedługiej chwili oczekiwania.
- Nie wracam dzisiaj do domu. Ola zaprosiła mnie do Warszawy i właśnie z nią jadę. Przepraszam, że wcześniej ci o tym nie powiedziałam. To taki... Spontaniczny wypad.
- Rozumiem. Szkoda, miałem weekend wolny myślałem, że spędzimy więcej czasu we dwójkę. Jakaś romantyczna kolacja...
- Przepraszam, ale Ola naprawdę mnie potrzebuje- błagałam w myślach, żeby Przemek nie usłyszał jak bardzo drży mój głos.
- Dobrze, to twoja przyjaciółka. Mam nadzieję, że niedługo lepiej ją poznam. A kiedy wracasz?
- Kiedy wracam?- powtórzyłam i spojrzałam na przyjmującego.- Jutro?- powiedziałam, ale siatkarz energicznie pokręcił głową.
"Poniedziałek"- wyczytałam z jego warg.
- Nie, jednak w poniedziałek. Pojadę prosto do pracy- usłyszałam ciche westchnięcie.
- No dobrze, miłej zabawy. Kocham cię i już tęsknie- pożegnał się ciepło.
- Do poniedziałku- nie byłam w stanie odpowiedzieć mu, że odwzajemniam jego uczucia. Po pierwsze nie wykrztuszę tego z siebie przy Wojtku, a po drugie nie wiedziałam już, czy rzeczywiście tak jest. Poczułam ulgę, kiedy się rozłączyłam.
- Cieszę się, że współpracujesz- oznajmił Włodarczyk z uśmiechem.
- A ty nie masz w weekend treningów, ani meczy?- spytałam.
- Jak jeden trening opuszczę nic się nie stanie.
- A co powiedziałeś Kornelii?- spytałam cicho, a on wziął głęboki oddech.
- Naprawdę chcesz rozmawiać o niej i o tym twoim, kiedy jesteśmy razem?- niemal krzyknął.
- Nie, przepraszam.
- To ja przepraszam... Słońce to jest nasz weekend. Nie rozmawiajmy o nich, dobrze?- posłał mi błagalne spojrzenie. Pokiwałam głową na znak, że się zgadzam.
- A więc panie Włodarczyk, gdzie mnie zabierasz?- w moim głosie zabrzmiała szczypta entuzjazmu.
- Tam, gdzie schowam cię przed całym światem, żeby mieć cię tylko dla siebie- od razu się rozchmurzył.
- Przypominam ci, że nie mam żadnych ubrań.
- O, nie będę ci potrzebne.
- Wojtek!- uderzyłam go w ramię, a on zaniósł się śmiechem.
- Spokojnie, wstąpimy gdzieś po drodze. Słowo harcerza- przysiągł.
- Byłeś kiedykolwiek harcerzem?
- Nie- przyznał.
- Tak też myślałam.
- Obiecuję, że nie pożałujesz. Trochę entuzjazmu!- poprosił ze śmiechem.
   Wyjechaliśmy z miasta. Posłałam przyjmującemu pytające spojrzenie, ale on tylko uśmiechnął się tajemniczo. Nie próbowałam wyciągnąć już od niego dokąd mnie zabiera, bo i tak na nic by się to nie zdało. Przez następne trzy godziny mijaliśmy kolejne miasta. Końcem naszej podróży okazała się tabliczka z napisem "Bielsko-Biała".
- No i jesteśmy- powiedział Wojtek.
- To tu chcesz mnie ukryć?- spytałam, ale Włodarczyk dalej uśmiechał się pod nosem i nie miał zamiaru mi nic odpowiedzieć. Wyciągnął z kieszeni telefon i do kogoś zadzwonił.
- Witam cię, Kwasu. Jesteście w domu?- spytał. O mój Boże?! Co on chce zrobić?! Fala paniki zalała moje ciało i umysł.
- No jestem w centrum. Poznacie Maję- posłał mi szeroki uśmiech, w momencie, gdy patrzyłam na niego z mordem w oczach i kręciłam z niedowierzaniem głową.
- No to zaraz będziemy. Do zobaczenia- powiedział i się rozłączył.
- Możesz mi łaskawie wyjaśnić co ty robisz?!- wrzasnęłam.
- Spokojnie, nic się nie dzieje- wzruszył ramionami.
- Nic się nie dzieje?!- powtórzyłam z niedowierzaniem.
- Tak, Kamil wie o wszystkim.
- CO?!!- byłam w totalnym szoku.- I nie przyszło ci do głowy, żeby mnie poinformować?!
- Przestać robić awanturę. Nie muszę ci się ze wszystkiego spowiadać- stanął na poboczu.- Nie jesteśmy razem więc nie rozumiem po co te pretensje!
- Chcesz, żebym dla ciebie zostawiła narzeczonego, zraniła siostrę, wypięła się na rodzinę, porzuciła wszystko, a ty mi tu odstawiasz taki numer?! Wiesz w ogóle na czym polega związek?- odpięłam pas, otworzyłam drzwi i wysiadłam z samochodu. Przyjmujący zaraz za mną ruszył.
- Mogę wiedzieć co ty robisz?
- Wracam do Bełchatowa- oznajmiłam, ale chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
- Nigdzie nie wracasz. Zostajesz ze mną.
- Nie ma mowy!- pisnęłam.
- Myszko, o co ci chodzi? Ufam Kamilowi jak nikomu innemu. Rozejrzyj się i powiedz, że ci się nie podoba tutaj- poprosił. Przewróciłam oczami, ale spełniłam jego prośbę. Nie mogłam zaprzeczyć. Miasto rzeczywiście było piękne. Oświetlone setkami lampek, prezentowało się fantastycznie, wręcz magicznie. Przypominał o nadchodzących świętach, aż miło było popatrzeć.
- Jest bajeczne, ale nie o to chodzi. Dlaczego mi nie powiedziałeś, że ktoś inny wie? Mam pójść do nich i zachowywać się normalnie?
- Nie będą cię oceniać. Wpadamy na chwilę i już nas nie ma. Słowo- wahałam się.- No, chodź- pocałował mnie w skroń i po chwili ponownie byłam w jego aucie. Po drodze wstąpiliśmy do jakiegoś centrum handlowego, które było ozdobione wręcz tysiącami świątecznych lampek. Chodziliśmy po sklepach żeby kupić dla mnie tylko niezbędne rzeczy- dwie koszulki, spodnie, bielizna, coś do spania i wróciliśmy na parking.
   Denerwowałam się przed spotkaniem jego przyjaciół. Jak wywnioskowałam z rozmowy prowadzonej przez Włodarczyka, jego przyjaciel nie był sam. Na prawdę było mi to nie na rękę, że musieliśmy do nich jechać. Nawet nie chciałam myśleć, jakie muszą mieć o mnie zdanie. Przecież Wojtek powiedział mi, że wie o WSZYSTKIM, czyli idąc tym tropem o tym, że Kornelia to moja siostra też wie. Stanęliśmy pod jakimiś blokami. Serce mi biło jak oszalałe.
- Nie bój się- zaśmiał się siatkarz.
- Skąd ci przyszło do głowy, że się boję?- spytałam.
- Przerażenie masz wymalowane na twarzy. Będzie dobrze, obiecuję- położył uspokajająco swoją rękę na mojej. Wysiedliśmy z samochodu. Wojtek chwycił mnie za rękę i poprowadził przez dziesiątki bloków. Weszliśmy do jednego z nich, ruszyliśmy schodami na trzecie piętro i stanęliśmy przed drzwiami jednego z mieszkań. Włodarczyk bez dalszej zwłoki nacisnął dzwonek. Po chwili zobaczyłam wysokiego, uśmiechniętego od ucha do ucha mężczyznę.
- No w końcu!- ucieszył się. Panowie przytulili się po przyjacielsku i poklepali po plecach.
- To jest właśnie Maja- przedstawił mnie.
- Cześć, Kamil jestem. Miło wreszcie cię poznać- podał mi dłoń, którą uścisnęłam.- Nie stójcie tak, wchodźcie, wchodźcie! Kochanie, już są!
Z jakiegoś pomieszczanie, wychyliła się drobna brunetka.
- No, cześć, Wojtek!- uścisnęła go.- Ty to pewnie, Maja? Martyna- przedstawiła się.
- Miło was poznać- powiedziałam lekko speszona.
- Kamil, zaprowadź gości do salonu, a ja zaraz podam kolację.
- Pomogę ci- zaoferowałam się i poszłam za nią do kuchni.
- Wojtek dużo nam o tobie opowiadał- uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- Naprawdę?- zdziwiłam się.
- Naprawdę, aż nie wiem o co cię mogę zapytać- zaśmiałyśmy się obie.
   Wieczór był w miłej choć jak dla mnie krepującej atmosferze. Peszyłam się przy wszelkich oznakach czułości Włodarczyka do mojej osoby. Dlatego chociaż polubiłam jego przyjaciół, cieszyłam się, że już wychodzimy.
- Dziękuje za kolacje- powiedziałam na pożegnanie.
- Do zobaczenia, mam nadzieję- pożegnała nas dziewczyna Kwasowskiego.
   Wyszliśmy na zewnątrz, a ja odetchnęłam z ulgą. Nie czułam się swobodnie. Oparłam głowę o ramię przyjmującego, który obejmował mnie w pasie.
- I co było tak źle?- spytał się ze śmiechem.
- To było straszne- przyznałam.- I przestań się ze mnie nabijać- oburzyłam się.
- No już, a teraz jedziemy do prawdziwego celu naszej podróży.
- Czyli gdzie?
- Zobaczysz, jeszcze trochę cierpliwości.
   Po dwudziestu minutach dojechaliśmy pod skromny domek, położy nad jakimś jeziorem. Musze przyznać, że widok zapierał dech w piersiach. Wojtek otworzył mi drzwi, a ja nawet wysiadając wpatrywałam się w spokojną taflę jeziora, oświetlonego blaskiem księżyca. Poczułam jak przyjmujący obejmuje mnie od tyłu.
- I jak? Warto było czekać?- wyszeptał mi na ucho, a ja byłam w stanie tylko pokiwać głową.- Masz klucze, wejdź do środka, a ja wezmę bagaże.
   Domek był cały z drewna. Na parterze był skromny, przytulny salon, a w nim uroczy kominek.  Była też nieduża kuchnia, zaopatrzona tylko w najpotrzebniejszy sprzęt. Zajrzałam z ciekawości do lodówki i zdziwiłam się, że była zapełniona. Poszłam na górę, a tam znajdowała się sypialnia z dużym łóżkiem, z balkonem oraz duża łazienka z prysznicem i wanną. Wszędzie było czysto. Żadnego kurzu, jakby tylko czekało na nas. Usłyszałam jak siatkarz targa nasze rzeczy na górę, a potem niedbale je rzuca.
- Podoba ci się?- podszedł do mnie.
- Jest cudnie- przyznałam i wspięłam się na palce, by go pocałować.
- Pójdę rozpalić w kominku.
- Ja nas rozpakuje.
   Wkładałam nasze rzeczy do szafek. Włodarczyk miał wszystko niedbale wrzucone do walizki. Właściwie miał wszystkiego po trochu. Znalazła się nawet koszula i krawat.
- Po co ci to?- spytałam ze śmiechem, kiedy wrócił na górę.
- Pakowałem co wlezie- wzruszył ramionami. Po chwili uśmiechnął się łobuzersko.- Ale wiem jak możemy go wykorzystać- oznajmił, na co ja posłałam mu pytające spojrzenie. Zbliżył się do mnie, a ja już czułam w duszy narastające pożądanie. Nie minęła sekunda, a już nasze usta były złączone w  namiętnym, gorącym pocałunku. Wojtek bez dalszej zwłoki zaczął mnie rozbierać, na co ja nie pozostałam mu dłużna. Wpadliśmy na łóżko. Nie wiedziałam co on ze mną robił. Po chwili poczułam jak wiąże mi ręce szarym krawatem. Nie mogę zaprzeczyć, że m się nie podobało, bo byłam zachwycona, aż za bardzo. Wiedziałam, że to początek długiej i upojnej nocy....

-----------------------------------------------------
No więc mamy romantyczny wypad xd Przepraszam, że tak późno, ale wena nie chciała przyjść w tym tygodniu :)
Bez obaw. xd Mam jeszcze lepszy plan jak wszystko między nimi zepsuć xd Dowiecie się prawdopodobnie w następnym rozdziale, a jak nie to za dwa tygodnie najpóźniej, ale tego się nie spodziewałyście :)
Przepraszam za błędy, ale wrzucam od razu bo się śpieszę na mecz <3 #GoBbts!
Rozdział  dedykowany Natalii :* <3
Do następnego <3
PS; Już po meczu :) Dopingowałam ile mogłam, ale niestety przegraliśmy...
Informacja nr. 1 - Mam pomysł na następnego bloga, ale jeszcze długo go nie będzie. Bohaterem będzie Wojtek Ferens. Dlaczego? Bo po pierwsze go lubie, a po drugie nie znalazłam o nim ŻADNEGO opowiadania więc trzeba coś z tym zrobić, a mianowicie ja muszę coś z tym zrobić xd
Informacja nr 2- Empty Space wypatrywałam, ale nie mogłam znaleźć, gdzie dokładnie siedziałaś? Ja byłam jednak w klubie kibica ;)

piątek, 6 lutego 2015

Rozdział 10

   Nie sądziłam, że będzie to dla mnie aż tak trudne. Kiedyś musiało to nastąpić. Lepiej to skończyć zanim będzie za późno. Musiałam się skupić na ratowaniu własnego związku. Jednak wiedziałam, że nigdy już nic nie będzie jak dawniej. Tak samo byłam przekonana o słuszności swojej decyzji, co nie uczyniło jej łatwiejszej, ani nie ukoiło mojego bólu, który rozrywał mnie od środka. Nie potrafiłam okiełznać tego cierpienia. Nie byłam na niego przygotowana.
   Miałam problem, żeby zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, tłumiąc w sobie szloch. Miałam nadzieję, że z czasem ból stanie się do zniesienie, że może do niego przywyknę.
   Nałożyłam tego dnia mocniejszy makijaż, aby zamaskować oznaki wyczerpania. Bałam się konfrontacji z nim. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Gdy dotarłam pod halę i wysiadałam z samochodu, jak na ironię losu, on  też tam był. Zamarłam, kiedy nasze oczy się spotkały. Przez moment chciałam podejść i wszystko wyjaśnić, ale dotarło do mnie, że on już nie jest mój i tak naprawdę nigdy nie był, a co najgorsze nigdy nie będzie. Spuściłam głowę, jak zobaczyłam co kryje jego wzrok- złość, a może to była nienawiść? Nie jestem pewna. Trzasnął drzwiami od swojego samochodu i poszedł szybkim krokiem do budynku, nie oglądając się za siebie. Poczułam ukłucie w sercu. Właściwie czego ja się spodziewałam? Nie mogłam liczyć na to, że będzie chciał mnie przy sobie zatrzymać... Przeceniłam nasze relacje.
   Przez cały dzień, myślałam tylko o nim. Który to już taki dzień, nie wiem, straciłam rachubę. Wszystkie czynności wykonywałam automatycznie. Nie miałam ochoty wracać do domu. Co miałabym robić sama w czterech ścianach. W tym momencie zrozumiałam jakie płytkie życie prowadziłam. Żadnej pasji, żadnego hobby, żadnego zajęcia, prócz pracy, zajmowania się domem i spotkać z Włodarczykiem, które mogę już ze swojej listy wykreślić. Potrzebowałam czegoś tylko dla siebie.
   Po przyjściu do domu, melancholijny nastrój, cały czas się mnie trzymał. Chodziłam bez celu od kąta w kąt. Postanowiłam poszukać jakiś dodatkowych zajęć w internecie. Grzebałam, grzebałam, aż natrafiłam na reklamę klubu bokserskiego. Wahałam się, ale w końcu zadałam sobie pytania, dlaczego nie?
   Następnego dnia zaraz po pracy poszłam się zapisać na zajęcia, które miały być na początku dwa razy w tygodniu. Pojechałam kupić odpowiednie obuwie i inne akcesoria. Przez moment coś dawało mi radość i pozwoliło zapomnieć o bieżących problemach. Gdy wróciłam do domu, drzwi były otwarte. Zdziwiłam się, ale walizka na korytarzu, mówiła sama za siebie- Przemek wrócił. Nie zdążyłam ściągnąć kurtki, a już miażdżył mnie w swoim uścisku.
- Nie masz pojęcia, jak ja się za tobą stęskniłem- powiedział i pocałował mnie namiętnie. To nie było to co kiedyś. Musiałam to jakoś wszystko naprawić. Tylko jak?
- Ja też tęskniłam- oznajmiłam, ale jakoś bez entuzjazmu. Co chwile karmiłam go takimi pustymi frazesami.
- Mam coś dla ciebie.- Wyciągnął zza pleców małe pudełko i mi podał. Gdy je otworzyłam, moim oczom ukazała się złota bransoletka. Zaniemówiłam z wrażenia.
- Dziękuje, musiała kosztować fortunę.
- Dla ciebie wszystko- powiedział, a ja starałam się uśmiechnąć. Pocałowałam go w policzek. Tylko na tyle było mnie stać. Nie mogłam wymusić na sobie nic więcej.
- A co to za zakupy?- spytał ze śmiechem.
- Zapisałam się na boks- poinformowałam go.
- Na boks? Czy to aby odpowiednie zajęcie dla kobiet?
- Odpowiednie dla mnie- warknęłam. Nawet nie mam pojęcia, dlaczego odpowiedziałam mu tak surowo. To już był automat.
- Dobrze, przepraszam, nic nie mówię. Nie chcę się kłócić.- Posłał mi nikły uśmiech i pocałował w czubek głowy. Jego powrót wszystko pogorszył. Nie zasłużył sobie na to.

   W piątek był mój pierwszy trening. Dawałam z siebie wszystko. Musiałam się na czymś wyżyć. Trener upominał mnie, abym nie zaczynała od razu z wysokiego c, ale jego słowa nic nie znaczyły. Nie wiem, czy w ten sposób chciałam się ukarać, a może zapomnieć o wszystkim? Wiem, że dałam upust emocjom, Frustracja mnie opuściła. Byłam po całym dniu tak wyczerpana, że po powrocie do domu, miałam tylko siłę, na to, żeby wziąć prysznic i pójść spać. Pierwszy raz od nie pamiętam jak dawna, spało mi się tak dobrze. Bez żadnych wyrzutów sumienia, bez dziwnych snów, bez przebudzania się w nocy i myślenia nad własnym losem. Rano przyszło mi za to zapłacić, kiedy nie mogłam podnieść się z łóżka. Ból mięśni był potworny. Po 10 minutach, udało mi się podnieść, poszłam do łazienki i wzięłam gorącą kąpiel, dzięki czemu zakwasy przestały mi tak doskwierać.
- Jest mój Tyson- zaśmiał się Przemek kiedy weszłam do kuchni.- Sądząc po tym grymasie bólu, zaczęłaś odrobinę za ostro.
- Kiedyś przejdzie..... Mam nadzieję. Idziesz dzisiaj ze mną na mecz?
- O której?
- 14;45
- Będę w pracy, muszę zdać raport. Przepraszam cię, gdyby to było odrobinę później to...- tłumaczył się skruszony.
- Rozumiem- przerwałam mu. Nie chciałam słuchać jak mu przykro. To tylko pogarszało mój nastrój. Nie wiem po co w ogóle szłam na ten mecz. Chyba tylko po to, żeby się katować. Zachowywałam się jak masochistka. Teraz, kiedy Kornelia była zakochana w Wojtku, wiedziałam, że będzie to dla mnie niezwykle trudne.
   Na meczu nie było jak zawsze. Napięcie, przynajmniej dla mnie można by było wyczuć w powietrzu. Ola patrzyła na mnie troskliwie, Kornelia była pochłonięta meczem, ja byłam wpatrzona we Włodarczyka, który wyżywał się na piłce, w skutek czego Skra wygrała 3:0, a on został MVP. Moja siostra poszła mu pogratulować. Nie mogłam patrzeć jak się całują. Był to widok nie do zniesienia. Wiedziałam, że dłużej tego nie zdzierżę. W pośpiechu ubrałam kurtę, zabrałam rzeczy i wręcz wybiegłam z hali.
   Długo włóczyłam się ulicami Bełchatowa. Im bardziej chciałam wyrzucić go ze swojej głowy, tym intensywniej o nim myślałam. Pragnęłam to wszystko powstrzymać, ale pragnienie jego towarzystwa opętało moją duszę. Dałabym wszystko za jedno, ostatnie muśnięcie jego ust... Zniszczyłam sobie życie.
   Kilka dni później odbyła się kolejna kolacja u rodziców. Założyłam sukienkę krótszą niż zwykle, zdecydowanie bardziej odważną. Przemek nie mógł oderwać ode mnie wzroku. Jednak coraz gorzej znosiłam jego rękę na swoim ciele. Przechodził mnie zimny dreszcz, gdy tylko mnie całował i to nie było przyjemne. Na prawdę starałam się naprawić nasze relacje. Chciałam go ponownie pokochać, ale uznałam, że na efekty trzeba czekać. Nie mogłam się poddać. Przecież ten związek budowaliśmy wiele lat.
   Gdy dotarliśmy na miejsce, o dziwo, Wojtek i Kornelia już byli. Zdarzyło się pierwszy raz, żeby moja siostra się nie spóźniła. Sam fakt jak pokazywała na każdym kroku, że jej zależy, był niczym wbijanie noża w serce. Widząc jak na niego patrzy, jak całuje, jak dotyka, miałam ochotę powyrywać jej wszystkie włosy. To nie było normalnie. Nie wiem co się ze mną stało. Jednak sądziłam, że nasze rozstanie będzie dużo łatwiejsze. Miałam też nadzieję, że Włodarczyka jakoś to obejdzie, ale on zachowywał się jakby nic się nigdy nie stało. To bolało najbardziej.
- Maja, wszystko w porządku?- spytała mama troskliwie. Uświadomiłam sobie jak beznadziejnie wypadłam. Chciałam pokazać co stracił. Nie mam pojęcia skąd się u mnie wzięło to pragnienie, ale czułam nieodpartą potrzebę, pokazania przyjmującemu, że ze mną jak najbardziej wszystko w porządku.
- Myślę o ślubie. Jest jeszcze tyle spraw do ruszenia, a ja nie wiem jak to ogarnąć. Ale poradzimy sobie, prawda kochanie?- zwróciłam się do Przemka i pocałował go w usta. Przez ułamek sekundy, widziałam jak Wojtek zaciska szczękę. Czyli jednak.... Po prostu grał przede mną takiego obojętnego. Skoro chciał się zabawić to postanowiłam zrobić prawdziwe przedstawienie. Kleiłam się do narzeczonego tego wieczora, jak nigdy. Udawałam zakochaną po uszy i wszyscy to łyknęli. Przemek kupił w drodze do domu jakieś wino, chcąc kontynuować nasz wieczór. Jednak po wyjściu od rodziców straciłam całą swoją motywację.
   Gdy już leżeliśmy w łóżku, Przemek zaczął mnie całować. Na początku w usta, potem po szyi. Próbowałam się jakoś włączyć, ale kiedy włożył mi rękę pod bluzkę, nie mogłam tego zrobić.
- Nie- powiedziałam i odtrąciłam jego rękę.
- Dlaczego?- spytał zdezorientowany.
- Nie mam ochoty- stwierdziłam.
- Ostatnio ty na nic nie masz ochoty!- wkurzył się i wstał z łóżka.- Wiesz od jak dawna nie uprawialiśmy seksu?!
- I to jest dla ciebie ważne?!- również się podniosłam.- Ile razy mnie przelecisz?!
- To jest odzwierciedleniem tego co się między nami dzieje! Zastanów się nad sobą!
- Nie będziesz się po mnie wydzierał w środku nocy- oznajmiłam i wyszłam z sypialni, biorąc wcześniej jakieś wygodne rzeczy/
- No tak, wyjdź, to ostatnimi czasy lubisz robić najbardziej.
   Ignorując jego osobę, wyszłam z domu. Nie mogłam prowadzić auta. Ruszyłam przed siebie, nie obierając konkretnego celu. Jednak dopiero po jakiejś godzinie, dotarło do mnie, że idę w stronę bloku przyjmującego. Zupełnie bez sensu. Przemek miał prawo być na mnie zły. Starał się tak mocno, a ja za każdym razem go odpychałam. Dzisiaj czułam jakbym zdradzała Włodarczyka, co już w ogóle się kupy nie trzymało. Najgorsze w tym wszystkim, że nie miałam dokąd pójść. Przez całą noc włóczyłam się po mieście, po parku. Dopiero nad ranem wróciłam do domu i położyłam się na dwie godziny spać. Musiałam iść do pracy. Pech chciał, że już na parkingu spotkałam mojego siatkarza.
- Widzę, że ostro wczoraj zabalowaliście- warknął.- Krótszej sukienki, to już nie mogłaś wczoraj założyć co?
- Kornelia miała krótszą!- broniłam się. Zatkało go. Nie wiedział co mi miał odpowiedzieć.
- Zachowywałaś się jak nastolatka, udając w nim tak zakochaną- powiedział po chwili.
- Widocznie poskutkowało, skoro ze mną o tym rozmawiasz- rzuciłam na odchodne i poszłam do budynku.
   Tyle dobrze, że praca pochłonęła mnie całkowicie. Pierwszy raz był taki nawał obowiązków. Postanowiłam po 14 wyjść coś zjeść, jak na ironię, wtedy kończył się trening skrzatów. Poszłam do pobliskiego sklepu, kupić coś do jedzenia. Kiedy wracałam była pogrążona we własnych myślach. Nie zwracałam kompletnie uwagi na otoczenie.
- Maja! Uważaj!!!!!- usłyszałam czyjś krzyk. Odwróciłam głowę i zobaczyłam pędzące w moją stronę auto. Wpadło w poślizg, a kierowca nie mógł nad nim zapanować. Czas się zatrzymał. Nie mogłam się ruszyć. Sparaliżował mnie strach. Choć się bałam, nie mogłam zrobić nic, żeby uciec od niebezpieczeństwa. Nagle poczułam jak ktoś własnym ciałem usuwa mnie z toru samochodu. Upadłam na ziemię i byłam przygnieciona przez czyjś ciężar. Byłam w szoku. Kiedy podniosłam lekko głowę, zobaczyłam zatroskaną twarz Włodarczyka. Podniósł się, a potem pomógł mi wstać.
- Nic ci się nie stało?!- spytał przerażony.- Boże jak ja się bałem- przyznał z ulga i przytulił mnie, ale po chwili wypuścił mnie ze swych objęć, jakby nieco skrępowany. Momentalnie znaleźli się obok nas jeszcze inni zawodnicy, którzy jeszcze nie wrócili do domu. Samochód zatrzymał się przed krawężnikiem. Kierowca w pośpiechu odjechał.
- Maja, wszystko ok?- spytał Karol.
- Tak, nic mi nie jest.
- Odwieźć cię do domu?
- Nie trzeba, dziękuje. Mam jeszcze dużo pracy. Naprawdę chłopaki nic mi się nie stało.
   Nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy. Nie mogłam nawet wykrztusić głupiego "dziękuje". Jak dziecko schowałam się w swoim gabinecie. Nie byłam w stanie się już skupić na pracy. Gdy już  mogłam wracać do domu, czułam, że sprawa sprzed kilku godzin  nie jest załatwiona. Powinnam była podziękować, cokolwiek, a nie zostawić go tak bez słowa. Pojechałam do niego prosto z hali. Miałam wielkie obawy jak to się skończy. Nogi mi się trzęsły, gdy pukałam do jego drzwi.
- Co ty tu robisz?- spytał.
- Mogę wejść?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Wpuścił mnie do środka i poszliśmy do salonu.- Przepraszam, że nie podziękowałam dzisiaj za ratunek. Dziękuje....
- Nie ma sprawy- rzucił chłodno. Nie było już w nim tej czułości co kilka godzin wcześniej. Siedzieliśmy kilka minut w ciszy i wiedziałam, że mogę tylko na to liczyć.
- Pójdę już- powiedziałam i wstałam, ale wtedy nieoczekiwanie się odezwał.
- Możesz mi to wyjaśnić?!
- Ale co?
- Dlaczego zerwałaś i to przez sms?! Poczułem się jakby ostatnie tygodnie nic dla ciebie nie znaczyły więc chce chociaż wyjaśnień.
- Kornelia przyszła do mnie i powiedziała, że cię kocha. Ja już nie potrafię dłużej ich ranić. To mnie niszczy. Ona cię kocha rozumiesz?!- podeszłam do.okna.- Sam powiedziałeś, że to tylko sex, że ci nie zależy. Kiedyś to musiało się skończyć...
- Babskie pieprzenie!- również się uniósł i podszedł do mnie.
- Słucham? Ty nie wiesz co się że mną działo przez ostatnich kilka tygodni! Nie mogę jeść, nie mogę spać. Kiedy widzę jak ona cię na ciebie patrzy to mam ochotę wszystkie włosy jej wyrwać!- Nie panowałam nad sobą. Nie zauważyłam jak łzy zaczęły spływać mi po policzkach.
- Myślisz, że mi jest łatwo?! Dostaję szału na samą myśl, że on może cię dotknąć!- podszedł do mnie.- Mam ochotę go zabić, kiedy widzę, że cię całuje...- powiedział już łagodniej.- Nie wytrzymuję już tego...- przyznał i oparł swoje czoło o moje.- Zależy mi na tobie... Nie  mogę cię stracić. Zrobię wszystko. Nawet ją dla ciebie zostawię, tylko powiedz... Ale nie zostawiaj mnie...
Wtuliłam się w niego z całej siły. Jego słowa wstrząsnęły mną dogłębnie. Płakałam w jego ramionach, a on całował mnie co chwilę.
- Dla mnie to strasznie trudne- przyznałam.
- Dam ci czas, nie będę naciskać, ale nie odchodź...
   Byłam zdruzgotana. Co miałam zrobić? Na nic nie mogłam się zdecydować. Któregoś musiałam zostawić. Niezależnie do tego co zrobię kogoś zranię......


-------------------------------------
Wystarczy odrobinę grozy wprowadzić i od razu sie uaktywniacie xd
Rozdział nie trzyma się kupy, ale mam pewną rzecz na głowię i kompletnie nie mogę się skupić.
Mam też wiadomość dla anonima, który sie pytał czy znam Wojtka i Maję osobiście....
Drogi anonimie, to jest opowiadanie fan fiction. Wszystko to jest zmyślone i nigdy takie zdarzenia nie miały miejsca. Maja jest zmyślona, ja ją wymyśliłam.... Chyba że rozumiem twoje pytanie zbyt dosłownie, nie wiem. Jednak takie wydarzenia nie miały miejsca.
Rozdziały są co sobotę dla tych którzy nie wiedzą ;)
Pozdrawiam i do następnego <3
p.s Najgorsze przed nami xd :*