Obudziłam się dopiero przed południem. Przyjmujący w dalszym ciągu smacznie sobie spał. Podniosłam się z łóżka najdelikatniej jak mogłam, aby go nie obudzić i na paluszkach podreptałam do łazienki żeby wziąć prysznic. Gorąca woda wprawiła mnie w rewelacyjny nastrój. Na półce znalazłam żel pod prysznic czekoladowy. Uniosłam lekko brwi, w zdziwieniu. Ktoś miał świetny gust. Otworzyłam tubkę i powąchałam zawartość. Zapach był zniewalający. Nalałam trochę żelu na rękę i zaczęłam wsmarowywać w ciało. Tego poranka, każdy malutki szczegół przyprawiał mnie o uśmiech. Kiedy skończyłam poranną toaletę, czułam się rześko jak nigdy. Zeszłam do kuchni, żeby przygotować jakieś śniadanie. Zajrzałam do lodówki, wypełnionej po brzegi. Zdecydowałam się na prostu omlet z szynką i serem. Po chwili usłyszałam, jak Wojtek schodzi po schodach, jak podchodzi do mnie, a następnie poczułam jak zamyka mnie w swoich ramionach, a głowę kładzie mi na ramieniu.
- Wyspałeś się?- spytałam z uśmiechem.
- Ani trochę, jest stanowczo za wcześnie- odpowiedział, zaspanym głosem.
- Mogłeś jeszcze spać- powiedziałam ze śmiechem.
- Głód wypędził mnie z łóżka. Nieziemsko pachniesz- wymruczał mi do ucha. Zaczął składać pocałunki na mojej szyi. Odchyliłam głowę do tyłu i przygryzłam lekko wargę. Jego ręce, wkradły się pod moją bluzkę i błądziły po moim brzuchu. Odsunęłam go lekko od siebie i pokręciłam głową z uśmiechem.
- Panie Włodarczyk, nie ma pan dość?
- Ciebie, nigdy- powiedział i chciał mnie znowu pocałować, ale trochę samokontroli nam nie zaszkodzi, więc zrobiłam szybki unik.
- Brudne myśli o to od samego rana, nie ładnie, nie ładnie...
- Idę wziąć prysznic, Przyłączysz się?- spytał, ale w odpowiedzi pokręciłam głową.
Po wspólnie spędzonym śniadaniu poszliśmy na spacer. Szliśmy w ciszy. Dla mnie to oznaczało jedno- ponowne myślenie nad tym co powinnam zrobić. Zachowywałam się jak samolubna suka. Raniłam ich oboje i wciągnęłam w swoje kłamstwa innych ludzi, którzy nie powinni być w to wmieszani. Po powrocie musiałam podjąć decyzję. To trwa stanowczo za długo.
- Co chcesz dzisiaj dzisiaj robić?- z zamyślenia wyrwał mnie głos Włodarczyka.
- A jakie mam opcje?
- Moglibyśmy pojechać na narty?- zaproponował.
- Zgoda, ale uprzedzam, że sporty zimowe to nie moja bajka.
- Nauczę cię, spokojnie, mała- mrugnął do mnie.
Nie śpiesząc się, wróciliśmy do domku, a stamtąd pojechaliśmy na stok do Szczyrku. Wypożyczyliśmy sprzęt i wyciągiem ruszyliśmy na stok. Zmroziło mi krew w żyłach. Jak ja niby miałam bezpiecznie zjechać?! Stop! Nie dajmy się ponieść panice. Przecież nie będzie tak źle.
Próbowałam się uspokoić i odrobinę mi się to udało. Patrzyłam na ludzi jak zjeżdżali na nartach i jeden mężczyzna zaliczył niezłą glebę, a następnie przekoziołkował jeszcze kilka metrów. Posłałam przyjmującemu przerażone spojrzenie, a on bezceremonialnie zaczął się ze mnie śmiać.
- Spokojnie, patrz wstaje, nic mu nie jest- objął mnie ramieniem i pocałował w skroń.
Kiedy przyszło nam zjeżdżać, siatkarz przez kilkanaście minut tłumaczył mi jak skręcać hamować, trzymać pozycję i różne takie. Kolejne 10 minut zajęło mu nakłonienie mnie do pierwszego podejścia. Jak na początkującą poszło mi całkiem nieźle. Zaczęłam bardzo powoli w skutek czego, Wojtek czekał na mnie na końcu stoku kilka minut. Zjechaliśmy jeszcze kilka razy i szło mi coraz lepiej. Ostatni zjazd najbardziej zapadnie mi w pamięci. Chciałam trochę zaszaleć i nie wyszło mi to na dobre. Nabrałam za dużej prędkości i nawet Wojtek został w tyle. Niestety straciłam kontrole nad swoim ciałem. Przednią nartą zahaczyłam o coś, w wyniku czego poleciałam do przodu. Zaczęłam staczać się ze stoku.
- Wojtek!- pisnęłam. Zgubiłam po drodze kijki i jedną nartę. Upadłam ostatecznie boleśnie na tyłek. Syknęłam z bólu.
- Maja, nic ci się nie stało?!- obok mnie zmaterializował się przyjmujący.
- Chyba nic poważnego- powiedziałam, a on odetchnął z ulga i zaczął się ze mnie po raz kolejny śmiać.- Wstawaj, idziemy coś zjeść- pomógł mi się podnieść ze śniegu.
- Przepraszam, to chyba twoje?- podał mi moją nartę i kijki jakiś młody narciarz.
- Tak, dziękuję, ci bardzo.
- Dla takiej pięknej kobiety wszystko- uśmiechnął się do mnie i puścił mi oczko, kompletnie ignorując Włodarczyka. Następnie odwrócił się i zjechał w dół stoku. Na moją twarz wkradł się rumieniec.
- NATYCHMIAST stąd spadamy- warknął Wojtek i dla odmiany to ja się zaczęłam z niego śmiać. W duchu cieszyłam się, że jest o mnie zazdrosny.
Trafiliśmy do karczmy i złożyliśmy swoje zamówienia. Tego wieczora miała być góralska muzyka na żywo. Byłam oczarowana całym wieczorem, jak i wyjazdem.
- Zatańczymy?- spytał mnie Włodarczyk, kiedy skończyliśmy jeść. Nie czekał na moją odpowiedź, tylko porwał mnie na parkiet. To w nim kochałam- tą spontaniczność. U Przemka nie było na takie rzeczy miejsca. Ja nie byłam osobą, która miała w zwyczaju działać pod wpływem impulsu i dlatego potrzebowałam kogoś kto pociągnie mnie za sobą.
Nasz wyjazd dobiegał końca. Ignorowałam telefony Przemka. Nie mogłam z nim rozmawiać. Czułam się przytłoczona tą sytuacją. Musiałam kogoś wybrać. Musiałam z któregoś zrezygnować i pozwolić mu ułożyć sobie życie.
Niedzielnego wieczora wróciliśmy ze spaceru z nad jeziora. Tym razem to Włodarczyk był strasznie zamyślony. Rozpalił w kominku, a ja zrobiłam sobie herbatę i usiadłam na kanapie, opatulając się kocem. Po niedługiej chwili siatkarz się do mnie dołączył.
- Jesteś dzisiaj taki nieobecny- zaczęłam.
- Nie chce mi się wracać do tej popieprzonej sytuacji- wyjaśnił tylko. Wyzywałam się w myślach tysiąc razy. Nawet Wojtek cierpiał. Po powrocie musiałam to rozwiązać. Trzeba to skończyć.
W poniedziałek rano obudził nas budzik. Było mi stanowczo za gorąco, a to przez przyjmującego, który tak mocno mnie do siebie tulił. Przez całe śniadanie, a następnie powrót do Bełchatowa, prawie w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy. Daleko nam było do radosnych nastrojów w piątek. Jechaliśmy kilka godzin, a każde z nas było zagłębione w swoich myślach. W końcu samochód siatkarza, zatrzymał się niedaleko mojego bloku. Siedzieliśmy kilka minut w ciszy.
- Powinnam już iść- powiedziałam niemal szeptem.- Dziękuje za weekend.
Uśmiechnął się smutno w odpowiedzi. Pocałowałam go krótko w usta i niemalże wybiegłam z samochodu. Nie mogłam go tak wodzić za nos. Nie zasłużył na to. Żaden z nich na to nie zasłużył.
Miałam to szczęście, że mojego narzeczonego jeszcze nie było w domu. Gdy patrzyłam poprzednio na telefon miałam do niego 14 nieodebranych połączeń i kilka wiadomości. Nie chciałam teraz o tym myśleć. Szybko się odświeżyłam, przebrałam i od razu pojechałam do pracy. Zdziwiłam się, kiedy na parkingu zobaczyłam Olę.
- Hej- zaczęłam z uśmiechem, ale jej mina szybko starła mi ten uśmiech z twarzy.
- Możesz mi wyjaśnić co wy robicie?!- była wkurzona nie na żarty.
- Nie rozumiem...
- Nie udawaj!- prychnęła.- Maja, naprawdę starałam się ciebie zrozumieć i wspierać bo każdy potrzebuje przyjaciół, ale to co zrobiliście tym razem przechodzi wszelkie pojęcie! Nie dość, że mnie wplątaliście w te kłamstwa, co mi cie cholernie nie podoba, to nic! Ale kurwa- zaczęła przeklinać, co tylko podkreślało, jak bardzo jest na mnie zła- Nie odbierałaś telefonów od swojego narzeczonego i zgadnij do kogo dzwonił i kto musiał wymyślać jakieś niestworzone historie, żebyś nie wpadła?!
- Nie wiedziała...
- Proszę cię, nie rób z siebie ofiary, bo mogłaś o tym pomyśleć! Dopóki tego nie rozwiążesz ja nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Przykro mi, ale to mnie wykańcza- powiedziała, wsiadła w samochód i odjechała. W oczach miałam łzy. Ją też zraniłam. Mogłam odebrać te pieprzone telefony!
Przez całe zajście w pracy nie mogłam się skupić. Zraniłam każdego kogo mogłam. Ile jeszcze osób musiało ucierpieć, żebym wreszcie coś z tym zrobiła? Wszystkie czynności wykonywałam automatycznie. W głowie miałam jedną wielka pustkę. Gdy już mogłam wyjść z biura, nie zrobiłam tego. Siedziałam jeszcze tam dobrą godzinę, próbując coś zadecydować. I w końcu podjęłam ostateczną decyzję. Nie mogłam czekać. Musiałam załatwić tą sprawę jak najszybciej zanim opuści mnie cała odwaga....
Perspektywa Wojtka. 4 godziny później...
Weekend z Mają był fantastyczny. Miałem nadzieję, że szybko rozwiąże się ta gówniana sytuacja, bo nie dobrze ona na mnie wpływała. Na treningach nie mogłem się skoncentrować. Myślami byłem kompletnie, gdzie indziej. Chciałem po ciężkim dniu pobyć trochę sam, ale do mieszkania wpadła Kornelia.
- Cześć kochanie!- rzuciła mi się na szyję.- Tęskniłam za tobą.
- No, cześć- odpowiedziałem chłodno. Nie potrafiłem już nawet udawać, że mi zależy.
- Wszystko ok?
- Jestem bardzo zmęczony. To wszystko.
- Idź odpocząć, a ja zrobię coś do jedzenia.
Westchnąłem i poszedłem na kanapę. Włączyłem telewizor, bezmyślnie się w niego wpatrując. W przeciwieństwie do Mai, ja nie miałem wyrzutów sumienia. Nie jestem typem takiej osoby. Zapłaciłbym każdą cenę za te chwile, które razem przeżyliśmy. Pierwszy raz poczułem coś prawdziwego. Pierwszy raz nie udawałem.
- Halo?- usłyszałem jak Kornelia rozmawia przez telefon, a potem jak coś się roztrzaskuje. Zerwałem się i ruszyłem do kuchni. Blondynka była blada jak ściana, a w oczach miała łzy.- Mamo co ty mówisz? Jak to? Gdzie? Zaraz będziemy!
- Co się stało?- spytałem, ona podeszła i się we mnie wtuliła.
- Maja, jest w szpitalu. Spadła ze schodów i roztrzaskała głowę. Właśnie ją operują. Doszło do pęknięcia czaszki- wyrzuciła z siebie, szlochając.
- Jedźmy tam natychmiast!
"Tylko nie moja Maja. Nie teraz. Proszę nie ! To się nie może tak skończyć. Potrzebuję ją."
Nie byłem zbyt pobożny. Pierwszy raz od nie pamiętam, kiedy modliłem się, żeby jej nic nie było. Wpadliśmy do szpitala, a tam już był zdruzgotany Przemek i rodzice dziewczyn.
- Co z nią?
- Operacja zaraz się skończy. Nie ma zagrożenia życia. Tyle wiemy- wydusił z siebie jej ojciec.
- Co się w ogóle stało?- spytałem.
- Wróciłem z pracy, a ona leżała na klatce... Wokół niej tyle krwi.... Przywiozłem ją tu natychmiast...
- Nie martw się. Maja wyzdrowieje i będziecie mieć piękny ślub- próbowała go pocieszyć Kornelia. Usiedliśmy na krzesełkach, a ona wtuliła się w moje ramię. Czekaliśmy jeszcze godzinę zanim operacja się skończyła.
- Państwo są krewnymi pani Mai Sławińskiej?- podszedł do nas lekarz.
- Tak, co z nią?- spytał się Przemek.
- Pańska narzeczona niefortunnie uderzyła się w głowę. Doszło do pęknięcia czaszki, ale była na tyle szybko operowana, że nie zagrażało to jej życiu. Jednak czy wszystko jest w porządku dowiemy się za kilka godzin jak obudzi się ze śpiączki.
- Dziękujemy za informację- uścisnęła dłoń pani Helena doktorowi.- Możemy ją zobaczyć. Chcielibyśmy być przy niej jak się obudzi...
- No dobrze.
Poszliśmy do sali, gdzie leżała Maja. Była taka blada, krucha. Serce mi pękało jak widziałem ją podpiętą do tych wszystkich aparatów. Pozostało nam tylko czekanie. Czekaliśmy godzinę, dwie, trzy, pięć, żadne z nas się nie poruszyło. Słychać było tylko ciche pochlipywanie jej matki. Po sześciu godzinach Maja poruszyła lekko ręką.
- Budzi się!- wykrzyknął z ulgą pan Zbyszek.- Idę po lekarza- oznajmił i niemal wybiegł z sali. Wszyscy odruchowo podeszliśmy do jej łóżka. Miałem taką ochotę potrzymać ją za rękę, ale niestety robił to jej narzeczony. Musiałam mocno się starać, żeby nie stracić nad sobą panowania, przecież ona nie podjęła decyzji.
- Maja, tak się martwiliśmy!- powiedziała ze łzami w oczach pani Helena.
- Proszę się odsunąć- poprosił lekarz.
- Pani Maju, wie pani, gdzie pani jest?
- Wnioskując po otoczeniu w szpitalu- powiedziała ledwo słyszalnie.- Ale dlaczego?- spytała, ale następne pytania zmroziły mi krew w żyłach.- Kim wy wszyscy jesteście? Kim ja jestem?
----------------------------------------
No to także tego no.... xd Jest pierwsze wielkie buum i zgodnie z zapowiedzią zniszczyłam wszystko xd Jak ja to kocham robić xd
Przepraszam, że tak późno <3
Specjalnie napisane tak, żeby nie było wiadomo kogo wybrała xd A mówię całkiem serio, poważnie rozważane są obie opcje xd
Teraz wszystko się zaczyna od nowa można tak powiedzieć xd
Przepraszam za wszystkie błędy :)
Pytanko dla tych co oglądali mecz Skra vs Sovia bo podobno kibice Sovi zachowali się nie fajnie, ale o co konkretnie chodzi? xd
Rozdział dedykowany Mrówczce <3
Do następnej soboty bajo <3
Po wspólnie spędzonym śniadaniu poszliśmy na spacer. Szliśmy w ciszy. Dla mnie to oznaczało jedno- ponowne myślenie nad tym co powinnam zrobić. Zachowywałam się jak samolubna suka. Raniłam ich oboje i wciągnęłam w swoje kłamstwa innych ludzi, którzy nie powinni być w to wmieszani. Po powrocie musiałam podjąć decyzję. To trwa stanowczo za długo.
- Co chcesz dzisiaj dzisiaj robić?- z zamyślenia wyrwał mnie głos Włodarczyka.
- A jakie mam opcje?
- Moglibyśmy pojechać na narty?- zaproponował.
- Zgoda, ale uprzedzam, że sporty zimowe to nie moja bajka.
- Nauczę cię, spokojnie, mała- mrugnął do mnie.
Nie śpiesząc się, wróciliśmy do domku, a stamtąd pojechaliśmy na stok do Szczyrku. Wypożyczyliśmy sprzęt i wyciągiem ruszyliśmy na stok. Zmroziło mi krew w żyłach. Jak ja niby miałam bezpiecznie zjechać?! Stop! Nie dajmy się ponieść panice. Przecież nie będzie tak źle.
Próbowałam się uspokoić i odrobinę mi się to udało. Patrzyłam na ludzi jak zjeżdżali na nartach i jeden mężczyzna zaliczył niezłą glebę, a następnie przekoziołkował jeszcze kilka metrów. Posłałam przyjmującemu przerażone spojrzenie, a on bezceremonialnie zaczął się ze mnie śmiać.
- Spokojnie, patrz wstaje, nic mu nie jest- objął mnie ramieniem i pocałował w skroń.
Kiedy przyszło nam zjeżdżać, siatkarz przez kilkanaście minut tłumaczył mi jak skręcać hamować, trzymać pozycję i różne takie. Kolejne 10 minut zajęło mu nakłonienie mnie do pierwszego podejścia. Jak na początkującą poszło mi całkiem nieźle. Zaczęłam bardzo powoli w skutek czego, Wojtek czekał na mnie na końcu stoku kilka minut. Zjechaliśmy jeszcze kilka razy i szło mi coraz lepiej. Ostatni zjazd najbardziej zapadnie mi w pamięci. Chciałam trochę zaszaleć i nie wyszło mi to na dobre. Nabrałam za dużej prędkości i nawet Wojtek został w tyle. Niestety straciłam kontrole nad swoim ciałem. Przednią nartą zahaczyłam o coś, w wyniku czego poleciałam do przodu. Zaczęłam staczać się ze stoku.
- Wojtek!- pisnęłam. Zgubiłam po drodze kijki i jedną nartę. Upadłam ostatecznie boleśnie na tyłek. Syknęłam z bólu.
- Maja, nic ci się nie stało?!- obok mnie zmaterializował się przyjmujący.
- Chyba nic poważnego- powiedziałam, a on odetchnął z ulga i zaczął się ze mnie po raz kolejny śmiać.- Wstawaj, idziemy coś zjeść- pomógł mi się podnieść ze śniegu.
- Przepraszam, to chyba twoje?- podał mi moją nartę i kijki jakiś młody narciarz.
- Tak, dziękuję, ci bardzo.
- Dla takiej pięknej kobiety wszystko- uśmiechnął się do mnie i puścił mi oczko, kompletnie ignorując Włodarczyka. Następnie odwrócił się i zjechał w dół stoku. Na moją twarz wkradł się rumieniec.
- NATYCHMIAST stąd spadamy- warknął Wojtek i dla odmiany to ja się zaczęłam z niego śmiać. W duchu cieszyłam się, że jest o mnie zazdrosny.
Trafiliśmy do karczmy i złożyliśmy swoje zamówienia. Tego wieczora miała być góralska muzyka na żywo. Byłam oczarowana całym wieczorem, jak i wyjazdem.
- Zatańczymy?- spytał mnie Włodarczyk, kiedy skończyliśmy jeść. Nie czekał na moją odpowiedź, tylko porwał mnie na parkiet. To w nim kochałam- tą spontaniczność. U Przemka nie było na takie rzeczy miejsca. Ja nie byłam osobą, która miała w zwyczaju działać pod wpływem impulsu i dlatego potrzebowałam kogoś kto pociągnie mnie za sobą.
Nasz wyjazd dobiegał końca. Ignorowałam telefony Przemka. Nie mogłam z nim rozmawiać. Czułam się przytłoczona tą sytuacją. Musiałam kogoś wybrać. Musiałam z któregoś zrezygnować i pozwolić mu ułożyć sobie życie.
Niedzielnego wieczora wróciliśmy ze spaceru z nad jeziora. Tym razem to Włodarczyk był strasznie zamyślony. Rozpalił w kominku, a ja zrobiłam sobie herbatę i usiadłam na kanapie, opatulając się kocem. Po niedługiej chwili siatkarz się do mnie dołączył.
- Jesteś dzisiaj taki nieobecny- zaczęłam.
- Nie chce mi się wracać do tej popieprzonej sytuacji- wyjaśnił tylko. Wyzywałam się w myślach tysiąc razy. Nawet Wojtek cierpiał. Po powrocie musiałam to rozwiązać. Trzeba to skończyć.
W poniedziałek rano obudził nas budzik. Było mi stanowczo za gorąco, a to przez przyjmującego, który tak mocno mnie do siebie tulił. Przez całe śniadanie, a następnie powrót do Bełchatowa, prawie w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy. Daleko nam było do radosnych nastrojów w piątek. Jechaliśmy kilka godzin, a każde z nas było zagłębione w swoich myślach. W końcu samochód siatkarza, zatrzymał się niedaleko mojego bloku. Siedzieliśmy kilka minut w ciszy.
- Powinnam już iść- powiedziałam niemal szeptem.- Dziękuje za weekend.
Uśmiechnął się smutno w odpowiedzi. Pocałowałam go krótko w usta i niemalże wybiegłam z samochodu. Nie mogłam go tak wodzić za nos. Nie zasłużył na to. Żaden z nich na to nie zasłużył.
Miałam to szczęście, że mojego narzeczonego jeszcze nie było w domu. Gdy patrzyłam poprzednio na telefon miałam do niego 14 nieodebranych połączeń i kilka wiadomości. Nie chciałam teraz o tym myśleć. Szybko się odświeżyłam, przebrałam i od razu pojechałam do pracy. Zdziwiłam się, kiedy na parkingu zobaczyłam Olę.
- Hej- zaczęłam z uśmiechem, ale jej mina szybko starła mi ten uśmiech z twarzy.
- Możesz mi wyjaśnić co wy robicie?!- była wkurzona nie na żarty.
- Nie rozumiem...
- Nie udawaj!- prychnęła.- Maja, naprawdę starałam się ciebie zrozumieć i wspierać bo każdy potrzebuje przyjaciół, ale to co zrobiliście tym razem przechodzi wszelkie pojęcie! Nie dość, że mnie wplątaliście w te kłamstwa, co mi cie cholernie nie podoba, to nic! Ale kurwa- zaczęła przeklinać, co tylko podkreślało, jak bardzo jest na mnie zła- Nie odbierałaś telefonów od swojego narzeczonego i zgadnij do kogo dzwonił i kto musiał wymyślać jakieś niestworzone historie, żebyś nie wpadła?!
- Nie wiedziała...
- Proszę cię, nie rób z siebie ofiary, bo mogłaś o tym pomyśleć! Dopóki tego nie rozwiążesz ja nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Przykro mi, ale to mnie wykańcza- powiedziała, wsiadła w samochód i odjechała. W oczach miałam łzy. Ją też zraniłam. Mogłam odebrać te pieprzone telefony!
Przez całe zajście w pracy nie mogłam się skupić. Zraniłam każdego kogo mogłam. Ile jeszcze osób musiało ucierpieć, żebym wreszcie coś z tym zrobiła? Wszystkie czynności wykonywałam automatycznie. W głowie miałam jedną wielka pustkę. Gdy już mogłam wyjść z biura, nie zrobiłam tego. Siedziałam jeszcze tam dobrą godzinę, próbując coś zadecydować. I w końcu podjęłam ostateczną decyzję. Nie mogłam czekać. Musiałam załatwić tą sprawę jak najszybciej zanim opuści mnie cała odwaga....
Perspektywa Wojtka. 4 godziny później...
Weekend z Mają był fantastyczny. Miałem nadzieję, że szybko rozwiąże się ta gówniana sytuacja, bo nie dobrze ona na mnie wpływała. Na treningach nie mogłem się skoncentrować. Myślami byłem kompletnie, gdzie indziej. Chciałem po ciężkim dniu pobyć trochę sam, ale do mieszkania wpadła Kornelia.
- Cześć kochanie!- rzuciła mi się na szyję.- Tęskniłam za tobą.
- No, cześć- odpowiedziałem chłodno. Nie potrafiłem już nawet udawać, że mi zależy.
- Wszystko ok?
- Jestem bardzo zmęczony. To wszystko.
- Idź odpocząć, a ja zrobię coś do jedzenia.
Westchnąłem i poszedłem na kanapę. Włączyłem telewizor, bezmyślnie się w niego wpatrując. W przeciwieństwie do Mai, ja nie miałem wyrzutów sumienia. Nie jestem typem takiej osoby. Zapłaciłbym każdą cenę za te chwile, które razem przeżyliśmy. Pierwszy raz poczułem coś prawdziwego. Pierwszy raz nie udawałem.
- Halo?- usłyszałem jak Kornelia rozmawia przez telefon, a potem jak coś się roztrzaskuje. Zerwałem się i ruszyłem do kuchni. Blondynka była blada jak ściana, a w oczach miała łzy.- Mamo co ty mówisz? Jak to? Gdzie? Zaraz będziemy!
- Co się stało?- spytałem, ona podeszła i się we mnie wtuliła.
- Maja, jest w szpitalu. Spadła ze schodów i roztrzaskała głowę. Właśnie ją operują. Doszło do pęknięcia czaszki- wyrzuciła z siebie, szlochając.
- Jedźmy tam natychmiast!
"Tylko nie moja Maja. Nie teraz. Proszę nie ! To się nie może tak skończyć. Potrzebuję ją."
Nie byłem zbyt pobożny. Pierwszy raz od nie pamiętam, kiedy modliłem się, żeby jej nic nie było. Wpadliśmy do szpitala, a tam już był zdruzgotany Przemek i rodzice dziewczyn.
- Co z nią?
- Operacja zaraz się skończy. Nie ma zagrożenia życia. Tyle wiemy- wydusił z siebie jej ojciec.
- Co się w ogóle stało?- spytałem.
- Wróciłem z pracy, a ona leżała na klatce... Wokół niej tyle krwi.... Przywiozłem ją tu natychmiast...
- Nie martw się. Maja wyzdrowieje i będziecie mieć piękny ślub- próbowała go pocieszyć Kornelia. Usiedliśmy na krzesełkach, a ona wtuliła się w moje ramię. Czekaliśmy jeszcze godzinę zanim operacja się skończyła.
- Państwo są krewnymi pani Mai Sławińskiej?- podszedł do nas lekarz.
- Tak, co z nią?- spytał się Przemek.
- Pańska narzeczona niefortunnie uderzyła się w głowę. Doszło do pęknięcia czaszki, ale była na tyle szybko operowana, że nie zagrażało to jej życiu. Jednak czy wszystko jest w porządku dowiemy się za kilka godzin jak obudzi się ze śpiączki.
- Dziękujemy za informację- uścisnęła dłoń pani Helena doktorowi.- Możemy ją zobaczyć. Chcielibyśmy być przy niej jak się obudzi...
- No dobrze.
Poszliśmy do sali, gdzie leżała Maja. Była taka blada, krucha. Serce mi pękało jak widziałem ją podpiętą do tych wszystkich aparatów. Pozostało nam tylko czekanie. Czekaliśmy godzinę, dwie, trzy, pięć, żadne z nas się nie poruszyło. Słychać było tylko ciche pochlipywanie jej matki. Po sześciu godzinach Maja poruszyła lekko ręką.
- Budzi się!- wykrzyknął z ulgą pan Zbyszek.- Idę po lekarza- oznajmił i niemal wybiegł z sali. Wszyscy odruchowo podeszliśmy do jej łóżka. Miałem taką ochotę potrzymać ją za rękę, ale niestety robił to jej narzeczony. Musiałam mocno się starać, żeby nie stracić nad sobą panowania, przecież ona nie podjęła decyzji.
- Maja, tak się martwiliśmy!- powiedziała ze łzami w oczach pani Helena.
- Proszę się odsunąć- poprosił lekarz.
- Pani Maju, wie pani, gdzie pani jest?
- Wnioskując po otoczeniu w szpitalu- powiedziała ledwo słyszalnie.- Ale dlaczego?- spytała, ale następne pytania zmroziły mi krew w żyłach.- Kim wy wszyscy jesteście? Kim ja jestem?
----------------------------------------
No to także tego no.... xd Jest pierwsze wielkie buum i zgodnie z zapowiedzią zniszczyłam wszystko xd Jak ja to kocham robić xd
Przepraszam, że tak późno <3
Specjalnie napisane tak, żeby nie było wiadomo kogo wybrała xd A mówię całkiem serio, poważnie rozważane są obie opcje xd
Teraz wszystko się zaczyna od nowa można tak powiedzieć xd
Przepraszam za wszystkie błędy :)
Pytanko dla tych co oglądali mecz Skra vs Sovia bo podobno kibice Sovi zachowali się nie fajnie, ale o co konkretnie chodzi? xd
Rozdział dedykowany Mrówczce <3
Do następnej soboty bajo <3
Nicee! Nie spodziewałam się tego, mam nadzieję że Maja odzyska świadomość i będzie happy end, ale znając Ciebie jeszcze troche pożyjemy xdd a co do meczu.. 1Sędziowie byli niesprawiedliwi 2.był taki incydent xd że Falasca dostał czerwoną kartkę, a oni cieszyli się bardziej niż po MŚ no i ogólnie cieszyli się (wyśmiewali) z każdego naszego podknięcia.. Przez te 3 godziny znienawidziłam Soviaków jak Putina cały świat XDDD
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak chaotycznie :D
pozdrawiam ;-*
Czy wszyscy kibice skry muszą zrzucać winę na sędziów? Nawet wasi zawodnicy się wypowiadali, że to nie decyzje sędziego zadecydowały o wyniku meczu, a wy nadal swoje. Jak Falasca dostał czerwoną kartkę nie cieszyliśmy się bardziej niż po zdobyciu MŚ tylko uznaliśmy, że sędzia miał rację, jakby pozwolił na takie zachowanie to wszyscy by mu weszli na głowę i nie mówię tylko o skrze, bo u nas Fabian też dostał kartkę, ale żółtą. Nie wyśmiewaliśmy się z waszego potknięcia tylko cieszyliśmy się z punktów swojej drużyny, każdy kibic tak robi, więc nie rozumiem czemu się czepiacie. Nie okazaliście szacunku dla naszych graczy jak wychodzili na boisko do rozgrzewki, a my waszym tak. Jak piszesz coś to pisz dokładnie, a nie to co jest dla ciebie wygodne.
UsuńJuż wiem czemu od zawsze nienawidzę skierasów. Zawsze wszystko przekształcą pod siebie.
Okej, okej..może pisałam to pod wpływem emocji. Nie rozumiem o co chodzi Ci z tą rozgrzewką...Obie drużyny podchodzą z dystansem do meczu i przeciwnika, każdy musi umieć przegrywać z godnością.Jeśli chodzi o tą czerwoną kartkę to chyba każdy widział "pewne" rzeczy... No ale okej zdarza się ;p "Zawsze wszystko przekształcają pod siebie" mogę prosić łaskawie o przykład?
UsuńChodzi mi o moment, w którym drużyny wybiegały do rozgrzewki. Jak zawsze najpierw wybiegała Skra, a później Resovia jako gospodarz. Gdy wasi zawodnicy wybiegali to my biliśmy brawo, jak nasi gracze wybiegali to wy staliście z założonymi rękami, bo po co odwdzięczyć się tym samym jak można stać z założonymi rękami. Jeśli chodzi o czerwoną kartkę to nawet komentatorzy uznali, że Falasca przegiął, jak to określili "Podskoczył półtora metra ze złości". Nie chce, żeby było, że jako Resoviaczka popieram to, bo Skra straciła punkt. Po prostu uważam, że jakby sędzia pozwolił wejść sobie na głowę to mógłby być w pewnym momencie chaos na boisku.
UsuńZawsze wszystko przekształcają pod siebie: uznajecie, że sędzia był niesprawiedliwy, ale mylił się w obie strony, więc nie możecie na niego zwalić przegranej, wasi zawodnicy sami to powiedzieli.
O kurczę to sie porobiło :( Mam nadzieję, że Maja odzyska pamięć i wszystko sie uloży między nia a Wojtkiem :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńLol nie było tak? Kibice sovi cieszyli się z kazdego punktu i tyle, koniec. A sedzia był cholernie niesprawidiedliwy, fakt, ale to działało w obie strony
OdpowiedzUsuńTak sobie tłumacz ;p
UsuńNieeeeeeeee nie rób mi tego :(
OdpowiedzUsuń:O No nie serio? :O
OdpowiedzUsuńTego się nie spodziewałam! Jak najszybciej dodawaj kolejny rozdział! :D
Jeśli chodzi o mecz to pomimo że bardzo lubię Sovie to muszę przyznać że zachowanie kibiców naprawdę było nie w porządku. Strasznie gwizdalii...
Coś ty zrobiła! !! Maja ma być z Wojtkiem:D Jasne??:D Mam nadzieję, że Mają sobie wszystko przypomni i będzie znowu sielanka. ..:)💟
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam do siebie: http://tocojestwartecenyzawszewartejestwalk.blogspot.com/?m=0
Pozdzrawiam 😘
No to się porobiło...zaskoczyłaś mnie totalnie.
OdpowiedzUsuńJuż miałam pisać, że ten wyjazd to był super pomysł, a tu wypadek.
Oby Maja doszła do siebie i przede wszystkim była z Wojtkiem :D
Zapraszam do siebie na rozdział 5 http://malzenska-loteria.blogspot.com/?m=1
Pozdrawiam :*
Jak przeczytałam moment, w którym było, że ma pękniętą czaszkę to już wiedziałam, że straci pamięć. Ale czuję, że chciała wybrać Wojtka. Rozdział napisany super, chociaż nie do końca szczęśliwy. Nie mogę się doczekać następnego. Pozdrawiam. Paula :D
OdpowiedzUsuńO nieeee, nie rób mi tego! :( Było tak pięknie, a teraz...
OdpowiedzUsuńMaja błagam odzyskaj pamięć!
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!
http://pelniawyobrazni.blogspot.com
Jak zwykle zaskakujesz i to porządnie dziewczyno.
OdpowiedzUsuńNie mogę sobie wyobrazić jak to dalej będzie się działo. Kto zacznie jej wszystko przypominać i czy jeżeli Przemek będzie się tak bardzo starał to ona uzna go za ideał i wezmą ślub? I jak zachowa się Wojtek? Jeny tyle niewiadonych i czekaj tydzień żeby dowiedzieć się czegokolwiek... Nie masz serca :( Ale i tak cię uwielbiam :D
Pozdrawiam ;**
Super rozdział!!! A co do meczu to kibice Sovi zachowywali się jak zawsze, po prostu cieszyli się każdym punktem. Tylko niektórzy kibice Skry chyba specjalnie to źle interpretują...
OdpowiedzUsuńO Maj Gasz !!!!! Co ty zrobiłaś ???!!! Nie mogę uwierzyć, jestem w szoku :O.
OdpowiedzUsuńNiech sobie przypomni najpierw o Wojtku ! Pliiiiiiiiiiiiissssssssss !!!
Brak słów, brak słów ...
Takie zaskoczenie o.O teraz spać nie będę mogła ! hahahaa.
Mam nadzieję, że szybko napiszesz kolejny, bo mnie już zżera z ciekawości haha :*
Pozdrawiam Dooma :)
Zapraszam do mnie na małą informacje :).
Dziewczyno teraz to pojechałaś! Kurdę, dlateczego w takim momencie? Dlaczego teraz? Ona była już tak bliska podjęcia tej decyzji... Coś czuję, że Przemek bd się strał, a ona uzna, że jest idealny i zakończy się ich ślube, a przecież tak nie może być... Ona musi być z Wojtkiem :3 On jest dla niej stworzony <3 Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny :*
Moja kuzynka poleciła mi twój blog twierdząc ,że jest cudny.Nadrobiłam praktycznie wszystkie rozdziały dzisiaj. Stwierdzam ,że naprawdę jest świetny.Tylko dlaczego akurat ta utrata pamięci!? ;c.Kurczę... Maja musi być w Wojtkiem.Czekam z niecierpliwością na następny ;)
OdpowiedzUsuń/Ola ;*
Przeczytałam w dwa dni tego bloga, oraz wcześniejszego i cholera. Nie mogę się doczekać na więcej :D
OdpowiedzUsuńW wolnych chwilach zapraszam na mojego bloga, jednak uprzedzam, dopiero zaczynam
http://pasja-to-nie-wszystko.blogspot.com/
Nieee ona musi być z Wojtkiem!!! Dlaczego teraz jak już miała podjąć decyzje. Bosz dziewczyno dawaj szybko rozdział bo nie wyrobie :*
OdpowiedzUsuńO nie!! :O Jak mnie zaskoczyłaś, nie spodziewałabym się takiego obrotu spraw.
OdpowiedzUsuńA w ogóle dlaczego w takim momencie? :c
Teraz to mam taki mętlik w głowie, że nie wiem co myśleć. Wszystko zacznie się od początku..
Mam nadzieję, że może dzięki temu Maja zakocha się w Włodarczyku i będą razem. Ja innej opcji nie widzę, nie możesz ich rozdzielić.
Pozdrawiam, buziaki! ;*