niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 19

   Obiecałam, że zacznę o siebie dbać. Skłamałam, a raczej nie dotrzymałam danego słowa. Nie umiałam normalnie funkcjonować. To wszystko przerastało mnie z dnia na dzień. Schudłam jeszcze bardziej. Wyglądałam jak chodząca śmierć. Mocno zarysowane kości policzkowe, podkrążone, opuchnięte od płaczu oczy i smutek wymalowany na twarzy, którego nie potrafiłam ukryć. Ten już okropny stan ciała i tak nie odzwierciedlał jeszcze bardziej opłakanego stanu duszy. Gdy znaleźli kogoś na moje miejsce, wszystko jeszcze bardziej się pogorszyło. W moim myślach istniał tylko Włodarczyk. Katowałam się wspomnieniami na wszystkie sposoby. Jedyną rzeczą, która sprawiała, że wychodziłam z domu była praca. Zatrudniłam się w jakimś biurze rachunkowym. Nie miałam problemu z wykonywaniem swoich obowiązków. Byłam jak robot. Zastanawiałam się jak długo jeszcze tak pociągnę. Dodatkowo Przemek był zestresowany oczekiwaniem na badania krwi. Skrupulatnie przestrzegał diety i stosował się do zaleceń lekarza. Widać było jak bardzo jest zestresowany. Jeszcze nie widziałam, żeby się czymś tak martwił. Chciałam, żeby był zdrowy. Nie zasłużył sobie na coś takiego.
- Maja! Jezuie przenajświętszy!- usłyszałam za sobą, gdy wyszłam z biura. Odwróciłam się i zobaczyłam przerażoną Olę. W oczach stanęły jej łzy, a ręka drżała jej z przerażenia. Podeszła do mnie.- Co ty ze sobą zrobiłaś?- spytała szeptem i przytuliła mnie. Nagle miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Zdawałam sobie sprawę, że wyglądam potwornie. Moją niedowagę było widać z daleka.
- Ola, co ty tu robisz?
- Nie myśl, że nie mam ludzi, którzy by mnie nie informowali jak jest naprawdę u ciebie- powiedziała, odrywając się ode mnie.- Wyglądasz nawet nie jak swój cień! Pojedźmy gdzieś usiąść i porozmawiać.
Dziesięć minut później siedziałyśmy w jakiejś kawiarni.
- Mów co się dzieje!- zażądała blondynka.
- Nie radzę sobie. Nie mogę się pogodzić z tym, że pozwoliłam mu odejść. Gdyby nie ten cholerny wypadek- wysyczałam przez zęby.
- Dlaczego nie jesteś z nim teraz?
- Przemek ma podejrzenie o białaczkę. Nie ściemnia. Chodzimy na konsultacje do lekarzy. Jeszcze nigdy nie był tak zdruzgotany...
- I co z tego?
- Jak to co z tego?!- oburzyłam się.
- Nie chcę być okrutna, ale myślisz, że swoim brakiem miłości mu pomożesz? Przecież jeśli jest chory to kiedyś może...
- Umrzeć wiem! I mam go tak zostawić?
- A czy ty chcesz umrzeć? Bo to tego doprowadzasz.
- Nie ma już sposobu, żebym była szczęśliwa- oznajmiłam. 
- Jak nic nie pamiętałaś jak się czułaś przy Przemku, a jak przy Wojtku?
- Gdy Przemek mnie dotykał, chciałam go odtrącić, czułam się jakbym kogoś zdradzała, nie mogłam go znieść. A przy Wojtku to zupełnie coś innego... Nie mogłam się trzymać od niego z daleka.
Ola posłała mi tajemniczy uśmiech, jakby coś kombinowała. Powinnam już wtedy zwęszyć podstęp.

- Słucham?- odebrałam pewnego dnia telefon.
- Hej, dasz radę wziąć w piątek i w poniedziałek urlop w pracy?- usłyszałam Olę.
- Raczej tak. Mam nadgodziny wyrobione. A czemu pytasz?
- To bierz. Zabieram cię do Zakopanego i bez wymówek!
- Mam jakiś wybór?
- Hm, niech pomyślę... Nigdy w życiu!- zaśmiała się.- Mam nadzieję, że nie pożałujesz- usłyszałam jej zbyt poważny ton i to dało mi do myślenia. Zachowywała się zbyt podejrzanie.
- Coś kręcisz, ale nieważne. Kiedy wyjeżdżamy?
- W ten czwartek.
- Ale to za dwa dni!
- Oj, nie narzekaj. Wierzę w ciebie. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia- pożegnałam się i rozłączyłam.
- Kto to?- obok mnie zmaterializował się Przemek.
- Ola, chce ze mną jechać do Zakopanego. Właściwie nie miałam się jak wykręcić- uśmiechnęłam się lekko pod nosem.
- Trochę odpoczynku ci si przyda- uśmiechnął się ciepło do mnie. 
W pracy bez większych przeszkód udało mi się załatwić urlop. Pojechałam z Przemkiem do Decathlonu kupić odpowiednie obuwie do chodzenia po górach. Dlatego w czwartek po pracy byłam zwarta i gotowa, żeby wyruszyć. 
- Baw się dobrze- powiedział Przemek i czule pocałował na pożegnanie.
- A ty się nie martw tymi wynikami. Na pewno będziesz zdrowy- próbowałam jakoś go pocieszyć. 
- Miejmy nadzieję. No, jedźcie ostrożnie.
Wsiadłam do auta Oli i odjechałyśmy spod naszego bloku.
- Naprawdę źle się czuję z tym, że jutro on odbiera te wyniki, a mnie nie będzie.
- Musisz odpocząć. Z resztą znowu schudłaś! Z tyłu mam sałatkę i kanapki. Natychmiast coś zjedz!- zażądała. Zrezygnowana zrobiłam co mi kazała. Nie miałam się co z nią kłócić. Z resztą wyglądała jakby się czymś stresowała.
- U ciebie wszystko gra?- spytałam. Ona zawsze martwiła się moimi problemami.
- Mam nadzieję.  Z resztą wszystko okaże się na miejscu.
- O czym ty mówisz?
- No jak będzie wyglądał... Nasz hotel- zaczęła coś kręcić. Dałam spokój tematowi. I siłą bym z niej nic nie wyciągnęła. Po kilku godzinach dotarłyśmy na miejsce. Było już ciemno.
- No i jesteśmy!- odezwała się z ulgą. GPS to dobra rzecz. Wiesz co zamelduj się już w pokoju. Jest na twoje nazwisko a ja skoczę do sklepu, ok? Rozbolała mnie głowa.
- Jechać z tobą?
- Nie idź się rozpakuj, zajmij łazienkę. Pójdzie nam wszystko potem sprawniej.
- No dobrze- zgodziłam się niepewnie. Wyciągnęłam z bagażnika walizkę. Gdy go zamknęłam, dopiero stwierdziłam, że nie widziałam walizki Oli. Co ona kombinuje? Muszę z nią koniecznie pogadać jak wróci. Nie byłam w hotelu a raczej pensjonacie. Właścicielem był góral, który pomógł mi z bagażem i dał klucze do pokoju. Weszłam i niemal od razu padłam na łóżko. Dziewczyna Kłosa dość długo nie wracała. Jednak po pół godzinie zadzwoniła.
- No, gdzie ty jesteś? Zgubiłaś się czy jak?- zaśmiałam się lekko.
- Mam nadzieję, że nie będziesz na mnie zła... Ja naprawdę chciałam dobrze. Po prostu nie mogę patrzeć jak cierpicie- powiedziała przepraszająco do słuchawki. W tle usłyszałam Kłosa i podniosłam się z łóżka.
- O czym ty mówisz?- spytałam. W tym samym momencie do pokoju wszedł Włodarczyk, gdy mnie zobaczył stał jak skamieniały. Rozłączyłam się i wpatrywałam przerażona w osobnika, stojącego przede mną.
- Maja, co ty tu robisz?- spytał zszokowany.
- Przyjechałam z Olą. Co ty tu robisz?- zaatakowałam jego.
- Przyjechałem z Karolem, ale poszedł po coś do sklepu.
- Chyba jest ze swoją dziewczyną w samochodzie- wskazałam na telefon.  Usiadłam na łóżku. Wojtek zaraz znalazł się obok mnie. 
- Schudłaś, znowu- warknął oskarżycielsko.
- Takie życie. 
- Na dole jest restauracja, chodź- wziął mnie za rękę i wyprowadził z pokoju.
Zjedliśmy kolejny raz w milczeniu. Nie mogłam uwierzyć w to co bełchatowska para zaplanowała. Z jednej strony byłam oburzona, ale z drugiej moje serce biło szybciej, kiedy on siedział obok. Po niecałej godzinie wróciliśmy do naszego WSPÓLNEGO pokoju. Gdy zamknęły się za nami drzwi coś we mnie pękło.
- Przepraszam, ale ja już tego dłużej nie zniosę- wyszeptałam, a Włodarczyk posłał mi pytające spojrzenie. Wręcz rzuciłam mu się na szyję, wpijając się w jego usta. Nie mogłam już się powstrzymać. Tak bardzo mi go brakowało. Bez dalszej zwłoki zaczęłam ściągać z niego bluzkę. Nie wiem skąd u mnie narosła taka żądza. Wojtek nie pozostał mi dłużny i również zaczął pozbawiać mnie części garderoby. Nim się spostrzegłam wylądowaliśmy w łóżku, gdzie daliśmy upust naszej tęsknocie, zasypiając dopiero nad ranem.
   Już dawno nie spałam tak dobrze. Budząc się czułam się wypoczęta jak nigdy. Spojrzałam na drugą stronę łóżka, która była pusta. Czyżby to był tylko piękny sen? Rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam swój biustonosz i męską koszulkę. Uśmiechnęłam się pod nosem, czyli on tutaj naprawdę był. Założyłam czystą bieliznę i koszulkę przyjmującego. Po kilku sekundach zobaczyłam w drzwiach jej właściciela. Posłał mi niepewne spojrzenie. Bał się mojej reakcji? Niepotrzebnie. Chciałam się nim nasycić, wiedząc, że po powrocie będę jeszcze bardziej cierpieć. Pragnęłam wykorzystać każdą chwilę, dlatego z tą myślą, podeszłam do Wojtka i obdarowałam go namiętnym pocałunkiem. Czułam jak jego usta układają się w uśmiech.
- Nie mogę uwierzyć w to, że tu jesteś- powiedział, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- Jestem i nigdzie się nie wybieram.
- Wybierasz- oznajmił stanowczo i odepchnął mnie lekko od siebie. Spojrzałam na jego rozgniewaną twarz i zalała mnie fala paniki.- Na śniadanie, Muszę cię podtuczyć- oznajmił, a ja odetchnęłam z ulgą.- A ty myślałaś, że co?- spytał, a mnie zatkało. Zaśmiał się cicho.- Nigdzie cię nie puszczę- obiecał przyciągając mnie do siebie i całując w czubek głowy.

-------------------------------------------------------------
Proszę na poprawę humoru <3 Rozdział słodki macie tylko dzięki mojej przyjaciółce Bystrej, która przekonała, żebym Wam trochę odpuściła, także wiele jej zawdzięczacie bo szykowałam katastrofę xd Ale wszystko w swoim czasie. Dlatego ten rozdział dedykowany właśnie jej, Mrówce i Pati :) Kocham Was <3
Powodzenia jutro bo w końcu poniedziałek ;)
Przepraszam za błędy
Jeszcze raz zapraszam na http://only-i-want-is-you.blogspot.com/2015/03/prolog.html
Moje nowe opowiadanie o Wojtku Ferensie, mam nadzieję, że będziecie ze mną :)
Do soboty ;)

sobota, 28 marca 2015

Rozdział 18

   Trudno było mi patrzeć na rozpacz Kornelii, wiedząc, że to ja jestem przyczyną jej nieszczęścia. Musiałam coś z tym zrobić. Nie mogłam się bezczynnie przyglądać. Nie zważając po raz kolejny na konsekwencje, pojechałam do mieszkania Włodarczyka. Gdy zaparkowałam auto, zawahałam się czy wchodzić czy nie. Jednak, pragnęłam coś w tej sprawie zrobić. Wyszłam do odpowiedniej klatki i wzięłam głęboki oddech nim nacisnęłam dzwonek. Chciałam sprawiać wrażenie mocno wściekłej, ale gdy zobaczyłam jego przygnębioną twarz mój ambitny plan runął. W pierwszej chwili myślałam nad tym, by wpaść mu w ramiona i za wszystko przeprosić.
- Maja- powiedział cicho, a w jego oczach zobaczyłam nadzieję.
- Mogę wejść? Musimy porozmawiać- oznajmiłam. Wpuścił mnie do środka. Mieszkanie odzwierciedlało nastrój przyjmującego. Gdy zobaczyłam puste butelki po alkoholu aż zaniemówiłam. I to wszystko moja wina.
- Przecież ty nie pijesz w trakcie sezonu...- rzuciłam mu spanikowane spojrzenie.- Nie możesz tak się niszczyć!
- Ty też nie wyglądasz najlepiej. Z resztą co cię obchodzi mój stan? Zostawiłaś mnie...
- I dlatego rzuciłeś Kornelię? Z zemsty?
- Byłem z nią, żeby być blisko ciebie. Teraz to już nie ma sensu.
- Nie możesz...
- Wszystko mogę. A teraz wyjdź- zażądał oschle.- Nie patrz tak na mnie. Nie chcesz mnie więc daj mi spokój- powiedział, nie patrząc na mnie. Zabolało. Przełknęłam głośno ślinę. Powstrzymując łzy, wyszłam najszybciej jak mogłam z mieszkania. Zachowywał się jakby mnie nienawidził. Ta myśl była nie do zniesienia. Wiedziałam, że nie zasłużyłam na nic dobrego. Jednak przyzwyczaiłam się do jego delikatności wobec mojej osoby. Potem ten idealny obraz zepsuł jeden incydent w jego salonie. Nadal trochę się go bałam, ale jednocześnie tęskniłam za jego dotykiem, nawet za jego obecnością. Ta sytuacja była znacznie trudniejsza niż sądziłam. Musiałam przetrwać za wszelką cenę.
   Pojechałam do centrum, gdzie z Olą umówiłam się na kawę. Potrzebowałam się komuś wyżalić. Rozmowa z przyjmującym strasznie mną wstrząsnęła.
- Maja, wyglądasz okropnie- stwierdziła na wstępie.- Schudłaś, masz sińce pod oczami i naprawdę nie pamiętam, kiedy się uśmiechałaś.
- Przejdzie mi... W końcu. Prawda?
- Słuchaj, nie popierałam tego co robiliście, ale gdy straciłaś pamięć to Wojtek zawrócił ci w głowie.
- Przed wypadkiem wybrałam chyba Przemka- broniłam się.
- Chyba?
- Powiedział mi, że przyznałam się do zdrady i dlatego zmieniliśmy datę ślubu. To dlatego teraz chodzimy na terapię. Podejrzewam, że ktoś mnie zepchnął ze schodów...
- Zaraz... Ty chyba nie myślisz, że to Wojtek?- dopatrzyła na mnie wzrokiem pełnym niedowierzania.- Chryste, Majka! Jak możesz? Wojtek cię kocha.
- Skąd mogę o tym wiedzieć? Powiedział mi to kiedyś? Nie!- broniłam się.
- Słowa bez czynów są puste. Przemek powtarzał ci, że cię kocha, ale czułaś to?- spytała, a mnie zatkało.- No właśnie. Przemyśl to jeszcze raz. Może i on udaje silnego i niewzruszonego, ale wiedz, że nie wiem czy kiedykolwiek tak cierpiał.
   Rozmowa z przyjaciółką tylko namieszała mi w głowie. Tak jak wcześniej byłam pewna swojej decyzji, tak teraz wróciłam do punktu wyjścia. Przez następne kilka dni zastanawiałam się czy aby na pewno postąpiłam dobrze. Tak bardzo tęskniłam za Włodarczykiem. Jego widok rozbijał moje serce na małe kawałeczki. Wracając pewnego dnia do domu nieco wcześniej, usłyszałam coś co zmieniło moje spojrzenie na całą sprawę. Weszłam zamyślona do swojego mieszkania i usłyszałam skrawek rozmowy Przemka z jakimś mężczyznom.
- Przepiszę ci leki, wprowadzisz dietę i potem skieruję cię na badania krwi. Te wyniki nie muszą oznaczać białaczki- kiedy usłyszałam słowo "białaczka" zmroziło mi krew w żyłach. Nie, nie, nie! Nie może być chory!
- Dziękuje, Kamil.
- Nie martw się na zapas. Do zobaczenia- nasz gość wyszedł z salonu i dopiero teraz poznałam naszego znajomego.- O, Maja- był zakłopotany.
- Białaczka?- wyszeptałam.
- Porozmawiaj z nim- powiedział tylko i zostawił nas samych. Z wielkim wahaniem poszłam do pokoju, w którym przebywał mój narzeczony.
- Więc słyszałaś...- stwierdził unikając mojego wzroku. Usiadłam obok niego i położyłam głowę na jego ramieniu.
- Damy radę. Nie martw się. Nie zostawię cię z tym- oznajmiłam z przekonaniem. Los w okrutny sposób pokazał mi ścieżkę, którą mam podążyć. Nie mogłam go w takiej sytuacji opuścić. Musiałam z nim być. Dlatego też następnego dnia w pracy napisałam swoje wymówienie. Nie potrafiłabym pracować w tym miejscu i patrzeć na Wojtka. On nie mógł już być nigdy mój. A kiedyś na pewno kogoś pozna i nie zniosę widoku innej kobiety obok niego. Wyszłam z gabinetu i gdy zamykałam drzwi, kartka z wymówieniem wypadła mi z ręki i poleciała kilka metrów korytarzem. Poszłam ją podnieść, ale ubiegł mnie Włodarczyk. Spojrzał na pismo, które trzymał i na jego twarzy zagościł szok.
- Wymówienie?- spytał.- Nie, nie możesz- pokręcił głową.
- Muszę- powiedziałam, starając się być niewzruszona na jego błagalny ton. Wziął mnie za rękę i zaprowadził do biura, z którego przed chwilą wyszłam.
- Dlaczego?- podszedł do mnie na tyle blisko, że czułam jego oddech.
- Wojtek, to nie ma sensu. Katujemy się nawzajem. Ja już nie daję rady- przyznałam się, a mój głos zaczął drżeć. Z całych sił tłumiłam szloch i pragnienie wtulenia się w jego ramiona.
- Proszę, nie odchodź, nie na zawsze- oparł swoje czoło o moje i zamknął oczy. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach, a on starł je swoimi kciukami. Tak bardzo brakowało mi jego dotyku. Wciąż czułam lekki strach, ale nie dałam mu dojść do głosu. Moje podejrzenia odeszły w niepamięć. Chciałam delektować się tą krótką chwilą. Po chwili nasze spojrzenia się spotkały i tak jak wiele razy przedtem sprawiło to, że przyjmujący złączył nasze usta. Pozwoliłam na to. Wiedziałam, że to prawdopodobnie ostatni raz, kiedy mogę czuć jego wargi na swoich. Pocałunek był tęskny, był jak niespełniona obietnica. Nie miałam ochoty go przerwać, ale ktoś to musiał zrobił i byłam to ja. Położyłam swoje ręce na jego klatce piersiowej, lekko go odpychając.
- Wojtek muszę dać ci wolność. Chcę żebyś był szczęśliwy.
- Będę szczęśliwy tylko z tobą- przekonywał, ale pokręciłam głową.
- On ma podejrzenie o białaczkę- powiedziałam w końcu. Włodarczyka wyraźnie zatkało.- Nie mogę go zostawić chociaż to ciebie kocham- wyszeptałam. Pocałowałam go ostatni raz i wybiegłam, zostawiając go samego. Dlaczego to dotarło do mnie tak późno? Gdybym zdecydowała się na wszystko wcześniej, możliwe, że teraz bylibyśmy szczęśliwi. Dla mnie sprawa była przegrana. Poszłam prosto do gabinetu prezesa, by złożyć swoje wymówienie.
- Pani Maju, ja nie rozumiem- był zszokowany.- Źle się pani u nas czuje?
- Nie skąd! To sprawy osobiste... Oczywiście, będę pracować dopóki nie znajdzie pan kogoś na moje miejsce.
- Żałuję, ale rozumiem.
- Przepraszam pana, jednak nie mam innego wyjścia.
- Nie mam żalu. Nie wszystko da się zaplanować- posłał mi krzepiący uśmiech. Wyszłam z gabinetu i wzięłam głęboki oddech. Nie sądziłam, że to będzie aż tak trudne. Teraz musiało być już tylko lepiej... Prawda?

   Nie prawda. Nie było mi ani odrobinę lżej. Z dnia na dzień czułam się coraz gorzej. Nie mogłam jeść, nie mogłam spać, nie mogłam normalnie funkcjonować. Bywało, że przez kilka dni nie miałam nic do jedzenia w ustach. Najgorsze, że wcale mi to nie przeszkadzało. W ciągu niecałych trzech tygodni straciłam prawie 5 kg. To nie było zdrowe ani normalne. Dbałam o Przemka jak mogłam, starając się mu wszystko wynagrodzić. Chodziliśmy na terapię, ale ja już nic nie czułam. Nie potrafiłam patrzeć na niego jak kiedyś, ani poczuć do niego nic więcej prócz litości i poczucia winy. Przyjmujący już na zawsze skradł moje serce, ale on nie mógł być mój. Miałam nadzieję, że z czasem nauczę się kochać Przemka.
   Pewnego dnia będąc w pracy, czułam jak mi słabo. Musiałam coś zjeść. Nie jadłam od 2 dni nic a nic. Postanowiłam pójść do sklepu choćby po jakąś bułkę. Idąc korytarzem, trzymałam się jedną ręką delikatnie ściany. Słyszałam jak siatkarze wychodzą z szatni.
- O, cześć, Maja!- zawołał, Karol.
- Hej- odpowiedziałam, siląc się na uśmiech. Poszłam dalej, nie chcąc, żeby ktoś zobaczył mnie w takim stanie.
- Wszystko w porządku?- zawołał za mną.
- Tak, dziękuje.- Nie było w porządku. Przez moje ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze. Nagle zaczęłam szybko oddychać. Przystanęłam na moment, opierając się o ścianę. Przed oczami miałam czarne plamy.
- Maja?- Karol zaczął iść w moją stronę. Przestałam mieć czucie w nogach. Zakręciło mi się w głowie i świat nagle przestał istnieć. Upadłam na ziemię. Ogarnęło mnie uczucie nicości, któremu chciałam się poddać. Ono było tak kuszące. Nie czułam nic. Było jak wyzwolenie od moich problemów.
- Maja?- Czy ktoś mnie woła? Ale po co? Jednak było w tym głosie tyle troski, że chciałam go ponownie usłyszeć.- Maja, wróć do nas.- Muszę walczyć, chcę być z nim. Ale jak mam się przeciwstawić temu co pochłonęło mnie bez reszty? Zaczęłam wracać do rzeczywistości. Czułam jak ktoś delikatnie poklepuje mój policzek. Uniosłam delikatnie powieki. Obraz był strasznie zamazany.
- Maja, słyszysz mnie?- popatrzyłam na człowieka, który się nade mną pochylał i moje serce momentalnie zaczęło bić szybciej.
- Wojtek? Co się stało?
- Zemdlałaś.
- Może zanieśmy ją do doktora- usłyszałam kogoś. Rozejrzałam się wokół i stwierdziłam, że zrobiłam świetne widowisko, gdyż wokół mnie znalazło się jeszcze kilku innych siatkarzy.
- Spróbuje wstać- oznajmiłam. Z dużo pomocą Włodarczyka, podniosłam się, ale niemal natychmiast straciłam równowagę i wylądowałam w jego ramionach.
- Nie tak szybko, zaniosę cię- powiedział. Bez żadnego wysiłku wziął mnie na ręce i zaczął iść w kierunku gabinetu drużynowego lekarza.- Schudłaś- stwierdził sucho.
- Zdaje ci się.
Przyjmujący odstawił mnie do pokoju i wyszedł najszybciej jak tylko mógł. Niestety nie obeszło się bez stanięcia na wadze.
- 49 kilo?!- nie mógł uwierzyć.- Pani jest za chuda! Chce pani wpaść w anoreksję?
- Nie, to nie tak!- zaczęłam się bronić.- Ostatnio po prostu się za bardzo stresuję i mój organizm tak na to działa.
- Nie zdołam pani pilnować, ale musi pani przytyć. To naprawdę nie są żarty. Proszę już dziś wrócić do domu. Najlepiej jeśli ktoś by panią odwiózł. Zaraz powiem Wojtkowi- chciałam zaprotestować, ale już był za drzwiami. Wrócił po kilku minutach.- Za pół godziny kończą trening, więc proszę na niego poczekać. I najlepiej jakby zrobiła pani badania krwi.
- Dobrze, dziękuje.
Miałam jakiś wybór? Nie. Zrezygnowana, wróciłam do gabinetu po swoje rzeczy i cierpliwie czekałam na przyjmującego.
- Możemy już jechać- oznajmił na wstępie, przychodząc po mnie. W milczeniu poszłam za nim na parking. Czułam się okropnie nie zręcznie. Gdy siedzieliśmy już w aucie, widziałam, jak ogromnie jest na mnie zły.
- Przepraszam, nie chciałam robić ci kłopotu. Mogłam sama wrócić...
- I ty myślisz, że to mnie w tym momencie martwi? Że muszę cię odwieźć? Może mi powiesz, co ty dzisiaj jadłaś?
- Nic- powiedziałam cicho, a jego wbiło w fotel.
- Świetnie a wczoraj?
- Też nic- mój głos był niewiele mocniejszy od szeptu. Nerwowo zerknęłam na jego dłonie, które mocno zacisnęły się na kierownicy.
- Przedwczoraj?- wydusił z siebie.
- Jogurt w pracy.
- Majka, co ty sobie myślisz?! Nie możesz tak robić!- zatrzymaliśmy się przed jakąś restauracją. Ścisnął lekko moją dłoń i popatrzył na mnie błagalnie.- Musisz o siebie zadbać.
Weszliśmy do środka i Włodarczyk zamówił dla mnie podwójny obiad. Stwierdził, że nigdzie się nie ruszymy dopóki tego nie zjem. Dopiero wtedy poczułam, że jestem potwornie głodna i pochłonęłam wszystko w oka mgnieniu. Wyraźnie mu ulżyło, ale atmosfera między nami dalej była napięta. Tak bardzo cieszyłam się, że jest obok i tak bardzo cierpiałam, powstrzymując się, by go nie dotknąć. Modliłam się o szybki powrót do domu, gdyż jeszcze moment a rzuciłabym mu się na szyję.
- Obiecaj, że będziesz dbać o siebie- poprosił, gdy staliśmy pod moim blokiem. Spuściłam wzrok. Poczułam jak chwyta moją twarz w swoje dłonie, zmuszając mnie bym spojrzała mu w oczy.- Obiecaj- zażądał tym razem.
- Obiecuje-  wyszeptałam, a on się złamał. Przyciągnął mnie do siebie i złączył nasze usta w gorącym, tęsknym pocałunku. Nie potrafiłam mu się oprzeć. Tak bardzo mi tego brakowało. Potrzebowałam kilku minut, by się opamiętać.
- Nie, stop!- odepchnęłam go lekko od siebie.
- Maja, ja cię...
- Nie mów tego- położyłam dłoń na jego ustach. Nie chciałam usłyszeć tych słów, wiedząc, że nigdy nie będzie mi dane być z nim.- Nie możemy, Wojtek. Przepraszam- powiedziałam i wybiegłam z samochodu. Dlaczego to było takie trudne?

--------------------------------------------------------------------
Maja jak widać ma kłopoty sama ze sobą. Czy dotrzyma obietnicy?
Mówiłam, że skomplikuje jeszcze bardziej sytuację xd Teraz to ma swoje powody by zostać przy narzeczonym xd
Przepraszam za błędy ;)
I zapraszam : http://only-i-want-is-you.blogspot.com/2015/03/prolog.html
Do następnej soboty ;*

niedziela, 22 marca 2015

OŚWIADCZENIE

Pewien Anonim, któremu dziękuje, doniósł mi, że ktoś kopiuje moje pomysły i rzeczywiście. Weszłam na tego bloga i jest w nim głowna bohaterka- Kornelia, jest Wojtek i nachalny narzeczony, który naciska na ślub, ku aprobacie jej matki. Na dodatek dziewczyna jest dobrze zorganizowana, chce zebrać doświadczenie w pracy. Jej narzeczony w przypływie złości, rzucał wszystkim w salonie. Czy nie brzmi podobnie? Dla mnie tak.Mogę być przewrażliwiona, ale ten blog, to, że piszę, a także Wasze komentarze pozwalają mi uwierzyć w siebie ( a mam bardzo niską samoocenę). Dlaczego o tym piszę? Bo nie oddam bez walki, czegoś nad czym tyle pracowałam. Czuje się okropnie na ten moment. Czy nie lepiej napisać i wymyślić coś co nie jest idealne, ale jest tylko Nasze? Moja historia jest pełna niedociągnięć, ale jest MOJA, jest dla mnie jak lekarstwo na to co mnie otacza i ja tego nie oddam bez walki.
Ponadto wiem, że ta dziewczyna czyta mojego bloga. Cieszę się z tego, ale wybacz... Nie pozostawię tego tak.
Możecie mnie zbluzgać i zwyzywać, ale będę bronić tego co jest dla mnie ważne.

sobota, 21 marca 2015

Rozdział 17

   Kazałam mu odejść. Tak po prostu... I to własnie tak miało się skończyć? Dla tych 3 miesięcy naraziłam na rozpad coś co budowałam kilka lat? Niestety... Nie widziałam przyszłości z Włodarczykiem. Przemek był jaki był, ale nigdy się go nie bałam. A w mieszkaniu przyjmującego naprawdę przez moment myślałam, że coś mi zrobi i ten strach na dobre zakorzenił się w mojej duszy i nie zamierzał jej opuszczać prędko.
   Następnego dnia wiedziałam, że muszę stawić czoło swoim problemom. Nie mogłam tak żerować na dobroci Oli i Karola.
- Dziękuje wam za pomoc.
- Co teraz zrobisz?- spytała zmartwiona blondynka.
- Na razie wrócę do domu... Dzięki jeszcze raz. Do zobaczenia.
- Dzwoń w razie czego- dziewczyna przytuliła mnie na pożegnanie.
- Odwiozę cię- zaoferował się Kłos, a ja posłałam mu wdzięczne spojrzenie. Nie miałam chęci pałętać się taksówkami albo autobusami. Przez całą drogę żadne z nas się nie odezwało. Nie miałam siły nawet prowadzić rozmowy z grzeczności, a środkowy to uszanował.
- Dziękuje za podwózkę- powiedziałam cicho.
- Maja- zatrzymał mnie chłopak, gdy naciskałam klamkę.- Jeśli mogę coś powiedzieć to, że Wojtek nigdy by cię nie uderzył. Wiesz o tym, prawda?
- Przepraszam, ale mam mętlik w głowie. Ja muszę się z tym uporać.
   Kiedy weszłam do mieszkania wiedziałam, że czeka mnie kolejny trudny moment. Sama nawarzyłam sobie tego piwa.
- Gdzie byłaś?- spytał Przemek.
- U Oli i Karola- zdjęłam kurtkę i buty.
- Jak mogłaś tak zniknąć? Wiesz na jakiego idiotę wyszedłem?
- Cóż... Było mnie posłuchać. Nie będę twoją zabawką, którą możesz sterować. Chyba musimy poważnie porozmawiać- oznajmiłam i poszłam do salonu, wiedząc, że ruszy za mną.
- Wszystko pamiętasz?- spytał cicho.
- Nie pamiętam ostatniego dnia przed wypadkiem. Jakim prawem mnie okłamywałeś, że między nami wszystko w najlepszym porządku?!
- Popatrz jak ty się zachowujesz. Myślałem, że sobie wszystko przypomniałaś i...
- I będę bez zająknięcia się podporządkowywać? Nie wydaje mi się. Ja się zmieniłam. Nie będę już nigdy więcej twoją kukiełką.
- O czym ty mówisz w ogóle? Zachowujesz się nieracjonalnie. W najlepszym wypadku się ze mą kłócisz, a inaczej wychodzisz nie wiadomo, gdzie i wracasz jak dobrze pójdzie na następny dzień! Tak ma wyglądać nasze małżeństwo?
- Nie zwalaj całej winy na mnie! Ty niby jesteś idealny?
- A co ja takiego robię? Próbuje ratować, to co budowaliśmy tyle lat!
- Ta rozmowa nie ma sensu, póki nie zobaczysz, że też nie jesteś nieskazitelny- wstałam z kanapy i poszłam do sypialni.
- No tak, jak zwykle. Wyjdź...- usłyszałam jeszcze za sobą.

   Kolejnego dnia musiałam zmierzyć się z następnym osobnikiem, który czekał na parkingu. Specjalnie zaparkowałam po drugiej stronie i szybkim krokiem udałam się do budynku. Nie byłam przygotowana na tę konfrontację. Wpadłam jak szalona do biura, zamykając za sobą drzwi. Próbowałam uspokoić oddech. Musiałam wziąć się w garść. Byłam w pracy i na tym powinnam się skupić. Ściągnęłam kurtkę i usiadłam za biurkiem. Nie mogłam zawalić jedynej stałej części mojego życia. Z tą myślą wzięłam się za swoje obowiązki. Czas nieubłaganie płynął. Ani się obejrzałam, a musiałam opuścić biuro. Zamknęłam drzwi i poszłam do wyjścia. Na szczęście udało mi się go nie spotkać. Musiałam dokładnie przemyśleć sobie wszystko.

- Już jestem- zawołałam w przestrzeń własnego mieszkania.
- Chodź, już nakładam obiad- usłyszałam z kuchni. Zrobił obiad? Coś nowego. Zjedliśmy w ciszy, która była niezwykle mi ciążyła.
- Dziękuje- powiedziałam po skończonym posiłku i wstałam z miejsca, by posprzątać na stole.
- Zostaw to i usiądź. Chciałbym porozmawiać- oznajmił.- Wiem, że kogoś masz- powiedział, a mi zmroziło krew w żyłach.- Nie próbuj zaprzeczać... Powiedziałaś mi przed wypadkiem. Przyznałaś się, że miałaś romans, ale chcesz go skończyć i wszystko między nami naprawić. Zmieniliśmy dlatego datę i ślubu i dlatego też cię okłamywałem, żeby wszystko było jak kiedyś. Ale to się znowu dzieje, a ja nie mam na to siły. Nie chce wiedzieć kto to, ale sam sobie z tym nie poradzę. Nie, kiedy ty nie chcesz współpracować. Możemy to naprawić- przekonywał mnie,- Ale sami nie damy rady. Chodźmy na terapię, na cokolwiek, byleby to uratować- mówił patrząc mi w oczy, z których płynęły łzy. Nie miałam siły nawet zaprzeczać. A więc wtedy wybrałam jego...- Musisz mi pomóc, dobrze?- spytał, a ja jedynie pokiwałam głową. Po chwili podszedł do mnie i przytulił mnie, a ja zaniosłam się szlochem. Mój "związek" z Wojtkiem był skazany na porażkę od samego początku.
   Przez kolejne dni starałam się jak mogłam, by stare czasy wróciły. Znaleźliśmy nawet terapeutę. Było to niezmiernie dziwne, opowiadać o naszych relacjach. Czułam się jak na spowiedzi. Mieliśmy od nowa budować zaufanie. Musieliśmy ponownie siebie poznać. Udawałam, że wszystko jest okej, ale z dnia na dzień czułam się coraz gorzej. Nic mnie nie cieszyło. Były dni, kiedy przychodziłam z pracy i wpatrywałam się w sufit, leżąc na łóżku. To nie oznaczało nic dobrego. Wiedziałam że jest ze mną coraz gorzej.
- Maja!- usłyszałam za sobą, gdy wychodziłam z pracy. Przymknęłam na chwilę oczy i przyśpieszyłam kroku. Rzuciłam szybkie do widzenia ochroniarzowi i prawie pobiegłam do samochodu.- Maja!- ktoś szarpnął moją rękę, a moją głowę po raz kolejny zaatakowało wspomnienie.

Byłam na swojej klatce schodowej. Cała we łzach. Nie wiedziałam czy postąpiłam dobrze, ale w końcu podjęłam decyzję.
- Maja, stój!- ktoś szarpnął mnie. Potknęłam się i spadłam ze schodów. Ogromny ból zaatakował moją głowę. Popatrzyłam na twarz osobnika, ale nie mogłam jej rozpoznać. Była cała zamazana.

   Nabrałam powietrza do płuc. Spojrzałam na Wojtka, oczyma pełnymi strachu, Czy to on mnie zepchnął?
- Puść mnie- poprosiłam. Byłam cała roztrzęsiona.
- Maja, nigdy bym cię nie skrzywdził!
- Czyżby? Nawet gdybym ci powiedziała, że wybieram Przemka?
- Nawet wtedy...
- Nie wierzę ci. Zepchnąłeś mnie z tych schodów?
- Co?! Jak możesz tak myśleć?
- To nie odpowiedź... Przed wypadkiem prosiłam Przemka, żebyśmy przełożyli datę ślubu na wcześniejszą... Musiałam go wybrać i ktoś mnie zepchnął.
- Jak możesz myśleć, że to ja?- w jego oczach widziałam cierpienie, ale dla mnie wszystko ułożyło się w logiczną całość. 
- Daj mi spokój. Zerwałam z tobą. Muszę nauczyć się żyć bez ciebie- powiedziałam, a ona zamarł w bezruchu. 
- Nie zostawiaj mnie...- jego prośba poruszyła moje serce, które krzyczało " Nie zostawiaj go! Nie zostawiaj go!"
- Przykro mi, ale tak musi być...- wyrwała rękę z jego lekkiego uścisku. Wsiadłam szybko do samochodu i odjechałam. Nie ruszył się nawet o centymetr. Westchnęłam głośno. Podjęłam decyzję i musiałam się jej trzymać. Nie mogłam po raz kolejny zepsuć wszystkiego.
   Dni mijały, a mój stan się pogarszał. Przestałam mieć ochotę na cokolwiek. Nikogo to nie obchodziło. Tylko Ola pytała się o przyczynę mojego nastroju, ale co ja jej mogłam odpowiedzieć? Kazałam przyjmującemu odejść i widziałam jak go to załamało i przy okazji sama wpadałam w depresję. Jednak tak musiało być. Nigdy nie miałam prawa go mieć. Był chłopakiem mojej siostry i powinnam się trzymać od nich z daleka. Ale nie spodziewałam się, że Wojtek zrobi coś czego ja nie zdołam przewidzieć. Pewnego wieczoru, ktoś zapukał do naszych drzwi. Gdy je otworzyłam, zobaczyłam zdruzgotaną Kornelię.
- Co się stało?- spytałam, wpuszczając ją do mieszkania.
- Wojtek ze mną zerwał- powiedziała i zaniosła się szlochem. Zmroziło mi krew w żyłach. Zaprowadziłam siostrę na kanapę. Zbierało mi się na płacz, wiedząc, że to ja jestem przyczyną jej nieszczęścia. - Powiedział mi, że nie może ze mną być, bo kocha inną- wyrzuciła z siebie i zaczęła przeraźliwie płakać. Nie mógł tego zrobić! Nie panowałam już nad sobą i po moich policzkach również pociekły słone krople. Dlaczego ja jej to zrobiłam?

------------------------------------------
 Przepraszam za jakość i długość, ale po pierwsze nie miałam czasu po drugie jakoś mi nie szło pisanie tego rozdziału ;/ Kompletnie nie jestem z niego zadowolona.
Przepraszam za błędy.
Możliwe, że w przyszłym tygodniu rozdział pojawi się nie w sobotę, a w niedzielę. Mam strasznie dużo nauki i nie wiem czy zdążę go napisać, dlatego uprzedzam wcześniej, że może się tak zdarzyć, aczkolwiek nie musi.
Z kim widzę się jutro na hali pod Dębowcem? ;)
Jeszcze raz przepraszam za jakość...
Pozdrawiam i do przyszłego tygodnia ;)

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 16

- Wojtek...- wypowiedziałam to imię jak największą deklaracje miłości wprost do jego ust.- Pamiętam cię- powiedziałam i spojrzałam w jego oczy, gdzie tańczyły dwie radosne iskierki.
- Maja, tak się bałem...- przyznał i ponownie złączył nasze usta w rozpaczliwym, tęsknym pocałunku.
- Bałeś się?- spytałam odrywając się od niego, by zaczerpnąć tchu.
- Okropnie... Że sobie nie przypomnisz... Że wszystko przepadło, ale zachowywałaś się jakbyś gdzieś w środku pamiętała- powiedział, a ja pocałowałam go po raz kolejny.
- Jak mogłeś mi nie przypomnieć!- zaczęłam ponownie drażliwy temat. Powinieneś za to dostać prawy sierpowy!- rzuciłam tonem urażonej dziewczyny.
- Bałem się, że odejdziesz. Nawet nie wiesz jak inaczej się zachowywałaś.
- Nie puszczaj mnie- poprosiłam.
- Nigdy- zaśmiał się.
- Poważnie. Rzuciłam w ciebie butami i zimno mi w stópki- zaśmialiśmy się oboje.
- Jedźmy do mnie. Nie chcę tam wracać- poprosił, a ja pokiwałam głową, cały czas będąc w jego objęciach. 
- Trzeba im coś powiedzieć. To będzie podejrzane...
Postawił mnie na ziemie i podał mi buty, które natychmiast założyłam. Dobra rada: Nigdy nie rzucajcie butami w kogoś ze złości, jeśli jest zimno, mokro, albo wokół jest pełno śniegu.
- Masz klucze od mojego mieszkania. Weź taksówkę i czekaj na mnie. Odwiozę ją do domu i przyjadę. Załatwię to jak najszybciej się da- pocałował mnie i popędził do mieszkania Kłosa. Pierwsze odszukałam torebkę. Co mnie podkusiło, żeby nią rzucać? Skarciłam się za swoją głupotę. Taryfą podjechałam pod blok przyjmującego. Teraz wszystko układało się w logiczną całość. Nie wiem jakim cudem, ale choć nie posiadałam wspomnień to u niego szukałam ratunku.
   Weszłam do mieszkania i zamknęłam drzwi. Ściągnęłam buty i poszłam usiąść na kanapie. To był szalony sylwester, którego świętowałam w trzecim miejscu. Musiałam wiele przemyśleć. Cieszyłam się, że wspomnienia w wielkiej części wróciły, ale wciąż brakowało wielu elementów. Na przykład, nie pamiętałam powrotu z Bielska, ani niczego co było później. Po jakiejś półtorej godzinie, usłyszałam dzwonek do drzwi. Zerwałam się z kanapy i poszłam otworzyć. 
- No w końcu jestem- powiedział na powitanie przyjmujący i wpił się w moje usta.- Tak bardzo tęskniłem.- O tak doskonale znałam to uczucie. Czułam się jakby mnie wieki nie całował. Nie było czasu na badanie własnych ciał. To była potrzeba wspólnego wyżycia się. Czym prędzej w drodze do sypialni, nie odrywając się od siebie pozbyliśmy się części garderoby. Liczył się ten jeden moment. Było tylko jego ciało tak blisko mojego, jego ręce na mojej skórze, jego spragnione pocałunki.
   Rano, kiedy uniosłam powieki moją głowę zaatakował silny ból. Syknęłam i zamknęłam ponownie oczy. Poczułam jak ktoś delikatnie gładzi mnie po policzku i uśmiechnęłam się lekko.
- Wstawaj. Przyniosłem coś na głowę.- Z niewielką pomocą podniosłam się do pozycji siedzącej i popiłam wodą dwie tabletki.
- Dziękuję- powiedziałam, ale położyłam się z powrotem, robiąc przyjmującemu miejsce obok siebie. Natychmiast znalazł się przy mnie, całując mnie lekko w skroń. Uśmiechnęłam się i ponownie odpłynęłam w lekki sen. Obudziłam się po godzinie. Obok mnie leżał Włodarczyk z przygotowanym śniadaniem.
- No proszę. Jak chcesz potrafisz być słodki. Kto by pomyślał- powiedziałam sennie, uśmiechając się do niego. Wtulił twarz w moje włosy.
- Oj, potrafię- wymruczał mi do ucha. Położył ręce na moim brzuchu, ale momentalnie się wzdrygnęłam i zaśmiałam.
- Przestań, mam łaskotki!- zaczęłam piszczeć, ale mogłam sobie prosić. Przyjmujący nie chciał zaprzestać swojej czynności. Wierciłam się tak, że wywaliłam całe śniadanie przygotowane przez Wojtka na siebie, w skutek czego byłam cała w czekoladzie.
- Patrz co narobiłeś.
- Zaraz to naprawię- obiecał i zaczął całować mój brzuch. Westchnęłam głośno. Wiedział jak mnie podejść. Zaczął pocałunkami wchodzić wyżej aż w końcu jego usta natrafiły na moje. Byliśmy sobą tak nienasyceni. Ponownie włączyły się moje wyrzuty sumienia, które od siebie natychmiast odrzuciłam. Chciałam się nim nacieszyć. Miałam go dla siebie przez tę jedną krótką chwilę.

- Rozwaliliśmy śniadanie- odezwałam się pierwsza po naszych chwilach uniesienia. Zaśmiał się cicho.
- Co poradzę, że nie mogę ci się oprzeć?
- Burczy mi w brzuszku- pożaliłam się.
- Hmm?
- Dyskretnie daje ci do zrozumienia, żebyś zrobił mi śniadanko. Ale tym razem z nim tu nie przychodź- oznajmiłam. Zaśmiał się cicho.
- Według życzenia- pocałował mnie w policzek i poszedł do kuchni. Rozejrzałam się po sypialni w poszukiwaniu torebki. Nie mogłam jej zlokalizować. Nałożyłam na siebie wczorajsze ubrania. Usłyszałam swój telefon. Poszłam za dźwiękiem i dotarłam do salonu. Na wyświetlaczu zobaczyłam imię swojego narzeczonego. Poczułam jak żołądek zaciska mi się z nerwów. Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Tak?
- Gdzie ty jesteś?! Od wczoraj odchodzę od zmysłów!
- Nagle cię interesuje, gdzie jestem?
- Zawsze mnie to interesuje- westchnął.
- Okłamałeś mnie.
- W czym?
- Pomyślmy... We wszystkim!- syknęłam do słuchawki.- Zapewniałeś mnie jak to między nami nie było wspaniale, a tymczasem było zupełnie na odwrót.
- Przypomniałaś sobie?
- Owszem! I wiem, że się ciągle kłóciliśmy.
- Chciałem dobrze. Przecież ostatnio było lepiej. Spędziliśmy razem noc i...
- Wspólnie spędzona noc nie jest wyznacznikiem udanego związku- warknęłam do słuchawki przerywając mu w pół zdania i wyłączyłam się.
- Wspólnie spędzona noc?!- podskoczyłam w miejscu, słysząc za sobą głos Włodarczyka. Obróciłam się i zobaczyłam jego wściekłą twarz.- Spałaś z nim?- warknął przez zaciśnięte zęby. Jeszcze nigdy nie widziałam takiego szału w jego oczach. Byłam nie na żarty przerażona. Usiadłam na kanapie, a on zajął miejsce na jej drugim końcu.- Odpowiedz mi.
- Tak...
- Kurwa!- krzyknął. Wstał gwałtowanie i kopnął w szklany stół, w skutek czego przewrócił się i częściowo rozbił. Siedziałam jak na szpilkach. Nigdy nie widziałam go w takiej furii.- Jak mogłaś?!- zwrócił się do mnie.
- Jak co mogłam?! Nic nie pamiętałam!- również się podniosłam.
- Poszłaś z facetem do łóżka, którego znałaś kilka dni, tylko dlatego, że ci powiedział, że jest twoim narzeczonym?!
- Jakoś ci to wcześniej nie przeszkadzało!
- My to zupełnie co innego!- uderzył pięścią w ścianę i wiszący na niej obraz spadł na podłogę.
- Wojtek, uspokój się, proszę...- chciałam jakoś zapanować nad jego gniewem.
- Uspokój się?! Chyba sobie żartujesz!- krzyknął. Wziął doniczkę z kwiatkiem i rzucił nią o ziemię. Cofnęłam się w kąt. W oczach miałam łzy. Cała trzęsłam się ze strachu. Oddychał bardzo szybko i głośno. Próbował nad sobą zapanować. Wlepiłam w niego swoje przerażone spojrzenie. Bałam się choćby poruszyć. Bałam się cokolwiek zrobić. Bałam się JEGO! Po kilku minutach popatrzył na mnie i trochę go to otrzeźwiło.
- Nie!- krzyknęłam przerażona, gdy zrobił krok w moją stronę.- Nie zbliżaj się do mnie...
- Maja....
- Nie! Żadne Maja. Nie podchodź.- Wyminęłam go, cały czas trzymając się ściany i pobiegłam do drzwi.
- Maja, porozmawiajmy!- zdążył jeszcze za mną krzyknąć. Gdy zatrzasnęłam za sobą drzwi, do moich uszu dotarł dźwięk tłuczonego szkła. Wybiegłam z bloku przyjmującego. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Z kim ja się związałam? Niewiele myśląc, wzięłam taksówkę i pojechałam do mieszkania Karola i Oli. W niecałe pół godziny później dzwoniłam już do ich drzwi.
- Co się stało?- przeraziła się na mój widok blondynka, natychmiast wpuszczając mnie do środka.
- Mogę dzisiaj u was zostać? Nie mam gdzie pójść.
- No jasne! Ale co się dzieje? Wyglądasz potwornie! Weź prysznic, pożyczę ci jakieś ciuchy. Spróbuj się trochę uspokoić.
Poszłam za radą przyjaciółki i doprowadziłam się go względnego porządku. Gorąca woda ukoiła nieco moje nerwy, dzięki czemu mogłam spróbować wyjaśnić, dlaczego zjawiłam się niespodziewanie w ich mieszkaniu. Ola zaprowadziła mnie do salonu i dała kubek gorącej herbaty.
- A teraz na spokojnie, co się stało?
- Kiedy straciłam pamięć było dziwnie.
- Znaczy, że już wszystko pamiętasz?- wtrącił się Kłos, a ja pokiwałam lekko głową. Uśmiechnęli się oboje.
- To chyba dobra wiadomość?- spytała dziewczyna środkowego, a ja pokiwałam głową.
- Ale wtedy nie wiedziałam o swoim życiu nic. Musiałam wierzyć wszystkim na słowo. Przemek zapewniał mnie, że między nami wszystko było w porządku. I było mi go tak strasznie szkoda, że tak cierpi... Chciałam go poznać. Poczuć coś do niego. Wyszliśmy z domu, byliśmy w kinie, kawiarni, poszliśmy do klubu. Tak dobrze się razem bawiliśmy... Pojechaliśmy do domu... I no wiecie... Spędziliśmy razem noc- wydusiłam w końcu z siebie.- Potem przez jakiś czas było pięknie, ale wszystko wróciło do normy. Znowu się kłóciliśmy i dlatego wczoraj uciekłam z tego nudnego bankietu i przyszłam do was. Nawet jak nic nie pamiętałam to ciągnęło mnie do Wojtka. Jak wyszłam to poszedł za mną. Wszystko wróciło. Wszystkie wspomnienia. I dzisiaj sielanka trwała w najlepsze.
- To dlatego chciał się wczoraj tak szybko zmyć- odezwał się Kłos, a ja nie byłam w stanie podnieść wzroku, by popatrzeć im w oczy.
- Wojtek dowiedział się o tej nocy z Przemkiem i wpadł w dziki szał... Ja nigdy...- zaczęłam się jąkać.-... Nigdy się tak nie bałam... Przewalił stół, rzucił doniczką... Ja się go boję- wyznałam szeptem i schowałam twarz w kolanach. Poczułam jak Ola przytula mnie do siebie.
- Nie płacz. Wojtek nigdy by ci nic nie zrobił.
- Skąd mogę wiedzieć?- spytałam.- Nie chce go teraz widzieć. Przepraszam, że was tak zadręczam i wciągam w to wszystko...
- Daj spokój, od czego się ma przyjaciół.
- Mogę dziś u was zostać. Nie mam dokąd pójść...
- Jasne! Niczym się nie martw. Ale jeśli mam być szczera, to wiesz co rozwiązałoby tą sytuację?
- Wybór jednego albo drugiego? Nie, Ola. Teraz to ja poważnie myślę, żeby zostawić ich oboje i wyjechać.
Do wieczora spędziliśmy czas, gapiąc się w telewizor. Próbowali oboje odciągnąć moją uwagę od przykrych wydarzeń, ale byłam zbyt przygnębiona. Nie mogłam uwierzyć, że ten sam człowiek, który był wobec mnie taki delikatny i czuł może być jednocześnie tak agresywny. Usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi. Posłałam parze zaniepokojone spojrzenie. Kłos poszedł otworzyć.
- Cześć Karol, czy ona jest tutaj?
- Jest, ale nie chce z tobą rozmawiać. Daj jej czas.
- Nie, to musi być teraz... Maja!
- Ktoś usłyszy...
- Gdzieś to mam czy ktoś usłyszy! Muszę się z nią zobaczyć- Włodarczyk wtargnął do mieszkania, nie zważając na protesty właściciela. Wstałam z kanapy . Wyraźnie ulżyło mu na mój widok.
- To ja zostawię was samych- blondynka wstała i wyszła z pokoju.
- Tak się bałem- powiedział. Chciał do mnie podejść, ale automatycznie cofnęłam się pod ścianę.
- Nie zbliżaj się do mnie.
- Ty się mnie boisz?- miał zszokowaną minę.
- Dziwisz mi się? Wojtek nie jestem w stanie z tobą być...
- Nie, Maja proszę, nie.... Nie teraz, kiedy cię odzyskałem!-podszedł do mnie, a ja ze strachu zacisnęłam powieki.- Maja, nigdy bym ci nie zrobił krzywdy!
- Odejdź, proszę- powiedziałam drżącym głosem. Po chwili, która wydawała mi się wiecznością, już go nie było....

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 15

   Przygotowania do świąt nie mijały w przyjemnej atmosferze. Oprócz tych trzech urywek wspomnień nie odzyskałam przez następne dwa tygodnie żadnego innego. Sam fakt działał na mnie przygnębiająco.
   Z Przemkiem niby było wszystko w porządku, ale przerażała mnie perspektywa ślubu. W dodatku czułam ogromną presję ze strony rodziny. Cieszyli się nadchodzącym wydarzeniem, w kółko powtarzali ile mieliśmy szczęścia, że lepiej trafić nie mogłam. A skąd mogłam o tym wiedzieć? W dodatku niepokoiła mnie jeszcze jedna rzecz... W moich myślach częstym gościem był Włodarczyk. Nie wiedziałam, dlaczego, ale nie potrafiłam się skupić, kiedy był obok. W dodatku sposób w jaki na mnie patrzył był taki magnetyzujący. Nie mogłam myśleć o nim takim kontekście. Powinnam zająć się Przemkiem, ale nie potrafiłam. Im bardziej wyrzucałam z głowy obraz przyjmującego tym częściej on tam był. To mnie przerażało. Musiałam to z siebie wyrzucić. Nie zastanawiając się nad konsekwencjami, zadzwoniłam do Oli i umówiłam z nią w kawiarni.
- Hej, jak się czujesz?- spytała, z miną pełną troski.
- Okropnie- jęknęłam. Położyła mi pocieszająco rękę na ramieniu.- To wszystko jest takie trudne...
- Co się konkretnie dzieje? Chodzi o to, że nic nie pamiętasz?
- O to chodzi najmniej...
- Jak to?
- W międzyczasie pojawił się o wiele większy problem- wyszeptałam.- Ola mogę ci zaufać?
- No pewnie, o co chodzi?- zaśmiała się nerwowo.
- O Wojtka- wyrzuciłam z siebie.- Widziałam się z nim zaledwie kilka razy, ale nie mogę przestać o nim myśleć- pokręciłam głową, a w oczach miałam łzy.- Tak nie powinno być. Wiem, że nie powinno, ale jest. To wszystko mnie przeraża i przerasta. Nie chcę tego uczucia, ale ono jest i narasta.
- No nie...- wyrzuciła z siebie Ola przerażona.
- Nie chce... Nie mogę... To chłopak mojej siostry! A jeszcze ten facet ze wspomnień...
- Stop, jaki facet ze wspomnień?
- Mam trzy przebłyski wspomnień. Jedno jak poznałam Przemka, ale pozostałe dwa... W jednym jestem nad jeziorem z kimś, ale nie wiem z kim. Pamiętam jak brałam prysznic. Drugie to całuję się z kimś w ciemnym korytarzu i myślę, że to ten sam facet- o seksie nie musi wiedzieć.- Pamiętam, że byłam wtedy tak bardzo szczęśliwa. Jak nigdy. Chciałabym wiedzieć kto sprawił mi tyle radości i co się z nim stało- wzruszyłam ramionami.

Perspektywa Wojtka:

   Wszystko się potoczyło nie tak jak miało. Nie mogłem zerwać z Kornelią. Musiałem być jak najbliżej Mai, licząc, że któregoś dnia sobie przypomni. Jednak ostatnio zastanawiałem się, czy nie odpuścić. Nie mogłem patrzeć jak ten dupek ją dotyka i całuje... Na samą myśl dostawałem szału. Kornelia zauważyła, że jest ze mną coś nie tak, ale co jej mam odpowiedzieć " Nic, tylko bardziej zależy mi na twojej siostrze niż na tobie. Mieliśmy romans, nie wspominałem?"
   Traciłem nadzieję i chęć do czegokolwiek. Po nowym roku jeśli się nic nie zmieni, zostawię Kornelie. Z tą myślą wyszedłem z szatni po skończonym treningu, żeby udać się do domu, ale przez przypadek usłyszałem rozmowę Oli z Karolem.
- Nie wiem co mam robić. Dzisiaj mi powiedziała, że nie może go sobie wyrzucić z głowy. Jestem przerażona. Czego nie zrobię ktoś ucierpi.
- Nie martw się tym. Maja prosiła, żebyś nic nie mówiła więc może na razie nic nie mów. Chodź, jedźmy do domu.
   Czego Maja nie może wyrzucić z głowy? Musiałem się dowiedzieć, o co dokładnie chodzi. A okazja do tego nadarzyła się prędko. Następnego dnia po treningu Ola czekała jak zwykle na Karola.
- Ola, musimy porozmawiać- powiedziałem ostro na wstępie.
- Cześć, Wojtek, ciebie też miło widzieć- zaśmiała się.
- Co ci powiedziała Maja?- spytałem, chwytając ją za ramiona.- Tylko proszę nie udawaj!- jęknąłem zrozpaczony.
- Wojtek, nie mogę. Co z Kornelią?
- Daj mi z nią spokój! Proszę powiedz mi. Ola, proszę...
- No dobrze. Pamięta jezioro i jak ktoś ją całował w ciemnym korytarzu...
- To nie wszystko. Nie mówisz mi wszystkiego.
- Nie może o tobie zapomnieć- wyszeptała, a we mnie zapaliła się nadzieja.

Perspektywa Mai:

   Wychodziłam z pracy, ale zobaczyłam jak Wojtek rozmawia z Olą. Nie, nie nie! Nie mogła mu powiedzieć. Podeszłam bliżej...
- No dobrze. Pamięta jezioro i jak ktoś ją całował w ciemnym korytarzu...
- To nie wszystko. Nie mówisz mi wszystkiego.
- Nie może o tobie zapomnieć- wyszeptała. A jednak nie mogłam jej ufać. Dlaczego mu powiedziała? Dlaczego mu zależy? Osunęłam się na ścianę. Wychyliłam głowę, żeby zobaczyć jego reakcję. Wyśmieje ją? Zakpi? Zrobił coś innego. Podniósł blondynkę i zaczął wraz z nią kręcić się w kółko, jednocześnie śmiejąc się głośno. Po chwili odstawił ją i pocałował w policzek.
- Dziękuje, jesteś wspaniała!- wykrzyknął i już go nie było. Co to miało znaczyć? Mój oddech przyspieszył. Tak nie powinno być. Co tu się dzieje do jasnej cholery?!
   Przez całą tą sytuację atmosfera przedświąteczna była dla mnie daleka od wesołej. Wojtek próbował nawiązać ze mną kontakt, ale opierałam się jak mogłam. Musiałam nad sobą zapanować.
Jednak nie mogłam go unikać w nieskończoność. Nie mogłam nie przyjść na wigilię...
   Byłam przygnębiona i wkurzona na wszystko. A podobno święta jednoczą. Nie miałam ochoty na sukienkę, ale dostałam burę, że trzeba się prezentować. Miałam dość naszych wzlotów i upadków. Chyba nie było tak bardzo sielankowo jak opowiadał mi Przemek.
- Gotowa? Nie możemy się spóźnić na wigilię...
- Już idę- warknęłam, a on westchnął.
- Kochanie nie chcę się dzisiaj kłócić.
- Ja też nie więc mnie nie prowokuj- wyminęłam go i poszłam ubrać kurtkę. Nie potrafiłam nawet udawać, że wszystko jest w porządku. Wzięłam prezenty i nie czekając na narzeczonego wyszłam z mieszkania. W drodze na kolację dowiedziałam się, że rodzice Przemka również na niej będą. To wprawiło mnie w jeszcze gorszy nastrój.
- O co ty się tym razem wściekasz?
- O to, że mnie nie uprzedziłeś!- krzyknęłam. Miałam gdzieś, co jest za dzień. Byłam niemiłosiernie wkurwiona.
   Gdy dojechaliśmy na miejsce mój nastrój nie uległ zmianie. Pragnęłam tylko zaszyć się gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Jednak musiałam jakoś przeżyć kolejny wieczór w towarzystwie rodziny.
- No jesteście już- przywitała nas moja mama.- Przemku, twoi rodzice już są. Wejdźcie, proszę.
Zdjęłam kurtkę i ruszyłam na spotkanie nieuniknionego. W salonie siedział mój ojciec z elegancką, starszą już parą.
- Dzień dobry- przywitałam się, siląc się na uśmiech.
- Witam, Maju- podeszła do mnie kobieta.- Jestem Zofia, mama Przemka. Nie pamiętasz nas?
- Przykro mi. Jednak miło panią znowu poznać.- Co jak co, ale starałam się być uprzejma.
- Mój mąż Marek- podałam rękę mężczyźnie. Usiadłam na kanapie. Dołączył do nas mój narzeczony, witając się ze wszystkimi. Czekaliśmy już tylko na Kornelię i Wojtka.
- Cześć wszystkim- przywitała się moja siostra. Trzeba przyznać, że była piękna. Włodarczyk prezentował się równie dobrze. Na sam jego widok zaschło mi w ustach. Posłał mi ciepły uśmiech, którego nie sposób nie odwzajemnić.
   Na początku pomodliliśmy się, a potem zaczęliśmy dzielić się opłatkiem. Czułam się tak nieswojo. Szczególnie, gdy moi rodzice i przyszli teściowie życzyli mi szczęśliwego małżeństwa. Najtrudniejsza okazała się "konfrontacja" z Kornelią.
- Siostrzyczko życzę ci, żebyś jednak sobie wszystko przypomniała- posłała mi delikatny uśmiech.- I wyszalała się przed tym całym ślubem- dodała konspiracyjnym szeptem, a potem zachichotała.
- Dziękuję- powiedziałam. Nie mogłam się przemóc i życzyć jej czegokolwiek. Kogo ja próbowałam oszukać? Podobał mi się jej facet! Został już tylko on. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do niego.
- Już myślałem, że o mnie zapomniałaś- uśmiechnął się uroczo, a na moją twarz wpełznął rumieniec.
- Skądże- pokręciłam głową i odchrząknęłam.- Zatem życzę ci, wygranej plus ligi i ligi mistrzów, pierwszego składu i spełnienia najskrytszych marzeń.
- Dziękuje, ja ci życzę, żebyś była szczęśliwa i przypomniała sobie to co najważniejsze.- O co mu chodziło? Nasze oczy się spotkały, a ja utonęłam w jego tęczówkach. Po chwili poczułam jak zamyka mnie w ucisku. Było mi tak dobrze. Przymknęłam oczy, delektując się tą krótką chwilą. Musiałam się opanować. Przypominając sobie o obecności innych., oderwałam się od niego, posyłając mu ostatni tęskny uśmiech.
   Kolacja przebiegała jeszcze gorzej. Nie sądziłam, że z minuty na minuty będzie coraz gorzej. Zaciskałam ręce w pięści, jak tylko widziałam, jak Kornelia klei się do Wojtka. Nie mogłam tego znieść. Miałam ochotę wydrapać jej oczy. Jakim prawem go dotykała?!
- Maja, wszystko w porządku?- zaniepokoiła się moja rodzicielka. Wymusiłam na sobie uśmiech.
- Tak, to po prostu zmęczenie. Nie martw się.
   Cieszyłam się, kiedy czas świąt dobiegł końca. Jeszcze nigdy nie czułam tyle fałszu. Boże Narodzenie to okres pojednania? Czyżby? Może każdy tylko udaje życzliwego? I gdzie tu sens? Przemek 28 grudnia już musiał iść do pracy. Ja miałam jeszcze jeden dzień wolnego. Myślałam, że będzie mi dane odpocząć, ale po południu ktoś zapukał do drzwi. Zwlekłam się z kanapy i poszłam otworzyć.
- Ola? Co ty tu robisz?- byłam zdziwiona. Wpuściłam blondynkę niechętnie do mieszkania, pamiętając o tym, że nie mogę jej ufać.
- Wpadłam zaprosić ciebie i Przemka na Sylwestra do Karola. Dlaczego nie było cię na Wigilii w klubie?
- Nie miałam ochoty na spotkanie z Wojtkiem, zwłaszcza po tym jak mnie wydałaś- rzuciłam w jej stronę oskarżycielsko, kładąc ręce na biodrach. Dziewczyna wyraźnie pobladła.
- Przepraszam, po prostu... Nie wiedziałam co mam robić...
- Trzymać dziób na kłódkę, jak prosiłam?- spytałam ironicznie.- I powiedzieć mi co wszyscy przede mną ukrywają! Mam dość tej szopki. Czuję, że coś jest nie tak, ale nie wiem co. To jest dopiero nie fair!
- Jesteś pewna, że chcesz wiedzieć?- spytała szeptem.
- Tak!- krzyknęłam rozpaczliwie.
- No dobrze. Wojtek i ty... Wy... Razem... Nie wiem jak ci to powiedzieć...
- Prosto z mostu.
- Mieliście romans przed wypadkiem- wyrzuciła z siebie, a mi z twarzy odpłynęła krew.
- Co? Nie, nie, nie! Nie mogłam być taką suką! Przecież to facet Kornelii! Powiedz mi, że żartujesz....
- Nie... Dlatego nic ci nie chciałam mówić. Pomyślałam, że skoro nie pamiętasz żadnego z nich to łatwiej będzie ci wybrać.
- Jak to wybrać?
- Nie wiedziałaś, czy chcesz być z Wojtkiem, czy z Przemkiem...- wyszeptała, a ja osunęłam się na ziemię.
- Zostaw mnie samą- poprosiłam, a ona posłusznie wyszła z mieszkania. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Jak mogłam zrobić coś takiego własnej siostrze? To nie mogła być prawda!
   Do samego Sylwestra miałam melancholijny nastrój. Nie wiedziałam, co ja mam zrobić. Unikałam wszystkich i zamknęłam się w sobie jeszcze bardziej. Za każdym razem, kiedy patrzyłam na Przemka zastanawiałam się co takiego mną kierowało, że posunęłam się do zdrady? W szczęśliwym związku tak się nie robi!

31 grudnia 2014r,

   Sylwestra miałam spędzić razem z Przemkiem na jakimś bankiecie... Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Jednak pan i władca nie chciał dać się przekonać na inny sposób spędzenia tego dnia. Dlatego też od godziny siedziałam w łazience, próbując się przygotować na powitanie Nowego Roku.
- Jestem gotowa!- krzyknęłam.
- Pięknie wyglądasz- uśmiechnął się do mnie.- Będzie fajnie, uśmiechnij się.
- Tak zajebiście- mruknęłam z ironią.
- Wyrażaj się.
- Sam się wyraż!- rzuciłam z pretensją, chociaż to w ogóle nie miało sensu.
- Mamy znowu się kłócić?
- Sam to wszystko prowokujesz. Zawsze mamy robić to co TY chcesz?
- Co ci zaś nie odpowiada?
- Nic, zupełnie nic. Chodźmy już i miejmy to z głowy.
   Tak jak się spodziewałam na tej "imprezie" było zabójczo nudno. Trupy miewają więcej energii niż ci wszyscy biznesmeni. Miałam ochotę popełnić samobójstwo widelcem, a nawet łyżeczką. Chciałam chociaż przez moment potańczyć, ale byłam kompletnie ignorowana przez swojego partnera. Przeprosiłam wszystkich i poszłam do łazienki. Po drodze moją głowę ponownie coś zaatakowało- wspomnienie...
Kolacja. Kolejny nudny biznesowy bankiet w towarzystwie Przemka. Znosiłam go cierpliwe, ale nagle zrobiło mi się niedobrze.
- Przemek, możemy już wrócić. Źle się czuję- wyjaśniłam.

- Nie, muszę jeszcze tu być. Nie marudź i nie zmyślaj. Idź przemyj twarz w toalecie i zaraz wróć.
  Wściekłam się. Miałam dosyć takiego traktowania. Ile jeszcze razy sprawy biznesowe będą ważniejsze ode mnie? Ugryzłam się w język, by nie powiedzieć czegoś przez co będzie wielka scena. Poszłam do szatni i po prostu wyszłam z restauracji, zabierając wcześniej swoje rzeczy. Wzięłam taksówkę i pojechałam do domu.  Wiedziałam, że czeka mnie awantura, kiedy Przemek wróci, ale miałam już tego dość. Umyłam się i poszłam spać.
Czyli to nie pierwszy raz, kiedy mnie tak traktuje. Zrobić mu powtórkę z rozgrywki? O, zdecydowanie tak! Może w końcu zapamięta, że kobiety się nie ignoruje i nie lekceważy! Wzięłam z szatni swoje rzeczy. Dobrze, że ktoś pomyślał o taksówkach przed restauracją. Wsiadłam do jednej i podałam adres Kłosa. Po drodze kupiłam jakieś wino i szampana. Miałam nadzieję, że mnie przyjmą. Już na korytarzu słyszałam muzykę, dochodząca z kilku mieszkań. Zadzwoniłam do odpowiednich drzwi i czekałam na pojawienie się gospodarza.
- O, Maja! Ty tutaj?
- Hej, przepraszam, że tak bez uprzedzenia. Mogę się wbić?- pokazałam mu dwie butelki alkoholu na co zaniósł się śmiechem.
- No jasne- wpuścił mnie do środka.- Ludzie mamy gościa!- wydarł się. W mieszkaniu roiło się od ludzi. Większość to byli zawodnicy bełchatowskiego klubu, a także jak podejrzewałam ich partnerki. Odruchowo zaczęłam szukać Wojtka i zobaczyłam jak siedzi przyklejony do Kornelii. Może to nie był taki dobry pomysł? Pokręciłam głową i podeszłam do stolika.
- Panowie co pijemy?- spytałam i od razu pozyskałam sobie kilku kumpli. Nie odpuściłam żadnej kolejki. W końcu prawdziwy Sylwester. Potem zaczęłam tańczyć jak nie z kimś to sama. Jednak obecność siostry działała na mnie negatywnie. W końcu i tego nie zniosłam. Pod pretekstem przewietrzenia się tuż przed północą, wyszłam z bloku Kłosa. Do moich nozdrzy trafiło czyste, zimne powietrze. Wzięłam głęboki oddech i poszłam w kierunku domu.
- Maja!- usłyszałam za sobą i zobaczyłam postać Włodarczyka. Przewróciłam oczami i przyśpieszyłam kroku na tyle na ile pozwalały mi szpilki.- No poczekaj! Gdzie idziesz? Zaraz północ- chwycił mnie za ramię.
- Zostaw mnie i wracaj do swojej dziewczyny!- warknęłam. Przystanął na moment.
- Co?- spytał zdezorientowany.
- Ty już dobrze wiesz co!- krzyknęłam. Rzuciłam w niego torebką.- Nie zbliżaj się do mnie!- rzuciłam ostrzegawczo. Kiedy zrobił krok w moją stronę, zdjęłam jednego buta i w niego wycelowałam. Chybiłam. W ruch poszedł drugi but i też pudło. Było mi zimno w stópki to nie było przemyślane zagranie.- Kiedy miałeś mnie zamiar oświecić o naszej "zażyłości"?- spytałam z pretensją w głosie.
- Pamiętasz?- był już bardzo blisko mnie. Czułam na sobie jego oddech.
- Oczywiście, że nie! I nie raczyłeś mnie poinformować- zamachnęłam się pięścią, ale i ją złapał. Widziałam jego rozbawienie i wściekłość wzbierała we mnie jeszcze bardziej.- To nie przypadek, że trafiłam pod twój blok! I w ogóle jesteś beznadziejny!- chciałam się odwrócić i pomaszerować boso przez zaśnieżone drogi, ale złapał mnie w pasie i wziął na ręce, przyciągając do siebie. Wokół zaczęły szaleć fajerwerki. Ludzie zaczęli na balkonach witać Nowy Rok, a ja byłam zatopiona w jego tęczówkach. Oplotłam go nogami w pasie i chwyciłam w dłonie jego twarz. Nie mogłam się już powstrzymać.
- Tak nie można- pokręciłam głową.- Ale pieprzyć zasady- wyszeptałam. Jednak pokusa była zbyt wielka. Wpiłam się w jego usta i zaczęłam namiętnie całować. Nie musiałam czekać długo, aż zacznie odwzajemniać pocałunki z pasją i zaangażowaniem. I nagle... Wszystko wróciło... To jak się kłóciłam z Przemkiem, moje pragnienie bycia kochaną, pierwszy pocałunek z Wojtkiem, pierwsza noc, wspólny weekend i tam się wszystko kończyło...
- Wojtek...- wypowiedziałam to imię jak największą deklaracje miłości wprost do jego ust.- Pamiętam cię- powiedziałam i spojrzałam w jego oczy, gdzie tańczyły dwie radosne iskierki.
- Maja, tak się bałem...- przyznał i ponownie złączył nasze usta w rozpaczliwym, tęsknym pocałunku.

---------------------------------------------------------
Tak jak obiecałam, napisałam coś wcześniej więc dodaję już dzisiaj ;) O tak na poprawę humoru ;)
Do soboty :*

sobota, 7 marca 2015

Rozdział 14

   Usłyszałam ciężkie dyszenie Przemka dobiegające z salonu. Co to ma kurwa znaczyć?! Jak torpeda ruszyłam w kierunku odgłosu jego niespokojnego oddechu, szykując się na najgorsze.
- Co jest do kurw...- zaczęłam, ale urwałam kiedy zobaczyłam jak Przemek po prostu robi pompki.
- Dlaczego krzyczysz?- wstał z maty.
- Myślałam, że... Bo oddychałeś tak dziwnie i...- zaczęłam mówić bez ładu i składu, ale on tylko się cicho zaśmiał i posłał mi łagodne spojrzenie.
- Nie ma w moim życiu nikogo oprócz ciebie- podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło. Zrobiło mi się głupio.
- To dobrze, bo było by z tobą źle- powiedziałam, wpierw odchrząkując.
- W ogóle, gdzie byłaś?- spytał.- Wróciłem godzinę temu. Martwiłem się.
- W pracy.
- Co?!- jego ton od od razu się zaostrzył.- Powiedziałem ci coś na ten temat rano, prawda?- skrzyżował ręce.
- Owszem- również przyjęłam wyzywającą pozę.- Ale ja nie straciłam mózgu i wolnej woli, tylko pamięć. Nikt nie będzie mi rozkazywał- rzuciłam ostro w jego kierunku.
- Jak tam trafiłaś?- zdziwił się.
- Poprosiłam Wojtka o pomoc. W końcu pracujemy w jednym miejscu- wzruszyłam ramionami, ale widziałam jak cały się spina.- Coś nie tak?
- W porządku. Po prostu martwię się o ciebie. Zachowujesz się dziwnie. Jesteś inna.
- Skąd wiesz, czy w środku nie byłam taka jak teraz?- zaskoczyłam go tym pytaniem, ale nie czekałam na odpowiedź tylko wyszłam.

   Wieczorem z racji tego, że w naszej lodówce było tylko światło, pojechaliśmy na zakupy do supermarketu. Brałam wszystko intuicyjnie. Na szczęście pamiętałam, a raczej miałam nadzieję, że mój mózg nie zapomniał, co lubię jeść najbardziej. Weszłam w alejkę z szamponami i żelami pod prysznic.
- Zawsze bierzesz ten- wskazał Przemek na żel truskawkowy, ale moją uwagę przykuł inny- czekoladowy.
- Myślę, że tym razem wezmę ten- rzuciłam ów przedmiot do wózka i pojechałam dalej.
   Potem, kiedy brałam prysznic, użyłam nowego kosmetyku. Gdy do moich nozdrzy doszedł czekoladowy zapach, moją głowę coś zaatakowało- wspomnienie.

Obudziłam się przed południem. Ktoś obok mnie spał. Podreptałam na paluszkach do łazienki tak, żeby tego kogoś nie obudzić. Za oknem rozciągało się jezioro. Brałam prysznic. Gorąca woda wprawiła mnie w rewelacyjny nastrój. Na półce znalazłam żel pod prysznic czekoladowy. Uniosłam lekko brwi, w zdziwieniu. Ktoś miał świetny gust. Otworzyłam tubkę i powąchałam zawartość. Zapach był zniewalający. Nalałam trochę żelu na rękę i zaczęłam wsmarowywać w ciało.

   Otworzyłam oczy chwytając powietrze. Dopiero teraz zorientowałam się, że wstrzymuję oddech i mocno zaciskam powieki. Czy to był Przemek? Ale mężczyzna obok mnie miał ciemniejsze włosy. To nie mógł być on. Może to był mój jakiś były chłopak. Wracałam do tego wspomnienia, które było dla mnie iskierką nadziei. Uśmiechnęłam się szeroko, tuląc do ciała tą głupią tubkę, z żelem czekoladowym. Nie wiem kiedy tamto się wydarzyło, nie wiem kim był ten ktoś, ale wiem, że wtedy byłam cholernie szczęśliwa.
   Skończyłam wieczorną toaletę. Nie wiedziałam, czy wspominać o tym małym zdarzeniu Przemkowi. Nie chciałam go denerwować. Na pewno liczył, że pierwsze przypomnę sobie o nim, może o dzieciństwie. Siedział w salonie, pracując na laptopie. Był naprawdę przystojny, ale ciekawość mnie zżerała, co w nim kochałam. Teraz nie żywiłam do niego żadnych uczuć prócz współczucia. Musiał się czuć okropnie, bo osoba, z którą chciał spędzić życie nie pamięta go w ogóle.
- Przemek?- spojrzał na mnie pytająco.- Coś sobie przypomniałam- powiedziałam z niewielkim uśmiechem. Może to go jakoś pocieszy? On momentalnie odłożył urządzenie i podszedł do mnie.
- Co sobie przypomniałaś?- popatrzył na mnie z nadzieją w oczach.
- To nic wielkiego. Pamiętam tylko jakieś jezioro i że brałam prysznic. Byliśmy kiedyś nad jakimś jeziorem?- spytałam, ale widziałam jak pobladł. Pokręcił przecząco głową.
- Zawsze coś- powiedział smutno.
- Dobranoc- powiedziałam i pocałowałam go w policzek. Zdziwił się, ale twarz rozjaśnił mu uśmiech.
- Dobranoc.
Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Chciałam go jakoś pocieszyć. Powinnam spróbować go poznać, a nie robiłam w tym kierunku kompletnie nic.
   Następnego dnia do pracy pojechałam już sama. Bełchatów był małym miastem i nie miałam większego problemu z dojazdem. Cieszyłam się, choć to dziwnie brzmi, możliwością pracy. Kompletnie wyłączyłam myślenie o problemach osobistych. Ciekawe, czy przed wypadkiem też tak robiłam? Dlaczego chciałam zostać księgową? Czy naprawdę moje życie było aż tak nudne?
   Jednak praca jaka by nie była, pochłonęła moje myśli. Z zadowoleniem przyznałam, że byłam dobra w tym co robię. Wszystko szło szybko i sprawnie. Może za szybko. Opamiętałam się dopiero, kiedy zadzwonił mój telefon. Przemek, no bo któż by inny.
- Słucham?
- Cześć, skarbie, wracaj za niedługo do domu dzisiaj kolacja u twoich rodziców.
- Ale dzisiaj piątek. Mam trening.
- Trening?
- Dobrze wiesz, że chodzę na boks. Szkoda, że nie dowiedziałam się tego od ciebie- rzuciłam pretensją w głosie.
- Maja, nie możemy się nie pojawić- zbeształ mnie jak dziecko. Nie podobał mi się ten ton.
- Maja, nie możemy. Maja nie wolno ci. Maja, Maja, Maja!- przedrzeźniałam go.- Przestań się do mnie odzywać jak rozkapryszonego bachora, którego trzeba wychować!- wkurzyłam się i rozłączyłam. Dlaczego do mnie "moi" rodzice nie zadzwonili z kolacją? Oni też stracili pamięć i nie wiedzą kto jest ich córką? Poczułam ukłucie w sercu. Nie miałam już ochoty na żaden trening. Znalazłam numer do klubu i powiedziałam, że dziś mnie nie będzie.
   Pojechałam prosto do domu, gdzie Przemek wbijał się w jakiś garnitur. Czy on zawsze musi być taki oficjalny?
- Nareszcie jesteś. Zbieramy się za niedługo.
- Tak, panie i władco- rzuciłam z przekąsem. Dałam za wygraną i postanowiłam pójść na ten przeklęty posiłek. Nie fatygowałam się nawet, żeby się przebrać. Przy narzeczonym musiałam się marnie prezentować, ale miałam to gdzieś.
   Zanim dojechaliśmy na miejsce, wstąpiliśmy do sklepu po wino i kwiaty. Zastanawiało mnie to, że Przemek zawsze musi zachowywać się wzorcowo. Z jednej strony było to godne podziwu, ale gdzie tu miejsce na spontaniczność?
- O, Maja, Przemek!- przywitała nas moja mama. Uśmiechnęłam się, próbując wykrzesać z siebie choć odrobinę entuzjazmu, ale rodzina skutecznie mi to uniemożliwiała. Przez cały wieczór oglądaliśmy stare zdjęcia, słuchałam przeróżnych opowieści, ale nie to mnie irytowało. Momentami rozmawiali jakby mnie tam nie było.
- Przemku, czy coś się polepsza?
- Tak, ma przebłysk jakiegoś wspomnienia.
- To świetnie, a co to konkretnie jest?- spytał mojego narzeczonego tata, a ja zaciskałam pięści ze złości.
- Moglibyście mnie na przykład zapytać, a nie pytacie się o wszystko jego!- gwałtowanie wstałam z krzesła.- Dziękuje, było mi bardzo miło!- rzuciłam na pożegnanie i poszłam w kierunku drzwi.
- Przepraszam za nią. Nie jest sobą po tym wypadku.
- Dobrze, że ciebie ma. Nic się nie stało. Rozumiemy, że...- nie usłyszałam bo wyszłam trzaskając drzwiami.
   Przemek wyszedł za mną i mogliśmy pojechać do domu. Byłam mocno nie w humorze. Ta cała pokręcona sytuacja mnie przerastała. Chciało mi się płakać. Traktowali mnie jak niepełnosprawną. Straciłam pamięć, a nie mózg, czy uczucia.
- Dałaś popis, brawo!
- Tak, wszystko moja wina!
- A czyja?!- spytał się.
- Było nie rozmawiać tak jakby mnie tam nie było!
   Ostra wymiana zdań trwała jeszcze kilka minut, a potem zamilkliśmy. W ciszy dojechaliśmy na nasze osiedle, ale nie miałam ochoty spędzać z nim kolejnej minuty. Musiałam się od tego oderwać.
- Gdzie ty idziesz?- spytał, gdy wyszłam z auta i oddałam się od naszej klatki.
- Przejść się- warknęłam. Usłyszałam jak mocno trzasnął drzwiami i jak zaklął pod nosem. Miałam dość tej chorej sytuacji. Wszyscy czegoś ode mnie oczekiwali. Każdy miał jakieś wymagania, a ja po prostu potrzebowałam wsparcia. Pozwoliłam łzom płynąć po policzkach, a nogom zaprowadzić mnie gdziekolwiek. Nie patrzyłam na drogę ani na porę. Chciałam uciec.
   Doszłam pod jakieś osiedle. Nie wiem, czemu akurat tu przyszłam. Oparłam się o mur i zjechałam na dół. Objęłam rękoma nogi, chowając twarz w kolanach. Nie było to najlepsze miejsce, żeby płakać, ale nie mogłam już stłumić wydobywającego się ze mnie szlochu. Śnieg padał, było mi coraz zimniej. Czułam jak wibruje mi telefon. Nie miałam ochoty spojrzeć na wyświetlacz. Wiedziałam kto to.
- Maja?- usłyszałam nad sobą znajomy głos i podniosłam głowę.
- Wojtek? Co ty tu robisz?- spytałam, zdezorientowana.
- Mieszkam- zaśmiał się nerwowo.- A co ty tutaj robisz?- ukląkł przy mnie i posłał mi zmartwione spojrzenie.
- Nie mam pojęcia. Szłam przed siebie i tu się znalazłam.
- Trzęsiesz się z zimna, choć na górę- powiedział, po czym pomógł mi wstać. Czyżbym podświadomie pamiętała drogę do jego mieszkania? To było co najmniej dziwne. Jednak pozwoliłam mu poprowadzić się do ciepłego pokoju, otulić kocem i zrobić gorącej herbaty.
- Co się stało, że płakałaś?- spytał, a po policzkach znów pociekły mi łzy.
- To jest dla mnie za trudne...- dałam radę tylko powiedzieć. W jednej chwili przyciągnął mnie do siebie, przytulił i szeptał słowa pocieszenia. Jego ramiona wydawały mi się takie znajome. To było najdziwniejsze. Na dodatek to chłopak mojej siostry. Jednak nie miałam siły, żeby wstać z kanapy, nie miałam siły, żeby go odepchnąć. Wydawało mi się, że on jeden tylko mnie rozumiał. Byłam tym wszystkim tak bardzo zmęczona. Z czasem łzy przestały płynąć, ale nadal pozostawałam wtulona w jego ciało. Powieki zaczęły robić się coraz cięższe aż w końcu odpłynęłam.
Jestem w trakcie studiów. Idę do kawiarni po wykładach na swoją ulubioną kawę. Składam zamówienie i siadam w samym kącie, by mi nikt nie przeszkadzał. Czekając na swój napój, wgapiona w notatki dostrzegam kątem oka jak ktoś się zbliża. Podnoszę wzrok i dostrzegam przystojnego chłopaka który zbliża się do mojego stolika. 
- Cześć- uśmiecha się do mnie.- Nazywam się Przemek- poddaje mi rękę. Jestem onieśmielona. Z trudem przełykam ślinę i ściskam jego dłoń.
- Maja. 
- Mogę się dosiąść.
- Jasne.

   Rano, kiedy się obudziłam, odkryłam, że leżę na kanapie z Wojtkiem, przyklejona do niego jak łyżeczka. Nie mogłam wstać, gdyż mocno obejmował mnie rękoma, a twarz miał schowaną w moich włosach.  Leżeliśmy jak kochankowie. Zaczęłam panikować. Coś takiego nie powinno mieć miejsca. Musiałam wrócić do domu. Z tą myślą, uwolniłam się z ciasnego uścisku, co niemal natychmiast obudziło siatkarza.
- Maja, kochanie, gdzie idziesz?- spytał, a mnie wmurowało.
- Kochanie...?- powtórzyłam, a jego oczy zrobiły się wielkie z strachu. Podniósł się natychmiast z łóżka.
- Przepraszam.... Rano jestem trochę... Nieogarnięty- próbował wyjść z sytuacji. Nie był skrępowany, a raczej... Przestraszony? Wzruszyłam ramionami, ale to kolejna rzecz, która zwróciła moją uwagę.
- Ja już będę się zbierać. Przepraszam za wczoraj, to nie powinno mieć miejsca- pokręciłam głową.
- Nie ma o czym mówić. Odwiozę cię.
- Nie! Lepiej nie.
- Daj spokój. Zjemy coś i odstawię cię prosto pod twój blok.

   Jak powiedział tak i zrobił. Jednak zastanawiało mnie jak na mnie patrzył. Z tęsknotą i wyczekiwaniem. Moje życie chyba nie było tak proste i oczywiste jak wszyscy próbowali mi wmówić. Co się wydarzyło zanim straciłam pamięć?
   Weszłam do domu i zaparzyłam sobie kawę. Wtedy przypomniałam sobie swój sen. Może to prawdziwe wspomnienie? Musiałam o tym porozmawiać z Przemkiem. Jednak nie było go cały dzień. Byłam tym wszystkim przytłoczona. Próbowałam pojąć co się dzieje wokół mnie dzieje.
Wykrzesałam z siebie odrobinę zaangażowania i przygotowałam obiad. Kiedy mój narzeczony wrócił czekał na niego gorący posiłek.
- Musimy porozmawiać- zaczęłam, gdy już skończyliśmy jeść.
- O czym?
- O nas. A właściwie na razie nie ma żadnych nas...
- Jak to? O czym ty mówisz? W marcu bierzemy ślub!
- W marcu? Nie czerwcu?
- Chciałaś zmienić datę na wcześniejszą...
- Słuchaj- położyłam swoją rękę na jego.- Wiem, że mnie kochasz, ale postaw się w mojej sytuacji. Ja czuję się jakbym znała cię od kiedy obudziłam się w szpitalu. Twoje zapewnienia i innych jak bardzo się kochaliśmy się nie liczą, bo ja po prostu NIE PAMIĘTAM- podkreśliłam ostatnie słowa.- Jeśli sobie nie przypomnę to... Ślubu nie będzie...- powiedziałam wbijając wzrok w podłogę.
- O czym ty mówisz?- wyszeptał przerażony.
- Nie zrozum mnie źle, ale jest szansa, że sobie nie przypomnę, a w ciągu 4 miesięcy nie podejmę decyzji o tym z kim chcę spędzić resztę życia. Naprawdę chcę sobie przypomnieć. Wiem, że się starasz, ale tyle rzeczy już przede mną zataiłeś jakbyś chciał mnie zmienić. Pozwól mi cię poznać. Dlaczego mnie nigdzie nie zabierzesz? Żyjesz przeszłością, której nie pamiętam. Pamiętam tylko jak cię poznałam, jak podszedłeś do mnie w kawiarni.
- Naprawdę?- jego twarz rozjaśnił uśmiech. Pokiwałam lekko głową.- Stwórzmy nowe wspomnienia- powiedział, a ja posłałam mu pytające spojrzenie. Wyszliśmy z domu i pojechaliśmy na miasto. Pierwszy raz od wyjścia ze szpitala się nie kłóciliśmy i to dało mi nadzieję. Pierwsze pojechaliśmy do kina, potem byliśmy w kawiarni, w której przegadaliśmy kilka godzin. Kiedy wychodziliśmy nie chciałam kończyć tak wieczoru.
- Chodźmy do klubu!- poprosiłam.
- Maja, nie wiem czy to dobry pomysł.
- No proszę, proszę, proszę...- przytuliłam się i wlepiłam w niego błagalne spojrzenie.
- Dobrze- posłał mi zrezygnowany uśmiech.
   W klubie było bosko. Namówiłam Przemka na kilka drinków. Tańczyliśmy niemalże cały czas. Alkohol sprawił, że straciłam samokontrolę. Potrzebowałam czyjeś bliskości więc z każdą piosenką tańczyłam coraz odważniej i coraz bliżej swojego partnera. Po którejś piosence wpiłam się w jego usta. Był zaskoczony, ale szybko zaczął odwzajemniać moje pocałunki. W sposobie jakim mnie całował była tęsknota, ale jego usta wydawały mi się takie obce.
- Wracamy do domu?- spytał na ucho, a ja energicznie pokiwałam głową. Szybko wyszliśmy z klubu i zamówiliśmy taksówkę. Nie mogliśmy się od siebie odkleić.  Bardzo szybko znaleźliśmy się we wspólnym mieszkaniu, a następnie w sypialni, dając upust swoim emocjom.
Byłam w toalecie w jakimś klubie. Miałam na sobie wyzywającą sukienkę. Kiedy z niej wyszłam ktoś chwycił mnie za rękę i poprowadził do jakiegoś ciemnego korytarza, zakrywając mi ręką usta. Następnie siłą wciągnął do jakiegoś ciemnego pomieszczenia. Dlaczego nie krzyczałam.\? Powoli wpadałam w panikę, ale gdy poczułam na sobie TE usta, kąciki moich ust mimowolnie uniosły się do góry. Odwzajemniałam pocałunki z zapałem i zaangażowaniem. Jednak rozsądek podpowiadał mi, że pora to skończyć.
   Rano, kiedy otworzyłam oczy, nie docierały do mnie wydarzenia poprzedniej nocy. Czułam się odrobinę jakbym zrobiła coś złego. Nie wiedziałam dlaczego, przecież był moim narzeczonym i seks to część związku. Zatem czemu miałam wrażenie jakbym zdradzała? Nie mam pojęcia. Przeciągnęłam się leniwie w łóżku, w którym byłam sama. Jednak do moich nozdrzy doszedł zapach gorącej kawy. Usłyszałam ciche krzątanie w kuchni. Nie chciało mi się wychodzić z sypialni. Po kilkunastu minutach pojawił się w niej Przemek.
- Już wstałaś? Śniadanie prosto do łóżka- powiedział, a ja się lekko uśmiechnęła. Czy tak było przed wypadkiem?
- Dziękuje- usiadłam, a on znalazł się przy mnie i obdarował mnie namiętnym pocałunkiem.
Całą niedzielę spędziliśmy razem. Byłam szczęśliwa, ale nie nadzwyczaj szczęśliwa. Wciąż zastanawiałam się z km byłam nad tamtym jeziorem i gdzie on teraz jest. Przypomniał mi się mój sen. To nie był Przemek... Więc kto? I kiedy to było. Musiało stosunkowo niedawno, gdyż wieczorem w szafie znalazłam tą samą sukienkę, w której byłam w tamtej toalecie.
   W poniedziałek sielanka trwała w najlepsze. Przemek uparł się, że mnie zawiezie do pracy i z nie odbierze. Zaczął się bardziej starać i odpuścił ze swoją nadopiekuńczością. Postanowiłam również bardziej się zaangażować. Szybko dotarliśmy pod halę. Otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść.
- Już tęsknię- powiedział, patrząc mi w oczy. Objął mnie w pasie i namiętnie pocałował.- Miłego dnia. Będę o 16- oznajmił. Połączył nasze usta ostatni raz i odjechał. To zdecydowanie nie były jego usta. Chciałam sobie przypomnieć, kto wtedy sprawiał, że serce biło mi szybciej. Rozejrzałam się po okolicy i zobaczyłam Wojtka, który stał przy swoim samochodzie z zaciśniętymi pięściami i wściekłością wymalowaną na twarzy. Pomachałam mu, ale on odwrócił się i poszedł w kierunku wejścia. A temu o co chodzi?


----------------------------------------------------------
No to Maja zaczyna sobie przypominać obu panów xd Nie zabijcie mnie za tę ich noc xd nie mogłam się powstrzymać xd nie będzie tak łatwo xd z resztą czy kiedykolwiek u mnie było łatwo? xd
I już odpisywałam na to czytelniczce, ale napiszę jeszcze raz. Nigdy, ale to przenigdy nie napiszę pod rozdziałem " Jeśli bedzie tyle komentarzy to będzie nowy rozdział/ dodam jutro" czy inne podobne rzeczy... Nikogo do komentowania nie będę zmuszać. Najbardziej cieszą mnie komentarze, kiedy same chcecie je dodawać :) Oczywiście to motywuje i jestem wdzięczna za każde zdanie, ale dla mnie to nie fair po prostu. Cieszę się, że nie możecie się doczekać nowego rozdziału, ale jestem w stanie dodawać tylko 1 w tygodniu i też nad tym ubolewam :( Piszę dla siebie i dla was. Dla mnie prowadzenie bloga to czysta przyjemność, a kiedy wy go czytacie i doceniacie moją pracę ta przyjemność jest jeszcze większa ;)
Dodawałabym wcześniej rozdziały, ale mam za mało czasu :( Ten jak i poprzedni rozdział jest prawie 2 razy dłuższy niż inne :) Jeśli napiszę jakiś rozdział wcześniej to go dodam, ale jak mówię czas mi nie pozwala na to :(
Mam nadzieję, że się spodoba ;)
Całuję i do następnego :)